Szczurzyca ułożyła się obok mnie, pewnie nie do końca wiedząc, co robi. Opowiedzieć? Tak po prostu? Ona od razu ode mnie zwieje.
- Może zaczniesz?- spytała z nutą niecierpliwości wplątaną w pięciolinię jej głosiku, w którym wyraźnie było słyszane zmęczenie.
- Mam lepszy tytuł.
- Więc?
- "Zlecenie".
Zauwałyłem, że szczurzyca trochę zmieniła swoje ułożenie. Nieznacznie spowolniłem swój oddech, by nie wyjść na zestresowanego.
- W takim razie opowiadaj.
Westchnąłem w duchu. Nie jestem dobry w opowieściach. Nie jestem też dobry w byciu subtelnym. Jak najwyraźniej również w unikaniu obrażeń. Ale jak mus to mus. Chyba jestem jej winny wyjaśnienie.
- Dobrze. Zatem...- Ych, rany. Szybko wziąłem dwa głębsze wdechy. Czułem na sobie teraz spojrzenie dwóch małych ślepi.- Zacznijmy od tego, że moja praca jest w zasadzie przeciwieństwem twojej. Ty ratujesz, ja wprost przeciwnie.
Medyczka mruknęła coś cicho. Spróbowałem poruszyć łapą, ale wciąż nie mogłem. Uznałem, że mogę kontynuować swoją opowieść. Jakoś... mało szczegółowo.
- Niedawno dostałem zlecenie. Nie ważne od kogo. Z początku miałem je odrzucić, bo dotyczyło kogoś o wiele silniejszego i szybszego ode mnie.
- Ale jesteś głupi i je wziąłeś mimo wszystko.- skończyła za mnie, chwilę potem ziewając i układając swoją główkę na łóżku. Zamknęła oczy. Myślałem, że w ten sposób zakończyła już moją opowieść, ale zaraz zaleciła mi kontynuowanie historii.
- Zgodziłem się, bo mogłem podać swoją cenę. Jak dowiedziałem się o niektórych ciekawych faktach z jego życia, zabicie go miało być już tylko dobrze opłacaną przyjemnością. Jednak okazało się... strasznie trudnym wyzwaniem.
Na słowo 'zabicie' lekko się wzdryngęła. Widziałem, że skrzywiła się nieznacznie, więc nie skomentowałem tego, bojąc się, że niechcący ją tym urażę.
- Z początku wykorzystałem element zaskoczenia, ale potem przez chwilę nieuwagi zyskałem kilka ran. Najbardziej ucierpiała...
- Twoja tylna łapa. Z nią było najgorzej.
- Tak- potwierdziłem.- Potem starałem się chwile trzymać od niego z daleka. Chciałem ochłonąć, żeby zacząć myśleć na trzeźwo. W każdym razie wylądowalem na ziemi w chwili, kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie. Potem ten świr powbijał mi pazury w resztę moich łap i...
- Kły.
- Hm?
- Masz kły. Mogłeś go zaatakować. Z tego, co słyszę prawdopodobnie nawet miał szyję na widoku.
- W sumie nie do końca pamiętam jak był ustawiony, masakrując mi łapy, więc nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę prawdopodobności twoich słów.
- Jak uważasz.
- W każdym razie kiedy piach wleciał mu do oczu mogłem wstać. Tak jakby. Miałem strategie, a potem... E... W każdym razie poradziłem sobie. A z Zerem skończę potem.
- On jeszcze żyje? Serio?- prychnęła wstając.- Jak poważne ma obrażenia?
- W sumie... Nawet lżejsze od tych moich.
- Czy rany zagrażają jego życiu?
- Narazie nie- odparłem trochę zdezorientowany. Chciała go teraz ratować. Ych. I tak to jest jak się otworzysz.
- To dobrze.- odetchnęła.
Nic do cholery nie kumam.
- Słucham?
- Gdyby jego stan zagrażał jego życiu, miałabym obowiązek go zlokalizować i leczyć. Masz szczęście, że nie zrobiłeś mu nic poważniejszego, bo chyba sama wydrapałabym ci oczy. Następnym razem lepiej dobieraj sobie przeciwników i może zabijaj od razu.
- Emm... Dzięki, wykorzystam tą radę, Pani Doktor.
- A teraz, już się zamknij. Jutro pogadamy. Dobranoc.
- Em... Dobranoc.
Szczurzyca najwyraźniej jeszcze chwilkę nie mogła zasnąć, ale w końcu jej oddech się wyrównał. Zastanawiałem się czy aby nie powiedziałem jej zbyt wiele i czy mnie nie wyda. W każdym razie, nie wiem czemu, ale uważałem, że mogę jej zafać. Przynajmniej w pewnym stopniu.
<Haraka? Wtf, przepraszam za to opko xDDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz