Wadera zaczęła mnie denerwować. Ja? Tchórz?
- Chmm... nie.
- Nie? Czyli jednak jesteś tchórzem. Mogę wiedzieć czemu nie chcesz wyjść?
- Bo.... nie. Nie wiem kim jesteś...
- CZY JA CI WYGLĄDAM NA KOGOŚ KTO ZABIJA!?
- Jak chcesz. - warknąłem i wyskoczyłem. Wadera gwałtownie odskoczyła. Czyżby się bała? To było dziwne.
- No. A teraz... czy możesz opuścić te tereny? Chyba, że masz zamiar zostać... jeśli tak mam obowiązek zaprowadzić Cię do alfy. Jeśli nie... też powiem o twojej wizycie alfie ale bez zaprowadzenia Cię do niej.
- Czy... wasza alfa to basior? - uśmiechnąłem się pod nosem. Ona chyba serio się bała. Ale czego? Przecież jej nie jem ani nic. Bo po co? To było trochę nie logiczne. Kanibalizm to cecha która mnie odstrasza.
- Nie. Wadera. - powiedziałem.
- Mogę jeszcze wiedzieć kim jesteś?
- Emm... wilkiem?
- Nie o to chodzi...
- A no tak. Gdzie są moje maniery...- ,, O ile je mam" Pomyślałem.- Jestem Kors. Członek Watahy Mrocznych Skrzydeł. Strażnik nocny...
- Bladeraw... - powiedziała a raczej mruknęła wadera nadal stojąc tam gdzie stała. Czyli... jakieś 20 m ode mnie. Gdy zrobiłem krok w jej stronę ona zrobiła krok do tyłu więc cofnąłem łapę.
- Dobra. - Powiedziałem już z nutą zniecierpliwienia. - Maz mnie wyprzedzić i iść przede mną. Muszę mieć Cię w zasięgu wzroku. - To powiedziawszy cofnąłem się dwa kroki do tyłu. Wadera przez chwilę stała jak słup soli po czym powoli... z wielką ostrożnością zaczęła mnie omijać aż w końcu znalazła się na przeciwko mnie ale tym razem 5 m bliżej.
- Idziemy... - mruknąłem i popatrzyłem na waderę znacząco. Zaczęła iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz