3.04.2018

Vergil i Shell - "Egg Strike - Easter Offensive" - cz.2 (do... jajkowego Ktosia?)

Shell



Ładowanie systemu 

Funkcje motoryczne - ukończono 
Funkcje sensoryczne - ukończono 
Pamięć - odzyskano
Pamięć podręczna - ukończono
System gotowy do pracy 


Otworzyłem oczy. Interface nie wyglądał na uszkodzony, mimo siły, z jaką powłoka spotkała się z glebą, według analizy wstępnej - skałą z okresu wielkiego zlodowacenia. Poruszyłem kolejno kończynami, podniosłem głowę zamrugałem kilkukrotnie. Tak, system był już całkowicie sprawny.
Wstałem więc, zrzucając ze swoich barków powłokę canis lupus, jaki spadł przez lej krasowy razem ze mną. Po szybkim przejrzeniu swoich informacji, zeskanowałem obiekt.
Vergil. Nazywał się Vergil. 
- Wstawaj. - Oznajmiłem, kopiąc go w bok. Basior mruknął niezadowolony, a następnie otrzepał się i podniósł. Jego wzrok przebiegł po jaskini. Zrobiłem to samo. Tutejsze fauna i flora była dla mnie nieznana, co spowodowało uczucie, zwane prawdopodobnie niepokojem. Wszystko było kolorowe. Pastelowe. Urocze. Słodkie. Świąteczne. Wszystkie epitety tego typu pasowały do określenia otoczenia, w jakim się znaleźliśmy. W dodatku, nie widzieliśmy innej drogi wyjścia, niż otwór, przez który wpadało intensywne światło.
Spojrzałem na Vergila, on na mnie. Zrozumieliśmy, że musimy iść w tamtą stronę. Może tam coś znajdziemy ciekawszego.
Dlatego ruszyłem przodem, a obolały basior dotruchtał do mnie, mrucząc coś pod nosem. Między nami zapadła cisza. Dopiero po chwili, wilk postanowił się odezwać.
- Emm, jak cię zwą? Nie widziałem cię tutaj w okolicy, a skoro przeżyłeś Czystkę, musisz być KIMŚ.
Wzruszyłem ramionami. Czy ja wiem.
- Shell. Po prostu Shell. Nie musisz wiedzieć więcej niż poza to. - Przysłoniłem oczy, kiedy oślepiająco białe światło padło na nasze receptory wzrokowe. Kiedy w końcu przyzwyczaiłem się do tego natężenia (Vergil nadal klął pod nosem na obolałe gałki oczne), ujrzałem coś, co przypominało stare ruiny miasta. I prawdopodobnie było nimi, ale nie pasował mi tutaj jeden element graficzny, wyglądający, jakby zaimplementował go jakiś nawiedzony informatyk.
Jajka.
Jajka wszędzie.
Białe lub po części zamalowane.
Vergil zmierzył to wzrokiem, podrapał się za uchem i zerknął na tabelę wyników.
Czekaj, tu jest coś takiego?
- Jesteśmy w jednej drużynie..
- Jakiej drużynie? - Podszedłem do wilka, spojrzałem na to samo, co on. Zaiste. Na samym dole znajdowały się nasze imiona. Westchnąłem cicho. Chyba powoli zaczynałem łapać zasady. Zwłaszcza, kiedy po dachu przebiegł jakiś inny wilk, ze sprzętem, co przypominał przyrząd do tortur, a następnie zamalował jakieś białe jajko. Czyli drużynowe malowanie pisanek.
Potrząsnąłem łbem, założyłem z Vergilem uprząż i, zastanawiając się, cóż ja robię ze swoim życiem, ruszyłem w wir walki. Wspólnie przemykaliśmy między ruinami, kolumnami czy po wnętrzach budynku, malując jajka. Pisanki wychodziły nam nawet dobrze, a po długiej chwili, byliśmy nawet w pierwszej piątce. Na czele nadal jednak znajdował się ten samotny wilk, który biegał po dachach jak kocur. Vergil, po skończeniu jednej z pisanek, zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. Zrobiłem to samo. Ktoś chodził po dachu.
Podniosłem broń, wycelowałem w pustą okiennicę. Gdy tylko pojawiła się tam postać, wystrzeliłem. Oblepione różową farbą cielsko spadło na podłogę. Vergil wydał z siebie radosny pisk i podbiegł do osobnika, kładąc na jego boku łapę.
- I co teraz? Kto tu rządzi?
Odpowiedziało mu westchnięcie. Zmierzyłem wzrokiem nieznajomego i poznałem w nim czy niej, nie byłem w stanie określić, członka naszej watahy.

<Ktooosiu? :P >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz