Nie spodziewałam się, że nastanie dzień, w którym stwierdzę, że nora pod korzeniami starego drzewa, będzie lepszym miejscem zamieszkania niż własna jaskinia. Cóż... Nie do końca własna, bo miałam współlokatora, jednak to była najlepsza opcja jaką mogłam wybrać. Większość jaskiń była przeznaczona do użytku przez większą ilość wilków. Zawsze lepszy jeden współlokator niż pięciu. No, tak przynajmniej myślałam jakiś czas temu. Zmieniłam zdanie wraz z momentem, gdy owy współlokator, zdaje się, że miał na imię Midnight,wrócił do jaskini zachowując się, jakby nażarł się jakichś grzybków halucynogennych albo jakiejś innej narkotyzującej substancji. Myślałam, że tylko wśród ludzkiej rasy jest to popularne, a tu proszę. Czarny, skrzydlaty wilk zaczął podchodzić do mnie chwiejnym, pijackim krokiem, mamrocząc niewyraźnie jakieś bzdury.
- Kochaaaaaam cię Lykkaaaaaaa~ - wymamrotał w pewnym momencie wyraźniej.
No nawalony jak nic.
Nie skomentowałam jego obecnego stanu, bo pewnie i tak by to nie dotarło do jego zamglonego umysłu. Przekręcając jedynie oczami przeskoczyłam nad nim, by wydostać się z jaskini. Nie chcę próbować się przekonać co mu może strzelić do łba. Na moje nieszczęście, basior był zawzięty i zaczął za mną gonić. Trzeba przyznać, że był szybki, nawet bardzo, bo praktycznie mnie doganiał. Ale nie ma tak łatwo! Delikatnie zwolniłam na moment i użyłam swoich mocy, by wytworzyć lodową ścianę, która miała według planu zatrzymać wilka. Miała. Nie zatrzymała, plan nie wypalił.
Zaskoczył mnie i teleportował się, prawie mnie dopadając w swoje łapska. Na szczęście zanim mnie dosięgnął, zdążyłam ukryć się w cieniu najbliższego drzewa i szybko wytworzyłam mroźny, porywisty wiatr, który miał zdmuchnąć mi Midnighta sprzed oczu. Znowu zerwałam się do biegu, by go zgubić, ale basior szybko się otrząsnął i znowu mnie gonił. Coraz bardziej zaczynało mnie to irytować, może na początku było to nawet zabawne, ale gość się ostro uczepił i mogło zaraz się zrobić niebezpiecznie.
Nagle wilk skoczył na mnie i myślałam, że zaraz będziemy walczyć, jednak zanim do czegokolwiek doszło, poślizgnęłam na brzegu i wpadłam wprost do rzeki, a basior chyba zdołał zostać na brzegu. Nie jestem tego pewna, wizję przysłoniła mi mętna woda.
Co było dziwne, woda nie była ani trochę lodowata, wręcz przeciwnie, czułam, jakby rozgrzewała moje ciało, ale nie od zewnątrz, tylko od środka. Wypływając poczułam dziwne mrowienie w żołądku, jakby coś mnie łaskotało od środka. Pierwszy raz coś takiego czułam, ale było to bardzo przyjemne. Wraz ze zbliżaniem się do powierzchni czułam się coraz lżej i pogodniej.
Wyszłam na powietrze i złapałam głęboki oddech. Wciąż rozpierało mnie ciepło, pomimo otaczającego mnie śniegu.
Niedaleko brzegu rzeki zauważyłam czarny kształt, który częściowo był pokryty śniegiem. Musiał to być Midnight, ale co mu się stało? Przyglądałam się mu ze współczuciem, pewnie biedaczek zrobił sobie krzywdę! Po chwili wyprostował się i otrzepał ze śniegu, ukazując swoją postać w całości.
W tym samym momencie uderzyło mnie coś, co wcześniej nie docierało do mojej świadomości. Midnight był niezły. To mało powiedziane, był cholernie przystojny! Już wiem skąd pochodziło to specyficzne uczucie, to on był jego sprawcą!
Ale muszę jakoś sprawić, by on poczuł to samo.
- Midnight~ - zaczęłam nawoływać słodkim głosem, zbliżając się do basiora. - Kochaaany~
Jednakże jego twarz przybrała wyraz zdziwienia. Przecież powinien być oczarowany!
Sunęłam po śniegu niczym nimfa po leśnym runie, zostawiając za sobą równomierne ślady moich delikatnych łap.
- Mój dzielny maczo~ - kontynuowałam równie słodkim głosem co przedtem. Odległość między nim a mną wynosiła już tylko kilka kroków, ale on coś mruknął, zmarszczył czoło i... Zniknął! Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Może zgrywa niedostępnego? Mmm, lubię takich. Są jak skrzynia ze skarbem zamknięta na kłódkę, do której trzeba odnaleźć klucz.
Przeszukałam, całą watahę, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swego Romeo. Gdzie on jest? Dlaczego mnie zostawił?! Czego mi brakuje? Mogę to zmienić, zdobyć! Dla niego wszystko...
Pogrążona w dręczących mnie pytaniach poślizgnęłam się na jakiejś zamarzniętej kałuży, zbyt późno wysunęłam pazury i nie zdążyłam złapać równowagi, przewróciłam się uderzając o coś łbem.
Na chwilę mnie zamroczyło, ale po chwili odzyskałam ostrość wzroku i słuchu. Uderzyło też we mnie straszne zimno i uświadomiłam sobie, że niektóre kosmyki mojego futra są zamarznięte. Musiałam chodzić z mokrym futrem przez dość spory kawał czasu. Zacisnęłam szczękę, bo zimno było nie do zniesienia. Wilk Mrozu przemarznięty na kość, zabawne... Taaa.
Z wciąż bolącą głową i ze zmarzniętym ciałem udałam się do swojej jaskini. Miałam również bardzo paskudny humor, więc lepiej, żeby nikt mi na drodze nie stanął.
Weszłam do jaskini, w której znajdował się mój współlokator. Rzuciłam mu tylko krótkie spojrzenie, jednak po tym poczułam ostry ból w czaszce.
Przypomniałam sobie wszystko, co wyrabiałam przez ostatnie godziny. Natychmiastowo ogarnęło mnie palące uczucie zażenowania.
- Słuchaj. - warknęłam krótko w stronę basiora, jednak to na siebie byłam zła. - Uznajmy, że to nigdy się nie wydarzyło. - mówiłam mimowolnie dość rozkazującym tonem.
Midnight jedynie przytaknął.
Cóż, przez następne dni będę musiała go unikać, aby uspokoić to przeklęte palące uczucie wstydu w żołądku.
<The End~>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz