Do jasnej cholery, czemu nigdy nic nie może przyjść łatwo. Ale sama się o to prosiłam, w końcu to ja chciałam wyruszyć zgodnie z tą mapą, która wypadła z jakiejś bibliografii, czy czegoś tam. Czuję się winna, nawet nie można sobie wyobrazić jak bardzo.
Kiedy Videtur upadał przeszyty czarną strzałą, jego ciało wywołało głuchy łoskot, kiedy samiec spadł na kamienną posadzkę całym swoim ciężarem. Popatrzyłam na lisa, czy coś podobnego, z czarną, plecioną maską odsłaniającą zimne jak lód oczy koloru nieba w czasie burzy. To coś machnęło puszystym ogonem i uniosło ciemną łapę. W tym samym momencie nad Videturem pojawił się cały kołczan strzał, które jedna po drugiej wbijały się w jego skórę. Zniknęły kiedy podeszłam do nieznajomego stworzenia.
- Kim ty niby jesteś, co? - warknęłam zdenerwowana, że na razie nic nie mogłam zrobić. Zwierzę przechyliło głowę w lewo i popatrzyło na mnie lekko rozbawionym wzrokiem - Masz go uleczyć, rozumiesz? Albo rozszarpię cię na strzępy... - dodałam, kiedy nie uzyskałam odzewu
- Droga Mauvais, nawet jeśli bym chciała to nic z tego. Mogę jedynie zsyłać na kogoś choroby i szaleństwo, nie mam mocy leczenia, wiesz? Jednak nie martw się, jeśli nie będę chciała go zabić to tak się nie stanie - odpowiedziała swoim z lekka dziecięcym głosem - Swoją drogą, dlaczego nigdy nie zdejmiesz tej maski? Jest piękna, ale no wiesz. Nie ukrywaj niczego - mówiąc to ściągnęła swoją i popatrzyła mi w oczy. Wiedziałam w nich siebie. Spanikowaną, bezradną siebie, która nie ma pojęcia co ze sobą aktualnie zrobić. Zdałam sobie sprawę, że rozmawiam ze mną, jakkolwiek to brzmi. Patrzyłam w oczy należące do mnie. Ona ściągnęła maskę należącą do mnie. Patrzyłam w lustro i widziałam w nim ciało należące do mnie. Do mnie i do nikogo więcej.
Ściągnęłam egzotyczną maskę z oczu, oczekując najgorszego widoku jakiego mogłam się spodziewać. Istota przede mną zaśmiała się.
- To nie było takie trudne, co? Nie powinnaś się odgradzać od innych z powodu, że urodziłaś się w nieszczęściu. Przeszłość jest niezmienna, więc nie można nic z tym zrobić. Twoja rodzina była niedopasowana, ty byłaś niedopasowana. Żyłaś nieszczęśliwa, ale to nie jest powód aby się odizolować od społeczeństwa. Twój przyjaciel nie umrze, możesz być tego pewna, chyba, że sama go zabijesz - wspaniały wywód, ale... Nic mi on nie dał. Nie powiedział mi niczego nowego.
- Kim ty właściwie jesteś? - zapytałam wpatrując się w moje oblicze odbijające się w lśniącej posadzce.
- Tobą, a dokładniej twoją podświadomością, sumieniem. Skoro mnie słyszysz i kłócisz się ze mną, to jednak nie jest z tobą aż tak źle - i po tych kilku słowach po prostu stąd zniknęła. Chwilę się jeszcze w siebie wpatrywałam, zanim podbiegłam do Videtura. Potrząsnęłam nim, a on wydał z siebie cichy pomruk. Rana po czarnej strzale goiła się szybciej, a on sam powoli odzyskuje przytomność. Mimowolnie się uśmiechnęłam gdy samiec podniósł się z trudem do pozycji siedzącej.
<Vide? Mój Boże, przepraszam, że tak późno, na serio>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz