2.09.2018

Od Kalego CD. Haraki

Otworzyłem oczy, a do moich przyzwyczajonych do ciemności oczu wdarły się promienie porannego słońca, które poraziły moje źrenice, powodując ich zwężenie. Spowrotem przymknąłem oczy, zamrógałem kilka razy i otworzyłem je w pełni dopiero, gdy przyzwyczaiły się one do jasności. W powietrzu unosił się zapach absolutnej czystości, a - co za tym idzie - detergentów. Chyba wody utlenionej. Zmarszczyłem nos i wziąłem głębszy wdech. Chciałem się poruszyć, ale nie bardzo umiałem. Czułem się zupełnie jakby ktoś na moich łapach położył worki z piaskiem, a ja byłbym zbyt słaby, żeby je zrzucić lub strząsnąć.
Zacząłem szamotanie, które nie dawało mi większego rezultatu, bo ruszałem tylko głową.
Wszystko jeste takie... Zero! Szlag. Mam nadzieję, że nuda mu nie doskwiera. Nie z jego nowym przyjacielem, który będzie go odwiedzał trzy razy dziennie do mojego przybycia. Dobrze, to tymczasowo nie ważne.
  Okay, rozeznajmy się w sytuacji.
  Jestem w jaskini. Pachnie czystością. Głucha cisza. I... Coś okropnie drapie mnie w gardle.
  - Khy, khy!- kaszlnąłem, chcąc się pozbyć okropnego, kłującego uczucia. Zaraz poczułem ból głowy, spowodowany dość głośnym dźwiękiem. Może nie tyle głośnym, co donośnym. Potem coś skrzypnęło, ale nie byłem pewny tegob z której strony wydobywał się odgłos.
  - O. Żyjesz.- Niezbyt przejęty głos obok mnie odświeżył moje racjonalne myślenie. Zamrugałem kilka razy i dopierwo wtedy dotarło do mnie jak rzeczywiście było jasno.
  -No... Najwyraźniej.- Uśmiechnąłem się i podjąłem próbę zgięcia łapy. Bez skutku. Nic nie poczułem.
  Przekręciłem głowę w prawo do, jak się okazało, szarej szczurzycy, która przyglądała mi się, jakbym był, conajmniej, jakimś niemożliwym fenomenem naukowym. Z lekkim oskarżeniem, ale... może też z nutką ciekawości
 - Jestem Haraka. Medyk, jak zdążyłeś się już zorientować. Chociaż nie wiem, jak tam twoja mózgownica po przebudzeniu- orzekła ze spokojem i być może chłodem w głosie.
 - A ja jestem...
 - Głupi.- skończyła za mnie. Chciałem już zaprotestować, kiedy szczurzyca ponownie zabrała głos.- Nie wiem jak można było się tak urządzić. Inne basiory nawet z polowań na niedźwiedzie nie wracają tak poranione jak ty. Wszystkie łapy, klatka piersiowa w okolicy serca, grzbiet.. Czy ty w ogóle wiesz, co to bezpieczeństwo?
 - Ja wiem, ale...
 - Cicho już. Nie ważne, nie obchodzi mnie to. W każdym razie nie będziesz teraz sobie chodził tak po prostu. Będzie to trudne, bo...
 - Nie mogę się ruszyć.- pożaliłem się i jako demonstrację... nie poruszyłem się. Chodź próbowałem.- Mam coś ciężkiego na łapach i na klatce piersiowej. Nie mogę wstać.
 - No i dobrze. Nie wstaniesz nawet gdybyś chciał. I nie masz nic ciężkiego na łapach.
 - Jestem lewny, że mam coś...
 - Nie- ponownie przerwała mi i wskoczyła na mnie, czego nie poczułem prawie wcale. - Posłuchaj mnie. Nic tam nie masz. I będziesz leżeć. Czy tego chcesz czy nie.
 - Ale jak to... nic?
 - Nic.

Nerwowo spojrzałem w dół, niestety nie mogłem na tyle podnieść łba.  Moge łapy były poza zasięgiem mojego wzroku. Ogarnęła mnie wewnętrzna panika.

- Nie. Nie, nie, nie, nie. Nie.
- Tak.
- Nic? Nie mam ich? Nie! Serio?
- Co?
- Nie no!
- Słucham?
- Jak ja sobie teraz poradze! Nie, kurde! Bez nich ja...- nie. Nie wierzę. Nie, proszę. To nie może być to. Nie mogło być aż tak źle.
- Bez nich? Nie rozumiem cię. Ja cię tu łatam i naprawiem, chociaż powinnam teraz spać, a ty się drzesz, zamiast podziękować. Po co ja pracuję, skoro żadnej wdzięczności z tego nie mam? Ciesz się, że w ogóle żyjesz. Nie po to grzebałam przy twoich zwłokach, żebyś mi tutaj krytykował moją robotę.

Przez chwilę panowała cisza. Haraka kręciła się chwilę przy mnie i poodpinała mi jakieś rzeczy.

- Znieczuleniem powinno przestać działać do godziny. Może półtorej. W każdym razie, nie biegaj za dużo jak wstaniesz, bo nie koniecznie chce mi się znowu łatać takiego głupka, jak ty.

Ze znieczuleniem...? Czyli ona mi nie... nie ucięła łap. Rany.... Ale jestem głupi.

 Cały ciężar spadł mi z serca. Głośno odetchnąłem.

 Dobra... Z moim racjonalnym myśleniem jest dość słabo.

- Przepraszam.- powiedziałem, w końcu rozumiejąc swój błąd. Moja logika była zdecydowanie dziurawa.- I dziękuję.

- Nie ma sprawy.- odparła, odwracając się w moją stronę.- Płacą mi za to.- Haraka uśmiechnęła się lekko i zaraz zniknęła poza zasięgiem mojego wzroku.- To jak się nazywasz? Muszę cię wpisać do spisu pacjentów.
- Jestem Kali.
- "Głupi Kali"... Zapisane. W każdym razie, ostatni raz tu przyszłeś z takimi obrażeniami tak późno. Nie mam zamiaru zarywać nocy. Sen to zdrowie, a ja nie chcę stracić swojego przez leczenie głupoty.
- Ma się rozumieć, Pani Doktor.


<Haraka? XD Zero i tak się nie wywinie. Już teraz przeżywa torturki. Kali zalewnił mu towarzystwo :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz