13.04.2018

Od Shili.


Kiedy słońce otuliło moją twarz, uniosłam leniwie powieki. Zastanawiałam się przez chwilę, po co mi to wszystko. Jaki w tym wszystkim cel. Obróciłam głowę, wpatrywałam się w bezbarwną ścianę pieczary. A raczej ścianę w kolorze gówna. Przewróciłam oczami, zirytowana na samą siebie. Nadchodziło południe, a ja jedyne czego potrzebowałam, to ciemności. Mrok nie policzkuje Cię witaminą D, wcześniej nie pytając, z resztą w ogóle nie daje o sobie znać. Po prostu jest, nie obnosi się z tym. Słońce coraz bardziej mnie raziło. Od niechcenia obróciłam się w drugą stronę, ale opanowało mnie dziwne uczucie. Takie, które czujesz gdy musisz coś zrobić, ale bardzo tego nie chcesz. Biłam się przez chwilę z myślami, szukałam w sobie jakiejkolwiek motywacji. Jakiegokolwiek celu. Łapy drżały, podobnie jak reszta ciała, mówiło "NIE". Podniosłam się wbrew wszystkiemu, rozejrzałam się czując lekki lęk. Nieprzyjemne poczucie niepewności i strachu. Spojrzałam z obrzydzeniem na swoje futro, rozczesałam je pazurami osiągając obsolutne minimum dobrego wyglądu. Przez myśl przebiegł cień, że wyglądam źle, jednak nie znalazłam sposobu, aby czuć się inaczej-ruszyłam przed siebie.
Od kilku dni nie potrafiłam przywołać ani jednej błyskawicy, już wcześniej czułam, że jestem słaba, ale teraz boję się wpaść na cokolwiek/kogokolwiek. Skupiłam się najbardziej jak umiałam, skierowałam spojrzenie na taflę wody. Naszyjnik uniósł się ku górze, świecił podobnie jak moje pazury i nos. Jednak nic się nie stało. Zupełnie, jakbym przegapiła chwilę, w której piorun uderza płosząc okoliczne ptactwo. Rozbolała mnie głowa, a zawieszka rzemyka stała się bezużyteczna na jakiś czas. Żołądek rozpoczynał swoje modły przyprawiając mnie o dreszcze, a w głowie pojawiła się tylko jedna myśl.
Po co mi to wszystko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz