Szedłem raźno wśród pobielonych śniegiem pni, nie zważając
na zimno. Słońce oświetlało śnieżną pokrywę bladym, chłodnym blaskiem, który
odbijała ona ze zdwojoną siłą, czasem rażąc tym moje oczy. Wiatr hulał w
gałęziach drzew, rozdzwaniając zwisające z nich lodowe sopelki. Ogarnęła nas
miła kakofonia zimowego dnia. Na horyzoncie ukazywał się już kolejny punkt
orientacyjny, kolejny śliczny krajobrazik. Aneksa.
Przebiegając ostatnie kilka metrów, jako pierwszy dotarłem nad zaśnieżony brzeg. Z niewielkiego klifu rozciągał się widok na zakole rzeki. Szumiące zazwyczaj jednostajnie byliny porastające jej dolinę teraz wznosiły się nieruchomo i dostojnie, obciążone kryształami śniegu. Nieliczne chylące się nad powierzchnią wody drzewa, które w innej porze roku gościły w swoich gałęziach całe chmary ptactwa, teraz w ciszy połyskiwały szronem. Pięknie. Nie było słychać praktycznie nic.
Oprócz…
- Co to za dźwięk? – zapytał Aaron, omiatając spojrzeniem otoczenie.
- Zaraz się dowiemy – odpowiedziałem i ruszyłem w stronę źródła dziwnych odgłosów, a basior za mną. W zimie w przyrodzie wszystko zwalniało – zwierzęta zasypiały lub kryły się w swoich domkach, rośliny zaprzestawały ekspansji, woda zamarzała. Każde istnienie chciało się schronić przed zimnem i przygotować na następny rok. Cóż więc mogło wydawać ten dziwaczny dźwięk? Rozkoszując się melodyjnym chrzęstem śniegu pod łapami, potruchtałem bliżej brzegu, przecisnąłem się pod leżącym pod kątem pniem i zatrzymałem się w osłoniętej, malutkiej zatoczce. Na chwilę zapanowała cisza.
- Kaczka – powiedział wreszcie mój kolega, a ja przytaknąłem w zadumie. Źródło dziwnych odgłosów, które okazały się zachrypniętym kwakaniem, na nowo zaczęło je emitować, nawet głośniej niż poprzednio. Kiedy przyjrzałem się ptakowi, moim pierwszym odkryciem był fakt, że posiada on zachwycające upierzenie – gładkie, choć gdzieniegdzie zmierzwione piórka łebka i piersi pobłyskiwały zielenią, a granatowe, opalizujące lotki poprzetykane były bielą. Ugruntowało to mój podziw dla sił natury, które potrafiły stworzyć taką cudną kaczuszkę.
- Chyba powinniśmy jej pomóc? – głos Aarona, zagłuszany przez żałosne krzyki ptaka, przywrócił mnie do rzeczywistości i umożliwił poczynienie drugiego spostrzeżenia. Od brzuszka w dół kaczka uwięziona była w twardym lodzie.
- Chyba tak – pokiwałem głową w zastanowieniu.
<Aaron?>
Przebiegając ostatnie kilka metrów, jako pierwszy dotarłem nad zaśnieżony brzeg. Z niewielkiego klifu rozciągał się widok na zakole rzeki. Szumiące zazwyczaj jednostajnie byliny porastające jej dolinę teraz wznosiły się nieruchomo i dostojnie, obciążone kryształami śniegu. Nieliczne chylące się nad powierzchnią wody drzewa, które w innej porze roku gościły w swoich gałęziach całe chmary ptactwa, teraz w ciszy połyskiwały szronem. Pięknie. Nie było słychać praktycznie nic.
Oprócz…
- Co to za dźwięk? – zapytał Aaron, omiatając spojrzeniem otoczenie.
- Zaraz się dowiemy – odpowiedziałem i ruszyłem w stronę źródła dziwnych odgłosów, a basior za mną. W zimie w przyrodzie wszystko zwalniało – zwierzęta zasypiały lub kryły się w swoich domkach, rośliny zaprzestawały ekspansji, woda zamarzała. Każde istnienie chciało się schronić przed zimnem i przygotować na następny rok. Cóż więc mogło wydawać ten dziwaczny dźwięk? Rozkoszując się melodyjnym chrzęstem śniegu pod łapami, potruchtałem bliżej brzegu, przecisnąłem się pod leżącym pod kątem pniem i zatrzymałem się w osłoniętej, malutkiej zatoczce. Na chwilę zapanowała cisza.
- Kaczka – powiedział wreszcie mój kolega, a ja przytaknąłem w zadumie. Źródło dziwnych odgłosów, które okazały się zachrypniętym kwakaniem, na nowo zaczęło je emitować, nawet głośniej niż poprzednio. Kiedy przyjrzałem się ptakowi, moim pierwszym odkryciem był fakt, że posiada on zachwycające upierzenie – gładkie, choć gdzieniegdzie zmierzwione piórka łebka i piersi pobłyskiwały zielenią, a granatowe, opalizujące lotki poprzetykane były bielą. Ugruntowało to mój podziw dla sił natury, które potrafiły stworzyć taką cudną kaczuszkę.
- Chyba powinniśmy jej pomóc? – głos Aarona, zagłuszany przez żałosne krzyki ptaka, przywrócił mnie do rzeczywistości i umożliwił poczynienie drugiego spostrzeżenia. Od brzuszka w dół kaczka uwięziona była w twardym lodzie.
- Chyba tak – pokiwałem głową w zastanowieniu.
<Aaron?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz