11.07.2020

Od Wichny do Shiry

Wichna stanęła jak wryta, spoglądając na skrzydlatą waderę. Spodziewała się różnych scenariuszy, ale na pewno nie takiego, w którym obcy wilk tak chętnie nawiąże z nią rozmowę. Cóż, przynajmniej nie musi chwilowo martwić się o przewagę w walce...
- Wichna. Mam na imię Wichna. - powiedziała w końcu, przerywając ciszę.
Shira stała nadal w tej samej pozycji, uśmiechając się i lekko poruszając złożonymi skrzydłami. Tygrysica usiadła kilka kroków za nią i patrzyła się w innym kierunku. Mimo to, Wi widziała, że kocica cały czas strzyże uszami, by słyszeć dobrze całą rozmowę.
Nagle Wichnie głośno zaburczało w brzuchu, a Shira cicho się zaśmiała.
- Proponuję, żebyśmy wybrały się na krótkie polowanie w okolicy. Nie pozwolę, żebyś szła dalej głodując, bo niedługo zasłabniesz! Później będziemy mieć jeszcze czas na rozmowy, a teraz chodź za mną.
Skrzydlata wzbiła się w powietrze i zatoczyła kółko nad głową Wichny, po czym wolno poleciała wzdłuż ścieżki. Rayla skinęła do wilczycy, by ta podążyła z nią za Shirą. Demonica miała wątpliwości, ale tylko przez krótką chwilę, do momentu gdy jej trzewia znów głośno dały o sobie znać. Wolnym truchtem ruszyła za przewodniczką, która w końcu wylądowała obok niej.
- Jak tutaj trafiłaś? - zagaiła Shira, jednocześnie odwracając się do Wi i nasłuchując.
- Długo podróżowałam. Podczas drogi spotkałam kilka watah, chwilę z nimi żyłam, ale koniec końców i tak ruszałam dalej przed siebie. Kilka znajomych wilków wspominało mi kiedyś, że ktoś zamieszkuje te okolice, ale tak naprawdę to trafiłam tu zupełnie przypadkowo. Coś mnie tutaj widocznie ciągnęło. Przypuszczam, że to jakiś rodzaj magii.
Skrzydlata uśmiechnęła się serdecznie.
- Wiele wilków trafia tu przez przypadek. Magia czy nie, coś sprawia, że to miejsce potrafi wabić.
- Możliwe...
Wichna ściszyła głos. Poczuła dotknięcie na swoich plecach. Po chwili lepki, smolisty ogon oplótł jej się wokół szyi.
- Skrzydlaty wilk i tygrys, nie masz z nimi szans... Skąd wiesz, że nie wiodą cię do zasadzki? Nie zabiły cię od razu, ale może wyczuły, że masz w sobie nadal wystarczająco sił? Chcą cię zmęczyć dalszym marszem...
Wichna trzepnęła uszami, z których spadło kilka drobinek siarki.
- Dokąd idziemy? - spytała, siląc się na miły ton. Miała nadzieję, że przewodniczki nie wyczują bytu, który ją nachodził.
- Jeszcze tylko chwila i będziemy na miejscu. Niedaleko stąd leży dziki sad, w którym rosną owoce i żyją drobne zwierzęta. Myślę, że to miejsce nada się w sam raz.
Rzeczywiście, po kilku minutach dalszej drogi stanęły na rozwidleniu dróg, w których jedna prowadziła między rzadko rosnące drzewa. Wichna rozpoznała jabłonie i śliwy, jednak większości roślin nigdy jeszcze nie widziała. Im dalej szły, tym sad gęstniał coraz bardziej, rzucając na trójkę przyjemny, chłodny cień. Wichna odetchnęła z ulgą. Jeśli to zasadzka, to i tak może zaryzykować. Po sierści przepłynął jej błogi powiew wiatru.
- Rozejrzyj się tu, a ja spojrzę na okolicę z góry. Widzisz tamto wzgórze? Spotkajmy się tam! - Shira ostatnie słowa wypowiedziała już w locie.
Wi była zbyt zmęczona, by móc tropić, więc zdecydowała się znaleźć owoce leżące na ziemi pod drzewami. Zjadła szybko dwa dojrzałe jabłka i czując się już nieco lepiej, ruszyła w stronę umówionego miejsca spotkania. Gdy tylko postawiła łapę na szczycie pagórka, do jej nozdrzy dobiegł zapach świeżej krwi. Shira czekała na nią z upolowanym zającem. Wadera westchnęła z zadowolenia i straciła resztę czujności. Zaczęły jeść w ciszy. W końcu Wi przerwała milczenie.
- Mówiłaś wcześniej, że dużo wilków odwiedza te strony. Należysz do tutejszej watahy? Opowiedz mi coś o tym miejscu. - tym razem i ona lekko się uśmiechnęła, czekając na odpowiedź.

<Shira?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz