7.04.2019

Przygody Seikatsu - najmłodszego z Bogów #1

Szedłem sobie szybkim krokiem pochłonięty przez przemyślenia. Niefortunny obrót wydarzeń, czy może zwykła złośliwość losu?


Nie ważne, co to było. Ważne, że trzeba było działać, żeby to jakoś odkręcić.

O czym mowa? Sam do końca nie wiem, ciągle się w tym gubię. Niepewnie stawiam kroki. Za dużo przemyśleń jak na moją głowę... I za długa trasa jak na moje łapy.

Usiadłem, biorąc powoli głębszy wdech. Powietrze zdawało się rozrywać moją pierś od środka. Przerwa w ruchu sprawiała, że ogarnął mnie obraz konsekwencji, jakie mogło wywołać moje znalezienie się tutaj. Nie mogę tu przebywać. Dorwą mnie. Ale gdzie jest ten dzieciak? Nie można się zatrzymywać. Trzeba biec. Trzeba biec teraz. Bardzo szybko. Szybciej.

Mimo wyraźnych komend moje łapy sparaliżowane strachem nie chciały podnieść się z ziemi. Stałem jak wryty, słuchając szelestu liści, oddechów egzystujących w pobliżu zwierząt. Czułem nieistniejący oddech na swoim karku. W każdej chwili mógł stać się prawdziwy. Sekundy dzieliły mnie od utraty możliwości bycia. Niebyt był gorszy nawet od najkrwawszych tortur. Gdzie ten szczeniak!?

Kim jestem? Najwyraźniej niańką dla jednego z Bogów. Nie byłoby to takie złe, gdyby to coś nie było takie nadpobudliwe! Lata w tę i wewte jak jakaś obłąkana bestia! Ani chwili odpoczynku! Pędzi to, jak jakiś gepard czy inny skurwysyn, którego goni coś jeszcze groźniejszego, a ja? Zgubiłem bachora Nestera i Kasidi. Nie mam pojęcia, gdzie jest ta szkarada! Po co mam pilnować jakiegoś nieśmiertelnego szczawia!? Cholera, cały Zwiastun Zguby mnie potępi. A Nester to urwie mi łeb, zanim wykopie mnie w niebyt. Bye-bye, Mak.

Cofnąłem się powoli do tyłu, próbując przeanalizować swoją sytuację i błąkające się myśli, jednak cokolwiek bym nie wymyślił, na pierwszym miejscu nadal, jak wypisana wielkimi, czerwonymi, drukowanymi literami jest myśl: Nie ma ratunku. Ogród był wielki, do tego pełen drzew, krzewów i innych winorośli. Do tego przejrzysta rzeka... Właśnie. Co, jeśli szczeniak tam wpadł i się utopił? Nie, nie mógł zginąć; jest nieśmiertelny. Ale może przemoknąć i zachorować albo naskarżyć rodzicom! Moje łapy ze stanu bezruchu zaczęły dreptać w miejscu. Usłyszałem szelest, na którego dźwięk odskoczyłem na bok i z podkulonym ogonem, spojrzałem w miejsce jego pochodzenia. Spokojnie... to tylko kruk, opuszczający swoją gałąź. Wróciłem do zwyczajnej pozy dopiero po chwili, gdy wszystko ucichło, a ciemny punkt dawno zniknął w koronach drzew. Było cicho. Za cicho. Drogą po opadłych zeszłorocznych liściach potruchtałem rozpaczliwie, szukając zapachu Boga. Po kilkunastu minutach moja nadzieja na odnalezienie bachora się wyczerpała, tak samo, jak resztka zdrowego rozsądku. Teraz na pewno zostanę zniszczony. Usiadłem przy brzegu rzeki, a raczej usiadłbym, gdyby z gałęzi pewnego nadnaturalnie wielkiego drzewa nie spadła na mnie już ciężka kulka o znanych mi kolorach, która zaraz po tym upadku, zaczęła dreptać w miejscu po moim kręgosłupie z głośnym śmiechem.

- BU! MAM CIĘ, MAKAME!- krzyknął, w końcu zlatując z mojego grzbietu.

- Hej, Seikatsu...- mruknąłem niechętnie, podnosząc się z ziemi. Szczeniak szybko zaczął skakać wokół mnie jak nadpobudliwy kangur z ADHD. Do cholery, bachorze, idź już spać, błagam!

- MAKAME, MAKAME, PATRZ!

Młodzik szybko podskoczył i tak, jak przed momentem był przede mną, tak teraz go nie widziałem. Ja z nim nie wytrzymam...

- MAKAME, NIE WIDZISZ MNIE, CO?- Zaśmiał się tym swoim kochanym, dziecięcym głosikiem małego szczyla, aż zachciało mi się rzygać. Zaraz ponownie pojawił się przede mną, zapewne chcąc przyprawić mnie o zawał.- BU!- zaśmiał się ponownie.- Wiesz, gdzie byłem?- spytał nieco ciszej, jednak nadal skakał z miejsca na miejsce.

- Chciałbym wiedzieć- prychnąłem, starając się nie spuszczać szczeniaka z oczu.

- U Haralis i Wenty- uśmiechnął się, w końcu stając w miejscu i machając uciesznie ogonem.

- Uhm...

Nester. Mnie. Zabije.

A Jego zabije Kasidi.

JAK TO U HARALIS!?

- Co nie, że super?

- Yhm... pewnie, alee... może nie mów rodzicom. Możliwe, że się na ciebie zdenerwują...- wymyśliłem na szybko.- Nie powinieneś zajmować czasu Bliźniaczkom Nafata. Mają swoje obowiązki i...

- Oh, przecież to żaden problem! A im i tak nikt nie będzie wisiał nad łbem i truł, że czegoś nie zrobiły! Bogom się to nie zdarza- odparł wielce przekonany.- No chyba, że mi. Mnie się wszyscy czepiają- prychnął.

- To wcale tak nie wygląda, Seki. Wszystkiego pilnują Dowódcy, Aurora... Zresztą powinieneś wiedzieć. Twoi rodzice dowodzą swoimi grupami. Poza tym sam należysz do Zwiastunu Zguby.

- Ja jakoś nie mam nic do roboty- stwierdził, zdając się obrażony.- Może Wenta i Haralis też nie mają? Mama nie dała im żadnych zadań albo już zrobiły, co muszą. Nikt cały czas nie pracuje. Nawet tata, mimo że jest chyba najbardziej zajęty z nich wszystkich, co jakiś czas jest w jaskini. Zresztą wiesz. Nie musisz mnie niańczyć cały czas. Masz przerwy- warknął cicho.

 Czyżby ktoś tu nie lubił robić za dzieciaka?

- I dzięki Bogom, że mam te przerwy, bo chyba bym z tobą oszalał. Jestem pewny, że gdybyś nie biegał po całym niebie, to bym się z Tobą dogadał, mały. Po co, tak właściwie, byłeś u Bliźniaczek?

- Em... no Wenta mnie zgarnęła, jak zobaczyła, że ćwiczę opętywanie- odezwał się nieco ciszej.

- Nabroiłeś?- spytałem z lekko naganą w głosie. Wenta nie chodzi tak po prostu po niebie. Szczególnie teraz, w nocy, ma sporo do roboty.- Jak bardzo?

- ...Może- zaskomlał cicho.- Troszeczkę...

- Seikatsu!- warknąłem, stając twardo naprzeciwko szczeniaka.

- Próbowałem opętać Aurorę- krzyknął szybko przestraszony moim krzykiem.



...



- CO CI DO TEGO TWOJEGO PUSTEGO ŁBA STRZELIŁO?! AURORĘ!? ONA JEST Z DWADZIEŚCIA RAZY WYŻEJ W HIERARCHII OD CIEBIE! GDYBY CIĘ UKARAŁA, TO NAWET RODZICE BY CIĘ NIE OCALILI PRZED...

- Ale...- Widać było, że szczylowi zbiera się na płacz.- Ćwiczyłem wcześniej trochę na zwierzętach i szło dobrze. Myślałem...

- SZCZENIAKU, CZY TY SIEBIE SŁYSZYSZ?!

- Nie krzycz, ja...


Pięknie. Rozryczał się.

- Ogarnij się na chwilę, próbuję uświadomić ci, że źle zrobiłeś.- Prychnąłem, kiedy znowu gdzieś odbiegł.


Moment, przecież mam go pilnować!

- SEKI, STÓJ!


///c.d.n.///

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz