23.12.2018

Od Aarona cd. Mateo

Spojrzałem na biedne zwierzątko. Czyżby zasnęła na wodzie, która zaczęła powoli zamarzać? Niechętnie stanąłem na lodzie. Miałem nadzieję, że nie załamie się pod naszym ciężarem. Nie mam ochoty na drugą kąpiel tego dnia. Ostrożnie stawiałem kolejne kroki. Zamarznięta tafla była niesamowicie śliska. Łatwo było o wypadek. Mateo podążał za mną, również uważając, by nie przewrócić się. Podeszliśmy bliżej do kaczuszki, która czując zagrożenie, zaczęła bardziej miotać się i kwakać.
- Spokojnie... - Wiedziałem, że mnie nie rozumie, jednak serce mi się krajało, gdy widziałem jej cierpienie. Zaraz wyrwie sobie wszystkie piórka! Jak tylko mamy ją z tą wyciągnąć, by nie robić jej krzywdy?
- Przytrzymaj ją, dobrze? - Usłyszałem głos Mateo. Momentalnie wykonałem polecenie. Łapami objąłem ciepłe ciało ptaka. Zaczął się wyrywać, ale szybko go unieruchomiłem. Na szczęście, zwierzątko szybko się poddało i zaprzestało próby ucieczki. Mój towarzysz tymczasem próbował przekopać się przez lód. Była to najwyraźniej niezbyt przyjemna praca, bo zamarznięta woda nie chciała ustąpić i powstało na niej tylko kilka zarysowań. Jednak basior nie poddawał się. Z każdym kolejnym uderzeniem łapy powstawała większa rysa.
- Może się zamienimy? - zaproponowałem. Jeżeli tak dalej pójdzie, Mateo połamie sobie pazury. Wilk kiwnął głową i zastąpił mnie w przytrzymywaniu zwierzątka. Złapał ją delikatnie łapami, aby nie zrobić jej najmniejszej krzywdy. Ptak nawet już nie protestował. Domyślałem się, że musi być wyczerpany. Zacząłem skrobać lód. Nie było to zbyt przyjemne zajęcie. Raniłem opuszki, a odpryskujące kawałki były niesamowicie zimne. Jednak dalej wytrwale próbowałem dokopać się do kaczki. Po kilku długich chwilach widziałem efekty swojej pracy - dziura była większa i uwięzione stworzonko niedługo będzie mogło wydostać się z pułapki. Kilka mocnych uderzeń łapami i ptak był wolny. Niezgrabnie wyskoczył w powietrze. Odbił się kilka razy od zamarzniętej rzeki i wzbił się ku niebu. W kaczka spojrzała w naszym kierunku i zakwakała dwa razy. Przez chwilę patrzyliśmy się jak odlatuje. Na lodzie pozostało po niej tylko kilka wyrwanych piór. Domyślam się, że nieprędko tutaj wróci. Po takiej przygodzie? Zastanawiałem się jak długo była tu uwięziona. Na pewno jest głodna i przestraszona.
- Oby trafiła do swoich - skomentowałem. Mam nadzieję, że wróci do swojej kaczej rodziny.
- Racja. - Mateo wyglądał na zamyślonego. Ciekawe co chodzi mu teraz po głowie.
- Wróćmy może na ląd - zaproponowałem. - Niezbyt dobrze czuję się z faktem, że jeden fałszywy ruch i możemy utonąć.
Dopiero, gdy wypowiedziałem te słowa, zdałem sobie sprawę, że to naprawdę może się stać. Najeżyłem sierść i jak najszybciej ruszyłem w stronę drzew.
<Mateo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz