29.07.2021

Nashi cd Antilia

 Szare, poszarpane futro, drobnej wadery przybrudzone było krwią. Leżała ona na śniegu, którego barwa z każdą sekundą coraz bardziej przypominała rubiny. Z wielkim trudem i bólem z pyska Nashi wydobywał się płytki, świszczący oddech. Miała pęknięte kilka żeber, złamaną prawą, przednią łapę i kto wie, co jeszcze. Z minuty na minutę nikła ona w oczach. Oprócz bólu, półprzytomna wadera czuła jeszcze wzmagające się zimno. Pozostawiona sama sobie i nie mogąc nic zrobić, zaczęła się w myślach modlić. 


                                                              *~*~*~*~*~*~*~*~*


Dokoła panował mrok, wiał silny wiatr i sypał śnieg. Nashi wiedziała, że jeśli zamknie oczy, to może ich nie otworzyć. Trwała więc w ciszy i bólu. Przed sekundą skończyła swe modły. Gasnącymi oczyma wpatrywała się w dal. Niespodziewanie z mroku zaczęła wyłaniać się  postać. Niemalże cała czarna wadera, przyozdobiona wręcz fluorescencyjnymi elementami w kolorach błękitu i fioletu. Posiadała liczne pióra i ptasie tylne kończyny. Postać kroczyła dumnie, miała czas. Z każdym krokiem, który zbliżał ją do Nashi, uspokajał pogodę, sprawiając, że płatki śniegu toczyły nad głową wilczyc leniwe okręgi. Szara wadera rozpoznała przybyszkę. Opuściła z szacunkiem wzrok, nie mogąc niestety zrobić nic więcej, dla Bogini Mądrości o imieniu Vicosa. Bogini zatrzymała się tuż obok cierpiącej wadery i pochyliła się nad jej głową i zaczęła szeptaj do ucha wilczycy, na co to lekko zadrgało.

– Witaj Nashi – powiedziała ciepłym, łagodnym głosem, który sprawił, że przez obolałe ciało szarej wilczycy przeszedł dreszcz – To nie czas i pora na bliższe poznanie ojca. Wysłuchaliśmy Twoich próśb, a jestem tu by sprawiedliwość zwyciężyła. - przerwała bogini, przymknęła na chwilę swoje pełne mądrości oczy, po czym kontynuowała – Dam Ci siłę i obudzę w Tobie moc. Musisz pomóc swojej przyjaciółce i zgładzić demona, który nie powinien nigdy wracać, do tego świata. - Po tych, jakże poważnych słowach, które rozpaliły iskrę nadziei w sercu Nashi, Vicosa nakreśliła magiczny znak na czole wadery, po czym rozpłynęła się w powietrzu. W miejscu gdzie stała przez moment opadał srebrny pył, który już po chwili został porwany przez nieco silniejszy podmuch wiatru. Szara wilczyca poczuła przyjemne ciepło, wypełniające ją od środka. Jej ciało zaczęło się powoli składać z powrotem w jedną silną całość. Jej rany znikały zaszywane złotym światłem, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Ból również się ulotnił, pozwalając Nashi wstać. Na początku lekko się za chwiała, ale tylko po to by następnie stanąć w swej pełnej okazałości. Emanowała boską mocą, która sprawiała, że jej futro lekko świeciło w ciemnościach.  Już po chwili owa energia została do reszty wchłonięta przez organizm wilczycy , w wyniku czego stopniowo budziła się boska moc wilczycy. Wadera przymknęła swoje błękitne oczy, by ułożyć swoje myśli i ustalić plan działania. ~Wiedziałam, że nie byłą sobą~ pomyślała, nie wiedząc czy ma się cieszyć, czy płakać z tego, że jej przyjaciółką zawładnął demon i to nie ona, chciała jej śmierci. Wzięła głęboki wdech, chłodnego powietrza, po czym powoli je wypuszczając otworzyła oczy. Tęczówki wilczycy posiadały teraz płonące, złote obręcze (dosłownie wyglądało to tak jakby na pierścieniu zewnętrznym tęczówki tańczyły niewielkie płomienie), które sprawiały, że ślepia wręcz lśniły w mroku. 

– Czas uratować Tilię! – z entuzjazmem wilczyca ruszyła w stronę pieczary, będącej miejscem oczekiwanego spotkania.


                                                            *~*~*~*~*~*~*~*~*


Sprzęt , który posiadała niestety już na niewiele się zdawał. Jedno co się ostało z upadku to apteczka i fragment uprzęży do którego wciąż była przymocowana Nashi. Wilczyca westchnęła, cicho ubolewając nad straconym cennym ekwipunkiem. Wyswobodziła się z resztek uprzęży i zabrawszy apteczkę, upewniła się, że ta nie spadnie. Już miała wskakiwać na prawie pionową ścianę, gdy jej uwagę nagle przykuł śnieżnobiały lis. Stworzenie miało wyjątkowo bystry wzrok i stało cierpliwie spoglądając na nieco zakłopotaną wilczycę. Zwierzę wskazało ogonem skałę przed która siedziało. Po chwili namysłu Nashi postanowiła podejść i sprawdzić, o co chodzi. Okazało się to dobrym pomysłem, gdyż tuż za ów skałą znajdowało się wejście do w prawdzie wąskiego, ale prowadzącego w górę tunelu, w którego wnętrzu znajdowały się skalne schody, pokryte błękitną fluorescencyjną roślinnością, przypominającą mech. Lis wszedł dumnym, pewnym siebie krokiem do środka. Wspiął się kilka stopni i zerkając za siebie, czekał, aż Nashi pójdzie za nim. Wilczyca szybko dogoniła tajemnicze zwierzę, po czym razem udały się krętym korytarzem niemalże na sam szczyt. ~To było tu wcześniej, czy Vicosa specjalnie utworzyła ten tunel?~ zastanawiała się, jakim cudem go wcześniej nie dostrzegła. Przecież znacząco ułatwił by wilczycom podróż. Minęło niecałe pół godziny, a w tym czasie Nashi energicznym krokiem pokonywał coraz to wyższe stopnie, aż znalazła się przy wyjściu. Lisica zniknęła równie nagle co się pojawiła. Słysząc czyiś stłumiony głos, wadera przypadła plackiem do oblodzonej ziemi. Sprawnie ukryła się za zaspą, po czym odczekując chwilę, aż dźwięki ucichną, ostrożnie zza niej wyjrzała. Jej oczom ukazał się tunel prowadzący do wnętrza pieczary, oświecony czerwonym, złowrogim blaskiem czegoś przypominającego ogromne znicze. Serce wadery przyspieszyło, a oprócz boskiej energii, Nashi poczuła jeszcze przypływ adrenaliny. Cokolwiek czaiło się we wnętrzu, zagrażało nie tylko jej, ale i Antilii, a co gorsza, już prawie udało się temu zabić szarą wilczycę. Biorąc głęboki wdech Nashi ruszyła cicho na pród, starając się ukryć pośród Cieni, które coraz częściej spotykała na swojej drodze. Coś z wnętrza jaskini wydzielało spore ilości światła, co poniekąd ułatwiało wilczycy skradanie się. 


                                                        *~*~*~*~*~*~*~*~*


Poruszałam się w niecodzienny, dla siebie sposób. Niby cicho, dyskretnie, ale z pewną pewnością siebie i dostojnością. Czułam jak moc, którą rozpaliła we mnie Viscosa, prowadziła moje ciało. nie odczuwałam głodu, czy zmęczenia. O bólu prawie zapomniałam. Jedno na czym obecnie była skupiona moja uwaga, to otoczenie. Wyostrzony słuch sprawił iż do moich uszu dotarł odgłos miarowego oddechu. Zupełni, jakby ktoś spał. Światło które zaledwie minutę temu mogło by mnie oślepić, nagle przygasło, sprawiając, że wszędzie zapanował pół mrok. Blask moich oczu odbijał się lekko od gładkiej, skalnej ściany. i choć nie ukrywam, podobał mi się ich nowy wygląd, to w tej chwili mogły spalić, mój punkt zaskoczenia. Niemalże przyklejona do podłogi, dotarłam do głównej komnaty. Szybko się rozjeżałam, poszukując, czegoś, za czym mogłabym się ukryć. Dostrzegłszy grubsze skały, przypominające słupy szybko, ale i cichuteńko, podbiegłam do nich. Znowu przypadłam do ziemi. Odczekałam chwilę, po czym ostrożnie wyjrzałam zza swojej kryjówki. Ciemna postać leżała, na czymś przypominającym tron i ewidentnie drzemała. Zapewne zasnęła, gdy zgasło światło. Szybko połączyłam kropki w mózgu i stwierdziłam, że to musi być ów demon, o którym mówiła Vicosa. Stanęłam prosto, ukrywając się w cieniu swojej kryjówki. Przyjrzałam się przedmiotowi dokładniej. Przypominał on klatkę, a w jej wnętrzu znajdowała się majacząca i widocznie wykończona Antilia. kamien spadł mi z serca widząc ją żywą. Delikatnie ją szturchnęłam na co ta się poderwała i pewnie by podskoczyła, gdyby nie brak energii i miejsca. Gestem pokazałam jej by zachowała ciszę. W oczach wilczycy zebrały się łzy. 

– Nashi... –  wyszeptała, a ja wyczułam w jej glosie wiele mieszanych emocji, spośród których wyczytałam jedynie niedowierzanie. Choć cieszyłam się ze spotkania, nie miałam czasu na czułości. usiłowałam bowiem zlokalizować zamek, którego otwarcie uwolniło by moją przyjaciółkę i pozwoliło by mi jej udzielić pomoc. Gdy tylko znalazłam ustrojstwo, zaczęłam w nim szperać pazurem, powoli przestawiając zatrzaski. Otworzyłam drzwi, które zaskrzypiały. Zignorowałam to chcąc zbadać Antilię wzrokiem gdy nagle, dostrzegłam w jej oczach strach. Moje futro na karku się zjeżyło. Odwróciłam się gwałtownie a moim oczom ukazała się najgorsza inkarnacja czarnej magii, jaką zdołałam sobie wyobrazić. A najbardziej przeraził mnie fakt iż owa inkarnacja była niezwykle pociągająca. ~Że też musiał mi wpaść w oko akurat największy złol, na tej cudnej ziemi.~ Z tą myślą stałam w pozycji obronnej i mimo boskiej mocy, która nadal krążyła w moim organizmie, moja pewność siebie zaczęła się ulatniać, zwalniając miejsce strachowi.



<Antilia?>

Nashi ma zamiar Cię chronić, aczkolwiek fakt iż się najwidoczniej zakochała, sprawił, że teraz walczy również w swym umyśle. Jak potoczy się pojedynek, bo ten jest nie unikniony? Czy boska moc wystarczy aby pokonać Steelfire, czy jednak głupie serce Nashi doprowadzi do przegranej? Co poczuła Tilia, gdy zobaczyła emanującą boską mocą Nashi? I co teraz zrobi?

Niecierpliwie czekam na Twoją odpowiedź. 

A i przepraszam, za masło maślane, które zapewne gdzieś się tutaj znalazło. Dałam się ponieść wciąż nowej dla mnie narracji i wenie. Mam nadzieję, że nie przesadziłam.  Zawrotne jak na mnie ponad 1200 słów. Pozdrowionka :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz