2.02.2020

Od Midnight'a do Lykki

Nieźle, opowieść o jakiś duchach, a później przestraszenie mnie konsekwencjami moich czynów. Nie wspomniała tylko o tym, że też by dostała, za to, że zniknąłem jej sprzed oczu. Trudno, zawsze tak robiłem i do tej pory nikogo to zbytnio nie interesowało, tak też teraz nikt nie powinien się martwić, nie widzi mi się tłumaczenie każdemu, co robię, i co robiłem, chociaż wtedy bym wyleciał, czego zbytnio nie chciałem. Jak już tutaj jestem, to muszę zobaczyć czy rzeczywiście było warto, a nie wychodzić po kilku tygodniach. Taki czas to zbyt mało, aby dobrze każdego poznać, szczególnie że znam tylko dwa imiona w tej watasze, a resztę tylko z widzenia. Trzeba jakoś przyłożyć się do poznawania tutaj wilków, a nie sterczeć z boku, ale co poradzę, że nie chce mi się nawet z nimi rozmawiać. Za jakiś czas poprawię swój wizerunek wśród innych, ale chwilowo pozostanę w miejscu, w którym jestem, w ukryciu, w cieniu, do tego muszę sobie znaleźć jakieś stanowisko, może zwiadowca? Moje umiejętności kamuflażu są bardzo dobre, tylko ciche chodzenie nie przychodzi mi jeszcze z taką łatwością, ale komu to przychodzi przy takim śniegu? Lecąc tak miło się myśli o tym wszystkim oraz o tym, co może się stanąć, nawet zauważyłem, że od dłuższego czasu nie używam skrzydeł, tylko teleportacji. W sumie latać umiem, a umiejętności magiczne są ważniejsze podczas walki od latania nad przeciwnikiem, tak przynajmniej uważam. Przelatywaliśmy już dobre pięć minut, aż trafiliśmy na kilka wilków, które spokojnie czekały, najpewniej na przydział jaskiń, nie wiedziałem, że tyle to trwa. Wylądowaliśmy obok nich i otrzepałem się z kurzu, który rozdmuchaliśmy, lądując na suchym piasku, nikt nie zwrócił zbytnio na nas uwagi, a ja spokojnie usiadłem. Nawet nie wiedziałem co mam w tym momencie zrobić, tylko wiem, że trzeba tutaj stać i zanudzać się na śmierć, bardzo ciekawe zajęcie, nie powiem. Ktoś tam wzywał, pokazywał na polane, to na górę, to na dół. Nawet nie zwróciłem uwagę, gdy ktoś pokazał na mnie i pokazał prawy, stromy pagórek wzgórza. Nareszcie, mogę ogarnąć, gdzie będę mieszkał przez następny, nieokreślony czas, miałem przynajmniej nadzieje, że będzie wygodna i będę tam siedział sam, zawsze mieszkałem samemu, to niepotrzebne mi było żadne towarzystwo. Podleciałem delikatnie w górę, by zobaczyć przystępne miejsce teleportacji i przeniosłem się na jakąś wyższą skałę, okrytą lodem, prawie z niej spadłem, szczerze mówiąc. Powoli zszedłem z niej, uważając, aby nie spaść do urwiska, na pewno nie miałem w planie spadek z kilkudziesięciu metrów i dostania jakichś obrażeń. Wolałem bezpiecznie przejść w stronę wejścia, bez jakichkolwiek wypadków po drodze, spowodowanych przez ten lód i śnieg, ile bym dał, żeby już było lato i te letnie noce. Polowania szły łatwiej, wszystko ogólnie było dostępne, łącznie ze zwierzyną, a tak to teraz ciężko cokolwiek znaleźć zdatne do szybkiego zabicia i zjedzenia. Nawet nie zwróciłem uwagi, w którym momencie ze wzroku zniknęła mi mazikeen, chociaż wydawało mi się, że dalej mnie obserwuje, z jakiegoś cienia, bądź ukryta pomiędzy drzewami. Nie zdziwiłoby mnie to w żaden sposób, przecież raz już jej uciekłem i raczej nie chce, żeby się to powtórzyło, ona też by dostała jakbym zniknął w nieokreślonym momencie. Właściwie czułem, że ktoś już mnie obserwuje, ale nie wiedziałem dokładnie, kto to był, ale wydawało mi się, że przeszywający wzrok pochodził z głębi mojej jaskini. Zapewne mój lokator już tam rozsiadł się wygodnie i czeka, aby mi coś zrobić złego, szczerze sam nie wiedziałem, jakie ma zamiary, ale najpewniej nie zna mnie i nie jest ufny. Postanowiłem nie zwracać na to uwagi i po prostu wejść do jaskini jak gdyby nigdy nic, niby czym miałem się przejmować, zaatakuje mnie? Niech próbuje, dawno z nikim nie walczyłem, chętnie się z kimś zmierzę, tylko właściwie nikogo nie było w środku, dokładniej to nikogo nie widziałem. Czułem czyjąś obecność, tylko skąd ona pochodziła? Rozejrzałem się szczegółowo po jaskini i znalazłem cień, będący ciemniejszy od nich, tak jakby ten ktoś się tam znajdywał. Tak, ktoś tam był, tylko nie miał większej ochoty stamtąd wychodzić, przynajmniej tak mi się wydawało początkowo, szczerze sam nie chciałem wchodzić w jakąś niepotrzebną konwersację, jesteśmy tylko lokatorami. Chociaż ludzie, którzy ze sobą mieszkają, znają swoje imię, więc nie będzie źle zapytać?
-Kim jesteś?-zapytałem, odwracając się w drugą stronę, szukając jakiegoś wygodnego miejsca dla mnie. Musiałem przecież gdzieś spać, to było pewne.
Lykka-odpowiedziała, więc wadera huh? Okej, nie żeby mi to przeszkadzało w żaden sposób.
Midnight-odparłem i po krótkim zwiedzeniu mojego mieszkania i znalezienia wszystkich możliwych miejsc do leżenia odwróciłem się w drugą stronę, kierując się do wyjścia. Wszystko wydawało się dość ładne, ciepło i nie ma śniegu, więc dla mnie było idealne. Wyszedłem, zostawiając swoją nową współlokatorkę z tyłu, nie chciałem wchodzić w niepotrzebne rozmowy, widocznie sama nie chciała ze mną rozmawiać, wydawała się bardzo nieufna, a moc przebywania w cieniu dość potężna, ale dalej przyjemniejsza od czytania myśli Lii oraz mazikeen. To nie przyjemne uczucie przeczesywania myśli nie pasowało mi w żaden sposób, ale co mogłem poradzić? Tak szczerze, to można było powiedzieć, że o wilku mowa, ponieważ moja nowa towarzyszka pojawiła się tuż przed moim pyskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz