2.08.2021

Od Kennego do Vili

-Kompletnie nie wiem co powiedzieć - dokończyłem zdanie. - Pierwszy raz ktoś podzielił się ze mną jego przeszłością… Szczególnie że dopiero się poznaliśmy - zaśmiałem się.
Nie chciałem też mówić waderze, żeby się nie martwiła, bo na pewno ich kiedyś znajdzie… bo dawanie fałszywej nadziei jest okrutne. Nie ważne jak bardzo chciałem ją w jakiś sposób podnieść na duchu, pocieszyć to nie potrafiłem. Ale Vila wydawała się bardzo silna. I mimo tego, co się stało, potrafiła z radością opowiadać o swojej przeszłości.
-A co z tobą? - zapytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Moja mama zmarła podczas porodu, wychował nas ojciec… Mnie i trójkę mojego rodzeństwa. Kiedy został wezwany na wojnę, oddał nas pod opiekę starego maga, który nauczał mnie później magii. Gdy ojciec wrócił, był niezadowolony z tego powodu. Często się kłóciliśmy. Zdarzało się, że gdy odkryłem jeden ze swoich talentów, po prostu zamieniałem się w ptaka i odlatywałem, żeby nie umiał mnie wytropić.
-Potrafisz zamienić się w ptaka? - zapytała z zainteresowaniem.
-I nie tylko - uśmiechnąłem się i zademonstrowałem swoją moc. Częściowo zamieniłem swoje futro na pióra, jednak szybko wróciłem do wilczej formy. - Pewnego dnia moja siostra zachorowała. - kontynuowałem. - Stało się to tak nagle. Lekarze z naszej wioski nie dawali jej szans na przeżycie. Stwierdziłem, że skoro oni nic nie mogą zrobić, to ja spróbuję. Całe dnie i noce spędzałem na czytaniu ksiąg z zaklęciami. Kilka z nich dalej pamiętam. Gdy z moją siostrą było już bardzo źle, mój ojciec i bracia stracili całą nadzieję. Szykowali pogrzeb, nie odstępowali jej na krok. Żegnali się… I mieli mi za złe, że nie robię tego samego, tylko siedzę w księgach. W końcu znalazłem zaklęcie, do którego wymagany był pewien składnik… Już nie pamiętam jaki. Wiem, że po niego pobiegłem, a gdy wróciłem, dowiedziałem się, że moja siostra ma atak, który nie pozwalał jej oddychać i że lekarze nie mogą nic z tym zrobić. Jak najszybciej tylko potrafiłem, pobiegłem i ledwo postawiwszy łapę w jaskini, zacząłem recytować zaklęcie. Jeszcze wtedy nie potrafiłem w myślach ich wypowiadać. Uratowałem Aie, a tata stwierdził, że jestem gotów opuścić wioskę i zacząć własne życie. Zanim tu dotarłem, spotkałem wiele ciekawych istot i spotkałem kilka przygód… Ale to opowieści na inne dni.
Opowiedzenie tej historii sprawiło, że stałem się jakoś spokojniejszy. Teraz Vila znała moją historię, a ja jej. Dzięki temu mogłem choć trochę lepiej ją rozumieć. Wadera już chciała coś powiedzieć, lecz przerwałem jej:
-Powinniśmy stąd iść.
-Dlaczego - zapytała.
-Na terenach mieszka wiele stworzeń i nie wszystkie są przyjazne. - wytłumaczyłem. Nie chciałem straszyć Vili, ale niedaleko wyczułem nieznaną energię i postanowiłem dmuchać na zimne.
Ruszyliśmy przed siebie. Było ciemno, a gdy drzewa zakryły nam jedyne źródło światła, jakim był księżyc, nie było już nic widać. Nie mogłem użyć magii do oświetlenia drogi, bo to zdradziłoby naszą pozycję. Dlatego szliśmy powoli, rozmawiając cicho, by wiedzieć, że się nie zgubiliśmy. Po chwili oczy przyzwyczaiły się do ciemności i szło się już lepiej.
-Ała! - krzyknąłem po tym, jak wdepnąłem w coś ostrego. Uniosłem lekko przednią łapę do góry. 
-Jesteś cały? - zapytała Vila i zatrzymała się, a gdy udało się jej zlokalizować moją pozycję, podeszła.
-Nic mi nie jest. - odpowiedziałem i gdy tylko postawiłem łapę na ziemi, to pożałowałem. Szybko podniosłem ją, by nie potęgować bólu. - Jednak będziemy musieli iść wolniej.

<Vila?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz