16.04.2019

Od Aarona cd. Gemini

Szlag by to. Urani znałem krótko, ale dotkliwie odczułem jej stratę. Była tylko zagubiona i uwięziona. Kiedy ponownie znaleźliśmy się w celi miałem jedynie ochotę poddać się. To na nic. Erato i tak nas dopadnie. A jak nie ona nad dobije to te duchy. Zrozpaczona Gemini, zapytała, co mamy teraz zrobić. Ja może straciłem nadzieję, ale nie mogę pozwolić, by coś się jej stało. Za wszelką cenę musimy się stąd wydostać. Zacząłem rozglądać się po małej celi. A więc tak. Do ucieczki mogę wykorzystać dużo słomy, dwa patyki i porozrzucane wokoło kamyki. Na bogato. Wyjrzałem przez okno. Z tej odległości widzę ogrodzenie, a którym włóczą się te udręczone dusze. Dobra, Aaronie. Myśl, co uda ci się z tego skleić. Musi być jakieś wyjście. Przypomniałem sobie jak w czasie podróży z Rubenem wpadliśmy do ogromnego dołu. Był głęboki i szeroki, a jego ściany tak wypolerowane od deszczu, że nie było mowy o wspinaczce. Ja poddałem się i czekałem na powolną śmierć z głodu, gdy mój przyjaciel zbierał wszystkie patyki i kamyczki na jeden stos. Początkowo miałem to za głupi oraz desperacji pomysł, gdy nagle kupka urosła do kilku metrów. Wtedy się przyłączyłem i pomogłem mu zbierać fanty. Po jakimś czasie konstrukcja była na tyle wysoka, że udało nam się wyskoczyć z pułapki. Aż dziw, że tyle nazbieraliśmy śmieci. Ruben miał zawsze genialne pomysły. Na początku znajomości myślałem, że są durne, ale z biegiem czasu przekonałem się o jego geniuszu.
- Co by zrobił Ruben - powiedziałem cicho.
- Kto? - zapytała zdziwiona Gemini. To nie pora, by jej teraz to wyjaśniać.
Pokręciłem głową.
- Tylko myślałem na głos - zaśmiałem się. Nie mogę dać po sobie poznać załamania. Rozejrzałem się jeszcze raz. Mój dawny kompan w tym momencie wymyśliłby coś nieprzewidywalnego. Wziąłby kurz, połączył ze słomą i zrobił jakąś bombę. Tylko czekać, aż kula ognia rozwaliłaby ten budynek. Wyjrzałem przez okno. Słońce właśnie zachodziło. Po głowie chodziło mi tylko jedno "kula ognia". Ogień. To jest to! Słoma jest łatwopalna. Kamienie mogą posłużyć do wzniecenia ognia. Spojrzałem na sufit. Jest drewniany! Kto normalny robi taki gmach?! Wspiąłem się wyżej i dotknąłem desek. Były stare, ale niemożliwe do wyłamania. Dostrzegłem między nimi dziurę. Wepchnąłem tam patyk, by ocenić czy jest tam miejsce. Zmieścił się tam prawie całą długością. Między naszym sufitem, a kolejnym piętrem jest dosyć duża przerwa. Możemy nią przejść.
- Gemini, mam pomysł - zawołałem ją. Krótko wyjaśniłem swój zamiar.
- Czy to się uda? - spytała niepewnie.
- Musi. - Wyjrzałem przez drzwi celi na korytarz. Był długi, plus nikogo na nim nie dostrzegłem. To nasza szansa. Wziąłem kamyki i uderzyłem jeden o drugi. Po chwili iskry padły na przygotowaną wcześniej kupkę siana. Złapałem za jej drugi koniec i wepchnąłem do szczeliny. Po chwili deski zaczęły być trawione przez małe płomyczki. Celę owiał duszący dym. Poczekaliśmy chwilę, aż dziura stanie się odpowiednio duża. Poleciłem Gemini, by wzięła więcej siana. Sam zrobiłem to samo. Unikając ognia, przecisnęliśmy się przez powstałą wyrwę. Powolnymi krokami, skuleni doszliśmy do drugiego końca lochów. Tam również podpaliłem kupkę suchej trawy. Dym był duszący, ale to nie nasz największy problem. Niedaleko nas powstała kolejna dziura, przez którą zeskoczyliśmy na dół. Znaleźliśmy się na korytarzu. Byliśmy wolni. W pewnym sensie. Sufit dalej płonął. Niedługo się zapadnie. Dojrzałem na ścianie wiszącą pochodnię. Nie mogę zmarnować takiej okazji. Rozpocząłem próby zdjęcia jej.
- Co masz zamiar zrobić? - Gemini podeszła bliżej.
- Spalić te ruderę doszczętnie - wyjaśniłem krótko. Zdjąłem pochodnię. Po wielu próbach udało nam się wydostać i odnaleźć drogę do salonu. Rzuciłem rozżarzony patyk na kanapę. Płomienie szybko rozeszły się po pomieszczeniu.
- Chodźmy na dach, zeskoczymy po daszku patio, nie powinno być wysoko - uznałem. Wadera pobiegła przed siebie po schodach, ja ruszyłem za nią. Po chwili znaleźliśmy się na najwyższym punkcie budynku. Zgodnie z planem udało nam się bezpiecznie wrócić na ziemię. Teraz największym problemem pozostają te duchy. Może nie są na tyle inteligentne i moja iluzja na nie zadziała? Albo Gemini uda się ich zamrozić? Kątem oka dostrzegłem ruch. To Linos stojący nad nagrobkiem. Poczułem się okropnie. To nasza wina, że jego siostra nie żyje. Powoli podszedłem do niego. Elf wyciągnął miecz i powiedział coś w swoim języku. Nie mam pojęcia, co to znaczy, ale pewnie nic miłego. Musimy mu wyjaśnić, co się stało.
- Erato - odparła szybko moja towarzyszka. Linos chwilę przyglądał nam się zdziwiony, ale najwyraźniej nie jest taki głupi. Pokiwał głową ze smutkiem. Zrozumiał. Wspólnie podeszliśmy do ogrodzenia. Zaszliśmy tak daleko. Musi nam się udać.

<Gemini? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz