11.02.2020

Flakon Cudów [Midnight]


Wstałem tak jak zawsze, wczesny ranek, słońce jeszcze nie zdążyło do końca wyjść zza chmur, więc to była idealna pora na jakąś pieszą wędrówkę. Wygramoliłem się z leża i zacząłem człapać w stronę wyjścia, tak aby nie obudzić Lykki. Widocznie dalej mi nie ufała, ponieważ była znowu gdzieś ukryta w cieniu i nie zamierzała się pokazywać, lub po prostu uciekła, kto wie. Nie było tak, że jesteśmy w złych relacjach, po prostu ja jej nie ufam, ona mi, nie gadamy w ogóle co mi pasowało jak najbardziej, sam nie lubiłem za dużo gadać. Czasem wolałem przemilczeć niż gawędzić przez cztery godziny, posiedzieć w ciszy. Wychodząc, wpadłem do głębokiej zaspy śnieżnej, która automatycznie wybudziła moje jeszcze nie obudzone ciało i po chwili wyskoczyłem z niej całkowicie rozbudzony i pełny działania. Jeszcze pokryty śniegiem zacząłem powoli człapać do rzeki, żeby się napić czegokolwiek, miałem taki suchy pysk od wczoraj, ponieważ wróciłem w nocy z wędrówki i byłem tak zmęczony, że zapomniałem o takiej prostej czynności jaką jest picie wody. Oczywiście pogoda nie chciała spełnić moich zachcianek i zacząłem zjeżdżać prosto w kierunku rzeki, w sumie dawno się nie kąpałem to pomyślałem dlaczego nie? Z całym impetem wleciałem do wody, rozpryskując lodowaty płyn wokół siebie, a sam aż zawyłem z zimna, które mnie dotknęło. Powoli usiadłem cały zamoczony w zimnej wodzie i siedziałem sobie tak, próbując jakoś przyzwyczaić się do nowych warunków w których się znalazłem. Jak gdyby tak pomyśleć to umyłem się i od razu się napiłem, same plusy prawda? Posiedziałem w takim stanie jeszcze kilka minut i wygramoliłem się cały mokry, orzeźwiony i pełny energii do działania. W takim stanie to mogłem nawet dzisiaj polować cały dzień, czy też ćwiczyć, no kto by pomyśleć, że taka kąpiel może dać tyle siły? Czułem się tak jakoś… lekki, w moim brzuchu poczęły latać motylki i zacząłem biec jak gdybym dostał jakiś narkotyk. Biegłem, przewracałem się, skakałem, robiłem to wszystko bez krzty zadyszki i szybko znalazłem się pod wejściem jaskini i dosłownie wskoczyłem do jej środka, co aż zaskoczyło moją współlokatorkę, która z szokiem i popatrzyła na mnie. Lykka…. Boże, jaka ona piękna. Biało-czarna wadera z widocznymi kręgami podkreślające jej tajemniczość i skromność, biały ogon dawał jej aurę milczenia, a całe futro przypominało bezchmurną noc z gwiazdami. Jej charakter pasował tak jak mój, byliśmy sobie przeznaczeni, ona cicha wadera, ja silny i zwinny, no przecież ja ją kocham! Tylko czy ona mnie kocha?! Ona musi mnie kochać, przecież jesteśmy jak dwie krople wody, no proszę bardzo. Zapytam się jej! Tak zapytam się jej czy odwzajemnia moje uczucia.

-Kochaaaaaaam cię Lykkaaaa- mówiłem uwodzącym głosem i począłem iść w jej stronę odpowiednim krokiem. Wiedziałem jak wyznać jej miłość, oj ja to jestem jednak w tym dobry. Przecież nie mogła mi odmówić, przecież byłem tak przystojnyyy, a ona tak piękna. Boże, ty chyba jej oddałeś wszystkie gwiazdy tego świata i stworzyłeś ją na znak najpiękniejszej wadery na całej kuli ziemskiej, całej galaktyki! Ona zaśmiała się cichutko i przeskoczyła szybko w stronę wyjścia i uwodzicielskim uśmiechem pokazała, abym szedł za nią, wiedziałem, to jest ta jedyna, Lykka, chciała, żebyśmy wyszli gdzieś w bardziej romantyczniejsze miejsce, aby też mi wyznała miłość, ja to jednak mam głowę! Zacząłem biec za nią, a ona, aby podkręcić tempo i sprawdzić czy jestem jej godzien, zaczęła biec coraz szybciej i szybciej, a ja bez problemu ją doganiałem, energia miłości dodawała mi ogromną ilość energii, ona również pędziła z magią naszych uczuć, ja to wiedziałem. Po kilku momentach chyba znalazła odpowiednie miejsce, ale jednak utworzyła ścianę lodu przede mną, aby sprawdzić moje umiejętności, a ja oczywiście ją pokonałem, teleportując się za nią i lecąc prosto w objęcia Lykki, która czekała na mnie już z otwartymi łapami. Niestety, to była kolejna próba i zniknęła gdzieś w cieniu drzewa, które szybko odnalazłem i chciałem złapać, na co ona utworzyła zimny wiatr, który odrzucił mnie do tyłu i wylądowałem na drzewie. Czyli lubiła się bawić? Tak, ja tez kiedyś lubiłem, to dlaczego by nie pokazać jak fantastyczny jestem?! Przecież nigdzie indziej nie znajdzie takiego basiora jak ja, miałem być dla niej tym wyjątkowym, tym jedynym to pokażę, że zasługuje ! Zaczęła tworzyć delikatne huragany, aby mnie sprawdzić, a ja z wdziękiem je unikałem i powoli się do niej zbliżałem. W pewnym momencie znaleźliśmy się rzeki, której byłem i już wiedziałem, chciała wyznać mi miłość nad wodą, przecież to takie romantyczne! W pewnym momencie wreszcie ją miałem i gdy już ją łapałem, ona zleciała do wody, a ja zaryłem ostro w śnieżną zaspę.

***

Obudziłem się w dziwnym stanie, leżąc pyskiem w śniegu. Musiałem stracić przytomność, trenując wczoraj w nocy? Może byłem tak zmęczony, że najlepszym miejscem do spania była ta dziura, którą zrobiłem? Kto wie, sam w tym momencie nie wiedziałem i powoli wygramoliłem się z pod śniegu, otrzepując się z nadmiaru zimowego puchu, po czym zobaczyłem stojącą na brzegu Lykke, która dokładnie wpatrywała się w moją stronę. Pewnie się uśmiała widząc mnie w takim stanie, ale po co tak się na mnie patrzy? Wyglądam jakoś śmiesznie, sam nie wiedziałem, po czym ona zaczęła powoli kroczyć w moją stronę pijackim krokiem powtarzając ciągle tylko:

-Midnight…Midnight…Midnight…Midnight….

>Lykka<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz