6.07.2020

Od Shiry CD Wichny

- Dzisiaj pokażę ci coś ekstra! - zawołałam uradowana, w stronę tygrysicy.
Ta tylko spojrzała na mnie wymownie.
- Ta? Coś nie jestem przekonana - mruknęła.
- Oj, po prostu choodź - i wypchnęłam ją siłą z jaskini.
A przynajmniej się starałam. Na szczęście długo nie musiałam się siłować z kocicą, gdyż po chwili sama dobrowolnie wstała. Zadowolona, wyszłam kilka kroków przed nią. W pewnym momencie puściłam się biegiem, a Rayla, nie mając za bardzo innego wyjścia, niechętnie podążyła zaraz za mną. Właściwie nie miała większych problemów z nadążaniem, a nawet gdyby chciała, mogłaby biec znacznie szybciej niż ja. Jednak dostosowała się do mojego tempa, znajdując miejsce u mojego lewego boku.
W końcu, już zdyszana, zatrzymałam się. Rozejrzałam się po okolicy. Kierowałam się bardziej na oślep, więc tym bardziej zdziwił mnie widok gór z wąskim wąwozem pośrodku. No trudno, może być. Uśmiechnęłam się, z dziwnym błyskiem w oczach.
- No, to co takiego niesamowitego chciałaś mi pokazać? - burknęła Rayla z nutą sarkazmu w głosie, psując całą atmosferę.
- Patrz - odpowiedziałam tylko.
Mocnym machnięciem skrzydeł, wzbiłam się w powietrze. Niewiele myśląc zaczęłam rozpędzać się do niebywałej prędkości, jednak kierowałam się wprost na wąwóz, co za późno zauważyłam. Wyszła mi nieplanowana taktyczna śruba, w akcie desperackiej próby pozostania w locie. Dzięki temu udało mi się trafić w dziurę między skałami. Jednak, kiedy się tak kręci, trudno jest patrzeć na to, co znajduje się przed tobą... Koniec końców siarczyście przywaliłam łbem w skalną półkę wystającą z jednej ze ścian góry. Grawitacja zadziałała i drugi raz uderzyłam o twardą ziemię, po krótkim upadku. Jęknęłam głucho, a w błyskawicznym tempie znalazła się przy mnie Rayla.
- Na litość bogów, co ty żeś odwaliła? - zbeształa mnie na wstępie.
Kiedy podała mi łapę, podciągnęłam się powoli, następnie potrząsając łbem aby pozbyć się otępienia i mroczków przed oczami. Gdzieś w międzyczasie na skały spadło kilka kropel mojej krwi.
- Bardzo się poobijałaś? - zapytała tygrysica, tym razem dosyć troskliwie jak na nią.
Zaśmiałam się krótko.
- No, trochę - potarłam łapą obolałą głowę - ale warto było! Żebyś mogła poczuć tą adrenalinę w żyłach! - krzyknęłam, ożywiona.
- Prędzej poczułam zawał, niż adrenalinę - syknęła, zdradzając swoją ukrytą głęboko opiekuńczość w stosunku do mnie. To urocze.
Zastanowiłam się chwilę, patrząc na otaczające nas skały.
- Chodź przejdziemy się wzdłuż wąwozu, co? Muszę rozruszać obolałe kości.
Tygrysica rzuciła jeszcze coś o uwadze i niepakowaniu się w kłopoty, ale puściłam to mimo uszu.
Po kilku krokach moją uwagę przykuła majaczącą gdzieś w oddali sylwetka, przypominająca wilka. Jednak z daleka ciężko było cokolwiek dostrzec, postanowiłam podejść bliżej. W końcu, gdy dzieliła nas już stosunkowo niewielka odległość, osobnik także nas zauważył. Chociaż pewnie trafniejszym stwierdzeniem byłoby, zwęszył. Spojrzał się w naszą stronę.
- Stój! Kim jesteś? - zawołałam.
W kilku susach znaleźliśmy się pysk w pysk.
Uważnie słuchałam wypowiedzi, jak się okazało, wadery.
- Oh, nic nie jadłaś? - westchnęłam z troską - pewnie musisz cierpieć z głodu! I zmęczenia! Oczywiście, mogę pomóc. Do usług, jestem Shira, a tamta wlekąca się z tyłu to Rayla, moja towarzyszka. Niegroźna. A ty? Jak cię zwą?
Uśmiechnęłam się szeroko.


<Wichna? Wybacz, że tyle to trwało oof>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz