Kolejny dzień z rzędu słabo spałem. Właściwie to w ogóle. Za każdym razem, gdy już przymykałem oczy, rozbudzała mnie myśl, że mógłbym nieświadomie coś zrobić Harace. Było to dziwne, ponieważ nie wiercę się podczas snu, i moje przeczucia co do tego raczej na pewno by się nie sprawdziły, ale tym razem po prostu w głowie miałem coś takiego... jakby moja jakaś część chciała powiedzieć mi, że jak zasnę, to niechcący jej coś zrobię. Nawet nie wiem co.
Więc nie spałem. Uważałem na każdy swój oddech. Nie chciałem, by wdechy były zbyt gwałtowne. Nie chciałem jej obudzić.
Noc minęła mi na przemyśleniach i przyglądaniu się medyczce. Długim. To była pierwsza totalnie bezsenna noc. Wcześniej starałem się sypiać, chociażby dwie godzinki.
Ale nie, bo muszę się zastanawiać, gdzie ta ułomna glizda i czy nic jej nie jest.
Rano, gdy Pani Doktor się obudziła, zaproponowałem śniadanie. Zgodziła się bez mrugnięcia okiem. Byłem trochę zaspany, dlatego trochę zajęło mi polowanie, ale ostatecznie poradziłem sobie z... zającem. Ganiałem za tym gówniakiem jakieś piętnaście minut, a i tak nie spotkałem nic bardziej treściwego po drodze. Zrzuciłem to na kiepską pogodę. Jednak raczej nie to było przyczyną. Znaczy... Chyba.
Przyglądałem się jedzącej śniadanko Harace.
Gdzie ten cholerny wąż...
Westchnąłem.
- Chyba się nie wyspałeś, co? Czy może zmęczyłeś się bieganiem?- usłyszałem głosik Pani Doktor. Nie było jej już w tym miejscu, w którym była wcześniej. Nie zauważyłem, kiedy się przemieściła, mimo że cały czas patrzyłem w to samo miejsce.- Może znajdę ci jakieś ziółka nasenne, co?
- Obejdzie się- fuknąłem cicho.
- Ledwo stoisz, Kali- upomniała mnie. Jakbym sam nie znał swojego progu wytrzymałości. Bzdura. Jest dobrze.
- Wcale nie. Radzę sobie świetnie.
- Mhm. Właśnie widzę. Maraton byś przebiegł- stwierdziła z bardzo wyczuwalną ironią. Zaraz jednak jej ton zmienił się na nieco łagodniejszy.- Marsz do łóżka i lulu.- Ale tylko nieco.- Już.
- Nie będę spał w dzień. To głupie- żachnąłem się, stawiając krok w kierunku wyjścia.
- Powiedział idiota- prychnęła, stając mi na drodze. Spadaj stąd do cholery.- Czekasz, aż ci zaśpiewam kołysankę, czy co? Spać!
Spać? Chyba ją pogrzało! Nie jestem szczeniakiem, nie będzie mi mówić, kiedy mam kłaść się spać!
Chociaż... koły...
Potrząsnąłem głową, by wyrzucić sobie ze łba ten pomysł.
Nie, nie, nie! Stop!
- Przecież zaraz wychodzę.- Stanąłem porządniej, w razie, gdyby miało zakręcić mi się w głowie od wiercenia nią (?).
- Nigdzie nie idziesz! Masz odpocząć, zalecenie lekarskie. Bo jak nie, to zaraz wypiszę ci zaświadczenie o ciężkiej chorobie przewlekłej, zwolnią cię i nawet nie dostaniesz renty!- zagroziła, pseudopoważnym tonem. Ja jednak zmarszczyłem brwi. Czułem potrzebę wygłoszenia swojego spostrzeżenia.
- W pracy na zlecenia i tak nie dostałbym renty.
- Jeśli zdechniesz z przemęczenia, nie dostaniesz tym bardziej. Wio do łóżka!
"Wio" to ty sobie możesz mówić do...
- Zmuś mnie, szczurku- wyrwało mi się niechcący. Chciałem to odwołać, widząc zaskoczenie na jej pyszczku, ale... w momencie, w którym zniknęło i przerodziło się w złość... postanowiłem w to brnąć. Obserwowałem bez wyrazu, jak wymachuje ogonem na obie strony z groźną miną.
- Wiedz, że mogę to zrobić na kilkadziesiąt różnych sposobów, Kali. Mówię spokojnie ostatni raz. Kładź się w tej chwili.
Spokojnie! Pft! Co ty możesz mi niby zrobić? Chcę wyjść i wyjdę!
Tym razem bez zbędnych komentarzy po prostu wyszczerzyłem kły i warknąłem. Haraka patrzyła tak na mnie chwilę bez ruchu. Zrobiłem krok w stronę wyjścia ze zwycięską miną. Nic mnie już nie obchodziło.
- Spróbuj zrobić jeszcze jeden krok, a...
A, ku**a, co?!
Mrugnąłem.
Sergiusz. NO W KOŃCU! Miałem już coś do niego powiedzieć, ale...
Yh... Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Znowu zacisnąłem zęby.
Przeklęta iluzja.
Bez zastanowienia przeszedłem jeszcze kawałek. Byłem wściekły. Cholernie wściekły. Chciałem odreagować, ale jednocześnie nie mogłem. Musiałem szukać tego przeklętego gada. Starałem się być spokojnym, ale... Yh! To trudne, tak?!
Okropnie trudne. Nawet teraz tylko stoję i warczę. Przeklęty wąż. Robi mi to tylko na złość. Wiedział, że będę się zamartwiać.
A może nie wiedział...?
To by oznaczało, że... No właśnie — co? Ranyyyy...~
- Chrzanić to!
Ostatni raz przed wyjściem spojrzałem na Harakę i... jej oczy... szkliły się.
Ja...
Symulantka.
Nie.
Marna aktoreczka, chesz tylko, żebym źle się czuł. Jeszcze gorzej. A ja właśnie wyjdę stąd i ch*j ci do tego.
- Mówiłam ci... - Co...?- HADZIA!
W jednej chwili szczurzyca skoczyła na mnie. Chciałem ją uderzyć. Taki był mój pierwszy odruch, ale...
Nie. Zrobię jej tak krzywdę. A ona? Co? Podrapie mnie pazurkami? Yh... Dam się.
Zapomniałem tylko o jednym.
To nie jest zwykły szczurek. To medyczka.
A medyczka podobnie jak czarodziej. Ma swoje sztuczki.
Cholera.
Ał.
<Haraczka? Ty agresywne stworzenie >:00 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz