Postawcie Ewci świeczkę na grobie.
Okoliczności zmuszały do powzięcia najwyższych środków ostrożności. Jeżeli ktoś sobie przypomni, nie będzie bezpiecznego schronienia. Trzeba się ratować przed, cieszącym się obecnie sławą wśród młodych pokoleń, śmingusem-dyngusem.
Na szczęście, miałem już przebiegły plan. Po co dawać innym satysfakcję, pozwalając się zamoczyć? Lepiej ich przechytrzyć i zrobić to samemu.
Wyjrzałem na drogę. Pusto. Obawiając się strzelców wyborowych, pomknąłem w stronę najbliższego głazu. Od tej pory podróż stała się czujnym, wypełnionym ciągłym strachem przemykaniem między trochę bardziej bezpiecznymi miejscami. W pewnym momencie moje uszy wyłowiły cichy szelest. Zmartwiałem. Dźwięk narastał, po czym z traw wyleciał spłoszony bażant. Fałszywy alarm, jednak w obawie przed tym, co mogło go przestraszyć, szybko ruszyłem dalej.
Co dziwne, na drogach nikogo nie było. Nie chciałem się nad tym zastanawiać, bo byłem już blisko upragnionego celu: leśnych wodospadów. Puściłem się pędem w ich stronę. 30 metrów. W uszach rozbrzmiał mi głośny huk spadającej wody. 20 metrów. Na wygrzanej niemiłosiernie palącym słońcem sierści czułem bijący od rzeki chłód. Jeszcze kilka skoków...Woda była tuż-tuż, przesłaniały ją jedynie rzadkie gałęzie wierzby. Już pewny wygranej nad bawiącą się hałastrą wybiłem się ostatni raz.
Rozgrzana słońcem ciecz uderzyła w mój pysk z niespotykaną siłą. Upadłem na trawę; w oczach zatańczyły mi mroczki. Zdezorientowany, zamrugałem, próbując się ich pozbyć, i wyplułem nieprzyjemnie ciepłą wodę. Atak z zaskoczenia? Podniosłem się i skupiłem wzrok na wyłaniającym się z zarośli wilku. Nasza kochana Alfa, bo któż by inny, parsknęła śmiechem.
- Fajnie. Bardzo fajnie - mruknąłem, otrzepując futro.
- Nie wkurzaj się, w zasadzie cię uratowałam - odparła. Dziwne, że w ogóle mnie usłyszała, ryk wodospadów był ogłuszający.... Zaraz, co?
Wyjrzałem zza gałęzi i prawie zachłysnąłem się przerażającym widokiem. Woda, zwykle tworząca w tym miejscu jedynie przyjemnie chłodzący grzbiet prysznic, teraz biła o skały poniżej niczym wściekła. Strumyczek rozszerzył się do rozmiarów rzeki.W powietrzu unosiła się wielka chmura pary; krople z olbrzymią siłą na tryskały na wszystkie strony, także w moje oczy. Wstrząśnięty i znowu mokry, odwróciłem się z powrotem do Lii. Faktycznie, gdybym wskoczył do tego piekła, pewnie moje ciało wyłowiono by kilometry dalej. Albo wcale.
- Dobra, dobra. Ale nie powinniśmy sprawdzić, dlaczego strumień wezbrał? Ostatnio niewiele padało.
Alfa pociągnęła łyk Monstera, po czym zgniotła puszkę, ale nie wykazała dużego zainteresowania. Westchnąłem.
- Jeżeli nic z tym nie zrobimy, to, hm, może nas zalać? Poza tym w gorące dni wiele wilków idzie nad wodę, może po drodze kogoś opryskasz...
- Dobrze, możemy pójść - zgodziła się wreszcie, po czym zawołała - Raven! Chodź tu!
Przy jej boku zmaterializował się na oko roczny szczeniak. Super. Im nas więcej, tym większe szanse, że ktoś się przypadkiem utopi. Widząc, że nikt nie ma zamiaru wracać do watahy, by czynić przygotowania do wyprawy, westchnąłem cicho, wyczarowałem pisankę i wyrzuciłem ją w krzaki. Tak na szczęście. Zaraz potem ruszyliśmy w górę rzeki.
<Lia? Raven? Ktokolwiek, kto chciałby zmoknąć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz