Niedawno zaczęły przytrafiać mi się dni, podczas których nie potrafię odróżnić jawy od snu.
Błąkam się bez celu i nie wiem jaką drogę obrać, aby w końcu znaleźć się u kresu swojej wędrówki. Trawa szeleści pod moimi łapami, a słońce złośliwie daje o sobie znać, promieniami nachalnie muskając moją sierść. Mógłbym oczywiście polegać na swoim żywiole, w okamgnieniu pozbywając się tej niedogodności. Jednak dalej brnę przed siebie w stanie jakiegoś odrętwienia. Nie wiem, ile czasu minęło, przestałem liczyć. Krajobrazy, które zewsząd mnie otaczają, rozmazują się i zatracają swoje kształty, przybierając formę czarno-białej brei. Nie mogę się ruszyć. Przerażony opadam na dno. Wiem, że tonę cały czas zachowując świadomość. Chcę oddychać. Tak desperacko chcę złapać oddech.
Niech ktoś pozwoli mi zaczerpnąć chociaż haust powietrza!
Chociaż haust!
Budzę się przerażony, a moje czoło zdobią kryształowe kropelki potu. Zmysły przez moment zaniepokojone są całą tą złożonością rzeczywistego świata, będącego wspaniałą rewią kolorów (albo jak kto woli odcieni szarości) i zapachów. Po chwili, gdy udaje mi się, odzyskać odrobinę wewnętrznego spokoju uderza mnie dość przygnębiająca myśl:
„Czym to, co widzę teraz na jawie, różni się od moich sennych majaków? A jeśli to nie był tylko sen? Pewnego dnia wszystko rozmaże się i zniknie”.
Spokój. Z rozbiegu uderzam głową w pień jakiegoś ściętego drzewa. Byle przywrócić równowagę swoim już i tak skołatanym nerwom. Byle przestać zaprzątać sobie myśli jakimś filozoficznym bełkotem, bo nie mam czasu do stracenia. Jakby tego było mało, z nosa ciurkiem zaczyna lecieć mi krew. Kap, kap. Mały strumyk przeobraża się w malutki krwotok. Czym prędzej staram się zatamować krwawienie, chociaż moje starania wydają się zupełnie nieudolne. Metaliczny posmak krwi w ustach jeszcze bardziej mnie drażni i sprawia, że nie zważam na nic. Przeklinając swoją mizerność czy raczej głupotę miotam się na wszystkie strony i prawie nie zauważam, jak wpadam na jakąś nieznaną mi postać. Skąd ona się tu wzięła? Czy widziała moje żałosne zmagania? Nasze spojrzenia spotykają się na nieco dłużej niż sekundę.
Z jej oczu jestem w stanie wyczytać, że dręczą ją wątpliwości i pytania dotyczące mojej osoby. W końcu bez pozwolenia błąkam się po terenach, których nie znam i które do mnie nie należą.
-Kim jesteś?- odpowiadam pytaniem na pytania zaklęte w jej tajemniczym spojrzeniu, ignorując kapiącą po moim pysku krew, bo nawet jeśli zostały mi jakieś resztki godności to i tak nie byłbym w stanie ich uratować.
<Ktoś dokończy?>
Ładnie piszesz, podoba mi się
OdpowiedzUsuń