20.02.2020

Od Tsumi do Vespre ,,Lukier się przelał"

- Hm? Pączki? - siedziałam w sierocińcu, pozostawiając za sobą opiekunów, którzy załatwiali coś z wilkami. Często tu przychodziłam, gdy nie miałam co robić. Lepiej dogadywałam się z młodszym, niż starszym pokoleniem, chociaż byłam tu w gruncie rzeczy od wszystkich starsza. No, chyba że zaliczyć do tego niektórych towarzyszy.
- Tak. Bierzesz ciasto, które wcześniej trzeba zrobić i napełnia jakąś marmoladą albo... głównie drzemopodobnym przetworem - słuchałam podekscytowaną Eve, która siedziała w rogu budynku, który przypominał już prawilny sierociniec. A przynajmniej główny hol na dole obok kuchni/spiżarni. Mogłam w niej wyczuć lub wywęszyć również jakieś zioła, pewnie dla wzmocnienia organizmu, albo po prostu robiły za apteczkę pierwszej pomocy w razie jakiegoś wypadku. Górna część budowli (górne piętra, pokoje, salon i tp) nadal, lub nadal w połowie przypominała ruinę.
- To takie mochi...? - spytałam, unosząc głowę i wzrok do góry w zamyśleniu.
- Co takiego? - spytała marszcząc brwi - nie nie. Potrzebne jest ciasto drożdżowe i smaży się je na oleju. Zazwyczaj. Chyba, że o czymś nie wiem...
- Chmmm.... - zamilkłam na chwilę, intensywnie wpatrując się w podłogę - ZRÓBMY TO! - krzyknęłam wstając nagle, ze świecącymi oczami.
- Jakie znowu pączki. Wypchacie swoje tłuste dupska a potem będzie narzekanie - mruknął Iwo, który dzisiaj nie siedział w bibliotece, do tego od samego rana był w złym humorze, jakby bolał go ząb. Do tej pory nic nie mówił, siedząc u wejścia za wycieraczką, postawioną tam by nie nanieść do środka piasku i żwiru z zewnątrz, próbując zmusić się do rozciągnięcia miękkiego, puszystego, kremowego dywanu po głównym salonie/holu, w którym siedzieliśmy. Chętnie dodałabym tu jakieś poduszki, chociaż pewnie już o tym pomyśleli. Wielkie, miękkie poduszki, grzejące ci brzuch.
Zignorowałam basiora, rozglądając się po budynku, szukając jednego, chodzącego mi po głowie w takiej sytuacji szczeniaka.
- Vespre! - zawołałam do szczeniaka, siedzącego i gryzącego ogon swojej rodzicielki. Samiec spojrzał na mnie, unosząc swój wzrok - Będziesz moim testerem smaku! - podbiegłam do niego, ignorując zaniepokojony wzrok Zahiry. Nie żeby coś, ale jak rozboli go brzuch to zawsze mamy Rose z ziołami. I mnie w sumie też. Reszta szczeniąt była na górze, a nie chciało mi się ich wołać. Poza tym... nie potrafiłam z nimi zbytnio nawiązać kontaktu, co pewnie było tylko i wyłącznie moją winą.
- Eve, ty mi pomożesz. Zrobimy pączki! - uśmiechnęłam się, odwracając się na pięcie, chcąc powiadomić moich opiekunów, nawet nie czekając na zgodę reszty szczeniąt, jak i pozwolenie Zahiry.

<Vespre? Czekam na żarcie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz