Podciągnęłam tratwę dalej od wody, żeby służyła mi za
stanowisko do pracy. Z plecaka wyjęłam śrubowkrętak, parę pęset i olejek
odrdzewiający. Gdy próbowałam odkręcić wieko pudełeczka, żeby sprawdzić, jak
działa, waderka przysiadła się obok.
- To jak z tobą jest, gdzie masz rodziców? – Mruknęłam, nie
podnosząc wzroku od roboty.
- Em, mieszkam w sierocińcu. Mam opiekunów, nie wiem nic o
rodzicach.
- Pamiętasz ich?
Pokręciła łebkiem. Zardzewiała blaszka odskoczyła, a nam
ukazał się środek pudełka muzycznego. Był tam zardzewiały cylinder z
wytłoczonymi kulkami, a obok tego został zamontowany miedziany grzebień, nachodzący na owe wypustki.
Przekręciłam jeszcze raz pokrętłem, a cylinder zaczął się powoli obracać, zahaczając
co chwile wypustkami o zęby grzebienia, które poruszone-brzmiały jak dzwoneczki.
- Sprytne.- Zaświeciły mi się oczy.- Znalazłam kiedyś
projekt budowy czegoś podobnego, gdy byłam mniejsza. Nazwane to było „pozytywką”.
Do cylindra były przyłączone też rządki zębatek, które
kręciły figurką delfina. Nagle coś zamigotało mi w oczach. Na jednej z zewnętrznych
ścianek pudełka wygrawerowany został ciąg dziwnych znaków. Nie wyglądało to
zbyt ładnie, więc uznałam, że w ramach upiększania usunę napis. Siłą woli
próbowałam wtopić wklęsły grawer, by ścianka była gładka i czysta. Po paru sekundach zielonkawy blask zalśnił w
miejscu gdzie powinien być grawer, a po chwili metal znów się wygiął i napis pojawił.
- Co do…- Ugryzłam się w język. Nie przy dzieciach. Spróbowałam
znowu, z tym samym skutkiem.
To musi być jakiś rodzaj zaklęcia. Może to runy? Ale po co
ktoś miał by nakładać zaklęcie na melodyjkę?
Wzięłam w łapę ostry gwóźdź i jeździłam po runach tak długo, aż je zarysuję na
amen. Tak powinnam zerwać zaklęcie. Światełko znów się pojawiło, a metal wrócił
do pierwotnego wyglądu.
- To jakieś silne zaklęcie.- Upuściłam pozytywkę na tratwę z
głośnym brzękiem, w oczach zawitał mi lęk.- Gdzie to znalazłaś?
- No nie wiem, nieopodal.- Nashi położyła uszy po sobie.- W
piasku.
Przeszłam się po plaży ale nie znalazłam nic więcej. Zerwał się
lodowaty wiatr, a niebo przybrało kolor grafitu. Coś wisiało w powietrzu. Gdy wróciłam
do „obozu”, z daleka szczeniak pisnął.
- Emm…Makrela?!
- Co się stało? – Przyspieszyłam kroku.
Wkrótce zrozumiałam o co chodziło. Zobaczyłam, że pozytywka zaczęła
nakręcać się sama, a po chwili z jej wnętrza dobiegła melodyjka trochę inna niż ją zapamiętałam.
- Nic nie robiłam, sama zaczęła!
Stałam tak przez dłuższą chwilę, patrząc się na morze. Wiatr
zaczął pachnieć truchłem i stalą, nadciągał znad horyzontu. Na niebie pojawiły
się ciemne chmury, które zwiastowały sztorm.
- Robi się nieprzyjemnie. Może chodźmy stąd, dobra?- Na
odpowiedź nie musiałam długo czekać, oboje byłyśmy nieźle zaniepokojone.
Włożyłam wszystko do plecaka i założyłam go, a Nashi chciała zamknąć pozytywkę,
by może przestałą grać, ale jakby się zacięła. Gdy tylko postawiliśmy łapę z
tratwy, na piasku, oddalając się od pozytywki, ta jakby uaktywniła się. Mechanizm zabłysł
zielonkawym światłem, wokół pojawił się dym, który rozpłynął się po plaży.
Miałam też wrażenie, że nawet wiatr zaczął świszczeć w rytm upiornej melodii.
(Nashi?)
AAAA! Uwielbiam ten utwór. Zawsze mi się kojarzy z morzem i piratami ^^
OdpowiedzUsuń