30.12.2018

Od Tenshi do Seibutsu

To truchło nie chciało się ode mnie odczepić. Potrzebowałam tylko jego genów czy wiór z rogów. Ale nie. No cóż, najwyraźniej bycie chamskim leży w naturze tych futer podłogowych. Przypominało to trochę grę w Aiona. Ty sobie przechodzisz ścieżką, i nagle cie coś atakuje, a gdy uciekasz do atakującego dołączają jego towarzysze i nadal wiejesz, ale już przed chordą mocno wkurzonych psychopatów nie wiedzących co to moralność społeczna. Wracając-Rożek szykował się już do skoku, gdy nagle coś przypominającego drewno, z mocnym hukiem walnęło w obiekt mojej próbki badawczej. Patrzyłam z typową miną mówiącą: co. W stronę trupa, który po kilku fikołkach ciaputnoł na jakieś ostre kamienie. Kilka nawet go przebiło.
- Moje próbki. - mruknęłam siadając na ziemi i patrząc z zrezygnowaniem na nadal ruszającego się umarłego, który powinien umrzeć. Ileż trzeba się namęczyć żeby zdobyć wióra, a co dopiero sprawne organy wewnętrzne. Teraz są podziurawione.  Odwróciłam głowę w stronę odgłosu spadającego żwiru.
- Gdybyś mógł go skierować w stronę drzew byłoby lepiej - mruknęłam do dziwnego basiora, którego pierwszy raz na oczy widziałam, do tego miał inny zapach niż zwykle.
- Ciekawie się odwdzięczasz za pomoc - odparł lustrując mnie wzrokiem. Przeszył mnie dreszcz, jak wtedy, kiedy jestem w zbyt dużym tłumie i wszyscy się na mnie gapią. Ugh.. trauma do końca życia.
- Skoro taki chętny do pomocy to teraz pomóż mi przytrzymać tego wierzgającego truposza, żeby mnie nie ugryzł. Nie chce mieć zakażenia.
- Zakażenia... - powróżył jakby do siebie
- Huhu.... ugryzł cie? - zaśmiałam się idą w stronę ryczącego kawałka padliny. Jak niby miałam się zachować w stosunku do tego osobnika? Jak ja w watasze zwykle mówię: hej i sobie idę. W okolicy wyczuwałam jeszcze kilka truposzy, jednak starałam się nie zwracać na nich uwagi, tylko jak najszybciej ukończyć robotę. Podeszłam do łba dyszącego i unieruchomionego stwora. Był wielki, nie da się zaprzeczyć, ale to jednak trup, a one szybko tracą równowagę, szczególnie jak po jednej stronie jest zbocze. Kamienie skutecznie go unieruchamiały, chociaż za długo nie wytrzymają.
- Czemu go po prostu nie zabijesz - mruknął jakby znudzony basior.
- Bo potrzebny mi na razie żywy - niepokój przepłynął przez mój umysł, gdy zapach umarlaka się nasilił, i nie był to smród tego, który właśnie przede mną leżał, i usilnie próbował mnie dziabnąć kłapając szczękami w powietrzu. Basior przypatrzył się czujnie, jakby zastanawiając się czy zdradzić swoje zdolności obcemu wilkowi, który ni z dupy zażądał od niego pomoc w swoich dziwnych eksperymentach. W końcu obwinął pysk zmarłego grubymi pnączami, a ciało unieruchomił... w sumie nie wiem czym. wyczarowałam linkę, którą ocierałam o rogi, z których poleciały wióry niczym z obieranej marchewki. wszystko poszło od razy do woreczka.
- Jestem Tenshi. Zdajesz sobie sprawę z przebywania na terenie watahy nie? - spytałam zajęta robotą, tylko po to, by przerwać ciszę.
- Powiedzmy - mruknął siedzący na kamieniach samiec.
- Dobra, to będę mówić na ciebie drewno
- Co? - zdziwił się marszcząc brwi
- Zgaduję że imienia na razie nie zdradzisz, a drewnem się posługujesz więc... - westchnęłam. Gdy wreszcie skończyłam robotę byłam już naprawdę zestresowana, gdyż:
1: robiłam takie coś pierwszy raz, i tak naprawdę posługiwałam się podręcznikiem
2: towarzysze nadal szarpiącego i wydającego dziwne dźwięki umarlaka zaczęli się stopniowo gromadzić w pobliżu, więc zaczynałam się martwić, żeby przypadkiem mnie zaraz nie zaatakowali.
- Dobra słuchaj bezimienny - powiedziałam szybko szykując się do odejścia. - Albo zostajesz u nas, albo idziesz i będę musiała poinformować władzę o twoim przebywaniu tutaj. Jak idziesz do siebie to pamiętaj żeby opatrzyć ranę, a jak idziesz ze mną to znajdziesz drogę do watahy, pewnie kogoś po drodze spotkasz, trzymaj - powiedziałam szybko i prawie na jednym wydechu, po czym wcisnęłam mu zwitek papieru z zapisaną recepturą na zakażenia od tych stworów, którą nosiłam gdyby któreś z wyhodowanych zwierząt zostało ugryzione czy zadrapane. Zakażenie boli. Bardzo. Popatrzyłam ostatni raz na Drewnianego Przyjaciela i odleciałam z nerwami na karku
- Dzięki za pomoc! - krzyknęłam jeszcze w jego stronę odlatując. Powinien sobie poradzić.

<Seibutsu? Tylko mnie nie zabij>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz