28.07.2021

Od Antilii cd. Nashi

Czułam się jak obserwator wizji, które często mnie nawiedzały – mogłam jedynie patrzeć i słuchać, tylko tyle. Patrzyłam, jak lina podtrzymująca Nashi pęka, a zerwane włókna sterczą w każdym możliwym kierunku. Słyszałam jej błaganie, żebym tego nie robiła; pytania zaczynające się od słowa dlaczego… 
Ja mogłam tylko patrzeć, słysząc szaleńczy śmiech i nienasycony głód mordu Steelfire'a. Czułam, jak rośnie w siłę i coraz bardziej przejmuje kontrolę nad moim ciałem, ale też jak łańcuchy wiążące mój umysł oraz duszę zacieśniają się z każdą chwilą coraz mocniej.
W końcu ostatnio włókno trząsnęła z hukiem. Szara wilczyca zawisła na chwilę w powietrzu po czym zaczęła spadać w lodową otchłań otoczoną gęstą mgłą. Jej ogromne, przerażone oczy wwiercały się w moją duszę, wywołując ogromne poczucie winy oraz wstyd. Ja jednak patrzyłam obojętnym wzrokiem, czując ogromny ból w sercu. Jednak nic nie mogłam z tym zrobić. Wadera zniknęła w szarawej chmurze a obcy byt stracił zainteresowanie moją postacią. Ja dzięki temu przez krótką chwilę odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem i już chciałam ruszyć za młoda kiedy Steel przypomniał sobie o mnie. Poczułam ostry ból w głowie oraz okolicy serca, przez który mimowolnie jęknęłam, po czym straciłam chwilowo czucie w nogach oraz w skrzydłach. Poczułam, jak pasożyt bytujący w moim ciele mentalnie kręci głową. 
– Oj, oj oj… Nie możesz tak robić, skarbeńku – powiedział, cmokając jak do małego szczeniaka. Zjeżyłam się i miałam już go dość. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się intruza z mojego umysłu ale to nie dało pożądanego efektu. 
– Następnym razem kara za nieposłuszeństwo będzie bardziej bolesna… A następna sprawi, że już nigdy nie spotkasz swojej rodzinki… – To zdanie powiedział mrożącym krew w żyłach tonem głosu. Przez kręgosłup przeszedł dreszcz przerażenia.
W co ja się wpakowałam… – pomyślałam, bliska załamania. 
 – Życie za życie, moja droga… – westchnął ciężko Steel, pewnie mając mnie dość a przede wszystkim mojej naiwności i przywiązania. Natychmiast to mnie zaalarmowało. 
 – Jak to? – powiedziałam, czując gniew na tajemniczą istotę która sterowana mną jak kukiełka na sznurku oraz na samą siebie, że robię się strasznie naiwna i łatwowierna na słowo "rodzina". Próbowałam się tego oduczyć, uodpornić, ale to na nic – chęć poznania swojej historii oraz rodziny jest jest tak silna jak mało co. 
 – Miałem na myśli, że aby się zobaczyć z rodziną musisz poświęcić ofiarę – życie tej tam szarej za twoje nowe życie u boku swojej rodziny… – czułam, jak cierpliwość do tłumaczeń demona powoli się kurczy. 
 – Ma na imię Nashi – warknęłam, czym przypłaciłam ostrym bólem głowy. Nie żałowałam. 
– Miała – poprawił mnie mój "towarzysz". Ja tylko zdołałam jeszcze raz spojrzeć w dół, wyobrażając sobie srebrną waderę leżącą na tle białego śniegu poplamionego szkarłatna krwią. 
 – Piękny obraz… – mruknął z zadowoleniem Steel. 
 – Zamknij się – warknęłam ostro, po czym zaczęłam wspinać się w górę, chcąc zająć czymś szalejące myśli oraz coraz głośniejsze wyrzuty sumienia. Steelfire mruknął coś, lecz puściłam jego komentarz mimo uszu.
Przez pewien czas pięłam się w górę, wspinając się po niemal pionowej górze. Normalnie od kilku godzin byłabym już zmęczona i musiałabym robić przystanki, wisząc przy ścianie, ciskana przez wiatr na lita skałę. Jednak przy pomocy nieproszonego gościa w moim ciele w ogóle nie odczuwałam żadnego dyskomfortu. Wydawało mi się, że w jakiś sposób wpłynął na metabolizm mojego organizmu, najpewniej na drodze czarnej magii. Moje ruchy były prawie zautomatyzowane – wsunięcie przednich łap w szczelinę lub znalezienie podpory, oparcie się tylnymi nogami o ścianę, podciągnięcie. 
I tak cały czas. Wiatr coraz bardziej się wzmagał, sprawiając, że prawie odczepiłam się od ściany. Mocniej ścisnęłam czakram oraz linę, mając nadzieję, że góra nie pochłonie również i mnie. Miałam ochotę płakać, wyć, cokolwiek! Ale nie mogłam… Czułam się jakby coś blokowało moje emocje… 
– Nie coś a ktoś – fuknął Steelfire. 
– Oh, najmocniej Pana – mocno zaakcentowałam tytuł – że Pana – ponowne zaakcentowanie – uraziłam – żachnęłam. Szczerze mówiąc, chciałam mieć go już z głowy. 
 – Już niedługo… – burknął niezadowolony. – Jesteśmy prawie na miejscu.
Wiatr coraz mocniej przybierał na sile w miarę, jak zbliżałam się do dużej półki skalnej niedaleko szczytu. Zastanawiałam się czy te podmuchy wzmagają się wraz z zwiększającą się wysokością mojego położenia, czy też ustawiono tu zabezpieczenia w postaci silnego, porywistego wiatru. 
– Raczej to drugie – potwierdził Steelfire. – Uważaj, teraz będzie wiało zdecydowanie mocniej. 
– Kto nałożył na te góry te zaklęcie zabezpieczające? 
– Słyszałam o nich, lecz tylko potężni magowie byli wstanie nałożyć zaklęcie, tak aby ono działało przez wiele lat, nawet wieków po śmierci czarodzieja. 
– Taki jeden, co próbował mnie zniszczyć… – mruknął mroczny byt, wyraźnie niezadowolony i rozdrażniony. – Nie chcę o tym rozmawiać… – skwitował. 
Ja milczałam – zarówno ustami jak i umysłem. Nie znaczy to jednak, że ostrożnie budowałam mur mentalny, w którym mogłam na spokojnie myśleć. Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej, sprawiając, że odczepiłam się jedną nogą od ściany. Próbowałam wrócić, jednak żywioł mi na to nie pozwalał. Czułam jak powoli opadam z sił i poddaje się w ręce losu. Nagle poczułam, jak przez żyły płynie mi czysta energia. Czułam, jak mięśnie zaczęły płonąć żywym ogniem. Zacisnęłam mocno łapę na czakramie, który nadal był wbity w litą, lodową ścianę. Chwyciłam drugi, luźno zawieszony na kruchym lodzie i wbiłam go głębiej, po czym oparłam się na min, wspinając się coraz wyżej. Moje tempo znacząco wzrosło, mimo panujących niekorzystnych warunków. Tak więc pokonałam dzielący mnie dystans od mojego celu nie w kilka godzin lecz minut.
Wczołgałam się na płaską półkę skalną, uważając, aby wiatr nie zdmuchnął mnie. Przytuliłam mocno skrzydła do swojego torsu, nie chcąc, żeby ich rozpiętość ułatwiła mi natychmiastowe zejście z góry.
Nagle w mojej głowie rozległ się chichot. Piskliwy i wkurzający. 
– Wyobraziłem sobie jak tak fruniesz… – powiedział, nadal śmiejąc się do rozpuku. Starałam się nie zwracać na to uwagi i ostrożnie idąc, badając podłoże przykryte grubą warstwą śniegu, kierowałam się w stronę jaskini znajdującej się naprzeciw mnie. Była duża a w jej wnętrzu zionęła czarna dziura, nie pozwalająca mi dostrzec do jest w środku. Przełknęłam ślinę i powoli postawiłam łapę na progu groty. 
W głowie kotłowały mi się myśli – niektóre z nich krzyczały, że źle robię, inne, że robię to dla swojej rodziny.
Po kilkunastu krokach zauważyłam pewien przedmiot, stojący przy prawej ścianie. Był wysoki a na jego szczycie była ciemna misa. Gdy podeszłam, we wnętrzu naczynia rozpalił się płomień o czerwonym, złowrogim odcieniu. Otoczenie przybrało ceglastoczerwony kolor, a kolejne pochodnie zapaliły się, odsłaniając drogę do serca góry.
Idąc tak w paszczę potwora (Steel oczywiście musiał to skomentować w swój złośliwy sposób), czułam zniecierpliwienie złowrogiego ducha, który traktował moje ciało jak ruchome naczynie. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy i sam pobiegnie w głąb jamy. Milczałam, starając się zachować udawany spokój. Steelfire nic nie mówił, ale przez ostatnie kilkanaście godzin zdążyłam go poznać na tyle, że doskonale wiedziałam, iż komentuje moje podejście w zabezpieczonej przez siebie strefie. Mój mur mentalny prawie był skończony. Za chwilę powinnam być zdolna ukryć przed demonem swoje myśli. Muszę jednak uważać…
Nagle zostałam oślepiona ostrym światłem. Odruchowo zasłoniłam oczy łapą, lecz to dało niewielką ochronę. Po kilku minutach bezustannego mrugania oraz rozglądania się dookoła odzyskałam wzrok.
Wtedy zobaczyłam i zrozumiałam co ja uczyniłam…
Rozpoznawałam symbole widniejące na ścianie. Opisywały one pewnego demona o wielu imionach oraz ogromnej mocy, która potrafiła jedynie niszczyć i zabijać… Czarne malunki przedstawiały różne sceny, tworząc coś w rodzaju linii czasu. Powstanie demona, werbowanie uległych wilków, które stały się swego rodzaju wyznawcami. Gdy zbudował armię z bezmyślnych, łatwowiernych i lojalnych wilków, zaczął siać chaos i pożogę, aż pojawił się mag posiadający wiedzę i moc, by zniszczyć demona. Ów mag zamknął licho w wysokich górach, tworząc coś w rodzaju wiecznego więzienia, a na same góry rzucił urok niszczycielskiej pogody, która miała strzec pieczarę przed ciekawskimi oczami oraz wilkami, które chcą przywrócić pierwotne zło do życia. Stałam jak wmurowana w ziemię, bojąc się postawić kolejny krok. W oczy rzuciła mi się kamienna płyta na środku jamy – na niej była położona przejrzysta misa w której znajdował się ciemny, bordowy płyn a dookoła rozstawiono trzynaście świec. Przy prawej krawędzi lśnił srebrny sztylet. Wtedy dostrzegłam pewną inskrypcję. Byt ten był w stanie wskrzeszać zmarłych, lecz nie posiadali oni własnej woli. Były bezmózgimi marionetkami w łapach tego czegoś…
– Oszukałeś mnie… – szepnęłam.
Steelfire zaśmiał się.
– Oczywiście, Złociutka. – Po raz pierwszy od pewnego czasu usłyszałam słodkie przezwisko od niego. – Zresztą, nie wiem gdzie jest Twoja cholerna rodzinka, ale z tego co narazie mi wiadomo, chyba nadal oddychają… – przyznał szczerze.
Serce zabiło mi szybciej a ogień nadziei zapłonął gwałtownie. To oni żyją?!
Miałam ochotę płakać, lecz nadal nie byłam w stanie kiwnąć palcem. Strach związany z konsekwencjami mojego czynu mieszał się z wiarą w odnalezienie mojej rodziny.
– No, pora stworzyć moje ciało… – Gdy to powiedział, zrobiłam krok na przód. Lecz nie z mojej woli.
– Co?
– No tak. A i zdążyłem przejąć kontrolę nad Twoim ciałem. A ten mur mentalny, co budowałaś, zburzyłbym jednym chuchnięciem.
– Wiedziałeś? I nic z tym nie robiłeś? – spytałam zrezygnowana, lecz nadal próbowałam odzyskać czucie w swoich nogach. Bezskutecznie. Zbliżałam się do ołtarza znajdującego się na środku jaskini.
– Oczywiście! – Zaczął się śmiać. – Obserwowałem co ty tam sobie planujesz, chcąc Cię wziąć z zaskoczenia.
Podeszłam do stołu ofiarnego, mimowolnie biorąc sztylet w łapy. Ciemna ciecz, kolorem przypominająca zaschniętą krew, zawrzała, po czym zaczęła wychodzć z misy. Naprzeciwko mnie wisiało coś, co przypominało wyglądem dużego, przerośniętego basiora. Nagle to coś rzuciło się na mnie, po czym owinęło się wokół mojego ciała, krępując większość moich ruchów, oprócz przedniej nogi, w której spoczywał niewielki mieczyk. Czułam na swojej skórze śliskość w miejscach, gdzie to się znajdowało. Czubek sztyletu dotknął opuszki śródręcza, po czym przeciął zrogowaciałą skórę, tworząc głęboką ranę.
Niewielki strumyk krwi powoli wypełniał dno magicznego naczynia.
Wtedy magiczna ciecz pokryła całe moje ciało. Czułam, jak Steelfire odchodzi z mojego ciała, zabierając mi wszystkie siły – zarówno te fizyczne jak i te magiczne oraz mentalne.
Upadłam na ziemię, siłując się z ciężkimi powiekami. Widziałam bardzo niewyraźnie, lecz udało mi się zobaczyć moment transformacji demona w fizyczną postać, która przybrała wygląd wilka. Poczułam eksplozję energii czystej, czarnej magii. Po chwili zobaczyłam jego.
Był czarny niczym bezchmurne nocne niebo bez swojego księżyca, lecz jego futro mieniło się fioletowym blaskiem. Z jego ciała odchodziły krótkie, ciemne macki dymu, sprawiając wrażenie, jakby basior przede mną palił się czarnym ogniem… a raczej ciemną mocą. Oczy czerwone niczym świeża krew, żarzyły się jak rozpalona stal. Patrzyły na mnie z wyższością i niemal litościwie. Czułam buzującą w nim moc, napędzaną chciwością, kłamstwem oraz śmiercią.
– Co myślisz o moim nowym ciele, Cukiereczku? – Wyszczerzył szarawe, lecz lśniące zęby do mnie. Jego oczy subtelnie zapłonęły mocniejszym blaskiem.
Przez chwilę nie robiłam nic. Nagle spróbowałam wstać. Nogi mi się trzęsły, zupełnie jakby były zrobione z waty, lecz udało mi się na nich utrzymać. Spojrzałam mu w czerwone, świecące ślepia.
– Nie jesteś w moim typie… – warknęłam słabym głosem.
Ten się zaśmiał głośnym, ciężkim głosem.
– Przypuszczałem, że tak powiesz.
Nagle przede mną wyrosły ogromne, skaliste kolce, pędzące szybko w stronę stropu jaskini. Zatrzymały się z głośnym zgrzytem, wbijając się w kamień tworzący sufit.
Klatka, w której tkwiłam, była niewielka i bardzo ciasna – ledwie udało mi się odwrócić.
– Zostaniesz moją maskotką, Złociutka. Lub niewolnicą. Wybierz sama… – Uśmiechnął się złośliwie. Wszedł do środka, widząc w jego oczach rządzę zawładnięcia nade mną i wykorzystania mnie…
– Wypchaj się! – krzyknęłam mocno. Po chwili mocno tego pożałowałam, czując, jak tracę siły. – Nigdy nie będę Ci służyć!
– Spokojnie, jeszcze zmienisz zdanie. – Oblizał pysk, pożerając moje ciało spojrzeniem. Zadrżałam. On chce to…
– Dobrze myślisz… – powiedział, lecz po chwili głośno westchnął. – Lecz na razie muszę nabrać nieco mocy. Ta twoja jest nawet dobra, ba – silna i nawet potężna, ale to biała magia. Ja potrzebuję czegoś przeciwnego… – szepnął, idąc w stronę wyjścia. – Tylko się nie oddalaj! – Po czym wyszedł. Dym z jego ciała lizał ściany, zostawiając na nich ciemny ślad.
Nashi, proszę, wybacz mi… – załkałam w myślach, prosząc wszystkich o przebaczenie. 

 Naszka? Przepraszam, że tyle czekałaś ;___;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz