Wpatrzyłam w górę na wielkie, stare drzewo z popękaną korą, które wręcz jaśniało swoją życiową mocą zielonkawym światłem. Od środka było wypełnione wielkimi, niby szmaragdami, gromadząc wszelkie miłe stworzenia z okolicy, szukające odpoczynku lub schronienia. Wiedziałam że nad kryształami znajduje się komnata, umieszczona w koronie drzewa, na samej górze. Nie widziałam tego, jednak przeczucie samo podpowiadało mi, że u góry jest cel mojego pobytu tutaj. To jednak nie zmieniało faktu, iż samo drzewo było wielkości nie byle jakiego zamczyska, zdawało się mnie przytłaczać swoją wielkością, nie było nigdzie moich opiekunów, a ja sama nie byłam na swoich terenach. W sumie... gdzie ja właściwie byłam? Potruchtałam w stronę kory drzewa. Pomimo iż powinna być zima, była tutaj pora letnia, a światło raz po raz chowało się i wyłaniało zza koron zwyczajnych drzew, czasem mnie oślepiając. Gdy byłam na miejscu i mogłam już dotknąć drzewa, załamałam sie na chwilę, nie chcąc już nawet patrzeć w górę z myślą, iż wielka stara roślina mogłaby się na mnie zawalić. Skręciłam w prawo, idąc przy korze, by poszukać jakichś schodów. Gdy znalazłam wielką szczelinę, weszłam do niej, po czym stanęłam pod ciemniejszą warstwą kamieni. Czułam się, jakbym stała pod skamieniałym w bez ruchu oceanem, z morską wodą uchwyconą i zamarzniętą w jednej chwili. Zobaczyłam stopnie prowadzące w dół, umieszczone głębiej pod drzewem, jednak ja miałam iść do góry. Gdy tylko zobaczyłam schody, zrobione to z drewna, to z zachodzących kryształów i postawiłam na jednym z nich łapę, sceneria się przeniosła. Poczułam jakby szarpnięcie, powiew wiatru, a obraz się zamazał. Przestraszona skuliłam się w kłębek zamykając oczy, po czym otwarłam je, by zobaczyć gdzie jestem, gdy wszystko ucichło. Byłam tym razem w wielkim, starym lesie, porośniętym mchem. Wyczuć można było wyraźnie zapach mokrego torfu, wymieszanego z mchem i trawą. To wszystko zmieszane z zapachami zwierzyny, kory i wody. Rozejrzałam się po okolicy. Byłam na otwartym terenie, otoczonym drzewami w taki sposób, iż nie można było dostrzec większej ilości słońca, jak i nieba. Niska trawa była prawie że równej wielkości, natomiast na środku była mała, czysta sadzawka, wokół której można było zauważyć białe ruiny kolumn, tworzących półkole. Zdezorientowana patrzyłam na to, pozostając w swoim przykucu. Czułam jakąś energię, płynącą z otoczenia, jednak nie mogłam zlokalizować dokładnego położenia. Wypatrywałam jakiegokolwiek dźwięku, który by nie był wydawany przez szum drzew lub naturalne odgłosy. Oprócz zwierzyny też nie było można niczego odróżnić. Można by pomyśleć, że siedziałam tam wieki, do puki nie usłyszałam dźwięku łap, uderzających o omszoną korę drzew. Odwróciłam gwałtownie głowę, by zaraz potem ją unieść by popatrzeć na... pewnie białego, wielkiego wilka, którego sierść była niczym fuzja futra i roślinności. Długi ogon przypominający pnącza, trawy i gałązki z liśćmi, spływał za nim, jakby był płynącą wodą. Nie potrafiłam wyczuć zapachu, ani odróżnić płci. Wilk zeskoczył z gałęzi, odpychając się tylnymi łapami, po czym skoczył miękko na trawę. Z każdym jego krokiem i zetknięciem się z trawą, ta szybciej rosła i jaśniała, jakby ciesząc się z dotyku łap leśnego wilka, jednak gdy tylko jego łapy odrywały się od ziemi, roślinność od razu więdła. Zwierzę podbiegło do mnie truchtem i zatrzymało się nade mną, patrząc na nadal leżącą z podwiniętymi pod siebie łapami mnie, z góry. Nie wycofałam się, wytrzymując jego spojrzenie. Chwila minęła, aż rozległ się jakiś głos
- Jestem bogiem lasu, miło mi cię poznać - nie potrafiłam zlokalizować głosu. Był jak szept, do tego wypowiedziany na raz jakby przez każdą roślinę w okolicy. Głos był melodyjny, spokojny... jakby tajemniczy - Nie mam imienia. Jestem lasem, stworzonym z resztek cieni dawnych bożków zielnych, jednocześnie będąc bogiem i patronem terenów na których żyjesz.
- Jak mam się do ciebie w takim razie zwracać? - spytałam ignorując masę pytań cisnących mi się na język, oraz fakt, iż roślinność wokół łap wilka zdawała się coraz bardziej kiełkować i chyba nawet zauważyłam nowo rosnące drzewko.
- Jestem lasem - usłyszałam krótko w odpowiedzi.
- Jakiej jesteś płci? - spytałam zadając drugie, a za razem ostatnie pytanie.
- Nie posiadam, jednocześnie posiadając wszystkie - usłyszałam również spokojną, jak poprzednim razem odpowiedź. Wszystkie? Czy jestem zbyt młoda by to zrozumieć? Kiwnęłam krótko głową, nie spuszczając wzroku z wilka, który zaraz po tym geście zniknął, a ja przeniosłam się z powrotem na tereny watahy, po czym zrozumiałam iż dalej siedzę skulona przed kapliczką. Otwarłam oczy, przypominając sobie wszystkie dotychczasowe szczegóły oraz fakt, iż rano wybrałam się tutaj z moimi opiekunami.
- Coś długo cię nie było - usłyszałam głos popielato czerwonego stworzenia, siedzącego za mną. Odwróciłam wzrok w jego stronę
- Dawni bogowie powrócili pod jedna postacią.
PS: Tak więc, mamy głównego osobnego boga dla terenów. Starzy zostają, spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz