20.02.2022

Od Antilii* cd. Ziyoł

Coś czułam, że dzisiaj nie będzie zwyczajny dzień pracy… Nie myliłam się. A czasami wolałabym się mylić…
– Wejdź… – poprosiłam wskazując Ziyoł drogę do swojego gabinetu. Wadera już znała drogę, także puściłam ją przodem. Usiadła na specjalnych poduszkach zabezpieczonych zaklęciem antybrudzącym, dzięki czemu nie muszę ich prać po każdym pacjencie.
– Odwróć się do mnie plecami – powiedziałam, biorąc potrzebne mi narzędzia. Bez szycia się nie obejdzie… – pomyślałam, nieco zasmucona i zarazem zaniepokojona. Ostatnio bardzo często przychodzi do mnie ta wadera, co mocno mnie… martwiło. Czy ona robi to specjalnie? – zastanawiałam się. Nie byłam pewna co do jej… ekhm… sposobu życia, ale przynajmniej przychodziła po pomoc, a nie ukrywała to przed światem. Podobnie w drugą stronę – nie afiszowała się z tym lub robiła z siebie ofiarę. Bardziej obstawiałam, że to jest wina jej… nieporadności… Lub czegoś innego.
Wszystko jest możliwe – od zwykłych wypadków po demony czy inne bóstwa, które sprawiają, że dotykają ją te wypadki…
– Opowiedz mi jak to się stało. – Chwyciłam strzykawkę i zaczęłam nakłuwać jej skórę substancją znieczulającą, która ma działanie miejscowe. Kolce były cienkie, ale długie a sierść w okolicach wkłucia ciał obcych miała kolory od brązowej rdzy po świeży, żywy szkarłatny kolor. Miałam nadzieję, że te szpikulce nie naruszyły żadnego ważniejszego nerwa lub naczynia…
Wadera zaczęła opowiadać, że podczas polowania spadła z drzewa i wpadła w krzaki z dużymi kolcami. Większość udało jej się samej wyjąć, ale te na grzbiecie były nieosiągalne dla niej oraz trudne do usunięcia – każde poruszenie chodźby jednym bardzo ją bolało. Nie dziwiłam się.
Usunięcie tego, trochę mi zajeło, a szycie – jeszcze więcej. Nie wiem dlaczego ale gdy wyjęłam ostatniego kolca, pacjentka zaczęła niemiłosiernie się wiercić. W końcu, gdy zagroziłam, że ją obezwładnię przy pomocy magii, uspokoiła się nieco, przynajmniej na tyle, abym mogła pozszywać podziurawioną skórę. Gdy się udało, przekazałam informacje dotyczące dbania o ranę i aby pokazała się mniej więcej za tydzień. Pożegnałam ją, a ona na do widzenia przytuliła mnie i dziękowała za pomoc, po czym udała się w swoją stronę.
Stałam i patrzyłam jak odchodzi, myśląc, co to za istota. Wyróżniała się mocno na tle innych członków watahy, ale miała coś w sobie. Coś, czego nie potrafiłam określić. Poza tym naszła mnie inna myśl, bardziej… prolocza.
Coś czuję, że spotkamy się szybciej.
Uwierzcie mi, gdyby za krakanie dostawałabym chociażby coinsa, już byłabym najbogatsza w naszej watasze…


Ziyoł? Bez polotu, muszę Ci przekazać wyjaśnienie dlaczego Zi to spotyka, strasznie Cie sory x'd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz