Skrzydlata zmrużyła łagodnie oczy, z uśmiechem przyglądając się, jak nowo poznana wilczyca zajada upolowanego przez nią zająca. Lubiła to uczucie. Lubiła się dzielić i sprawiać innym przyjemność.
Poruszyła uszami na słowa wadery. Podniosła nieco głowę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż dotychczas.
– Oh, oh tak! Wataha Mrocznych Skrzydeł, bo tak się nazywa, to wspaniała wataha, która…
I tak rozpoczął się emocjonujący monolog, który pewnie by się nie skończył, gdyby nie narzekające upomnienia Rayli, które skutecznie sprowadzały ją na ziemię, co by nie odpłynęła za daleko. Miała szczerą nadzieję, że Wichnie spodobała się chociaż jakaś część i zachęci ją do zostania tutaj na dłużej.
***
Któregoś razu jakimś magicznym, niewyjaśnionym trafem przypomniała sobie akurat o tej jednej, konkretniej wilczycy. Dawno z nią nie rozmawiała, więc pod wpływem jednego impulsu już jakiś czas była w drodze. Zabrała ze sobą też Raylę, bo czemu nie. Właściwie to sama chciała iść. Nie ufała Wichnie?
Shira, uradowana jak mały, wesoły szczeniak, dreptała żwawo po wydeptanej ścieżce, z tygrysicą u boku. Nie leciała, choć tak byłoby szybciej, wolała się po prostu przespacerować. Tak się złożyło, że będąc już na miejscu, napotkała poszukiwaną przez nią wilczycę jeszcze przed samą jaskinią. Czyżby gdzieś szła? Była zajęta? Shira miała nadzieję, że nie będzie za bardzo przeszkadzać. Jej oczy i tak błysnęły z zachwytem.
– Wichna! Dawno się nie widziałyśmy, czyż nie? – zawołała z uśmiechem, co najmniej z takim entuzjazmem, jakby były starymi przyjaciółkami, które spotkały się po latach.
A pomyśleć, że tak naprawdę wcale nie znały się zbyt dobrze. Warto to zmienić, prawda?
<Wichna? Nie wierzę, tyle to czekało,, xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz