Leciałam na dzienny patrol. Pogoda była piękna, słońce i kilka obłoczków dających ukojenie. Leciałam pod wiatr w kierunku lasu. Skupiłam się na wypatrywaniu czegoś podejrzanego między gałęziami drzew. W pewnym monecie mignęła mi postać jelenia i dwóch wilków. Postanowiłam wylądować kilka metrów dalej, na drzewie. Szybując i skacząc z gałęzi na gałąź, bezszelestnie zmierzałam za wilkami. Idąc pod wiatr, starałam się zamaskować swój zapach. Zatrzymałam się i nastawiłam uszy. Charakterystyczny dźwięk uderzania łap o ziemię dotarł do mnie po chwili. Kilka sekund później pod gałęziami mignęła czerwona smuga. Odczekałam kilka sekund i ruszyłam dalej. Zatrzymałam się na starym buku. Ukryta pod liśćmi obserwowałam trzy wilki. Dwa z nich jadły jelenia. Nie należały do naszej watahy, co zdecydowanie mogłam poczuć dzięki podmuchowi wiatru. Trzeci natomiast dotarł do nich po kilku sekundach, to czerwono-biały basior o imieniu Exan. Przerwał posiłek szarych intruzów.
- Nie pomyliło się wam coś?- spytał Exan
-Jakiś problem? - zapytał starszy szary basior - Za kogo ty się uważasz, żeby przerywać nam posiłek?
- Ja? - odparł czerwony wilk- Powiem ci, kim jestem. Waszym koszmarem, gorszym od poborcy podatkowego ze skarbówki, a teraz zabierajcie się stąd!
- Sam nam nie dasz rady — odparł młodszy z intruzów.
- Sam nie, ale ze mną na pewno już tak! - Zawołałam i zeskoczyłam z drzewa. Wylądowałam za strażnikiem dziennym. Z rozłożonymi skrzydłami. Najeżyłam sierść i nastroszyłam pióra.
-Macie ostatnią szansę na opuszczenie tych terenów!- warknęłam do intruzów i odsłoniłam zęby. Szare wilki, spojrzały się na siebie, po czym się zaśmiały. Młodszy z nich zwrócił się do nas
-Nie!- wilki rzuciły się na nas z pazurami. Odskoczyliśmy na boki i zaczęła się walka. Młodszy z basiorów doskoczył do mnie i zamachnął się łapą. Zablokowałam cios i podcięłam napastnikowi łapy. Kątem oka widziałam Exana, który odepchnął drugiego wilka, po czym miał zamiar go zadrapać, jednak starszy basior, mimo wieku całkiem sprawnie się ruszał. Wróciłam do walki z młodszym napastnikiem. Z pewnymi trudnościami udało mi się mu w końcu zadać kilka ran. Nie ukrywam, skrzydła przydały mi się w trakcie walki. Dobrze blokowało się nimi ciosy i podcinało łapy przeciwnikowi, z drugiej strony były strasznie podatne na ataki. Biegaliśmy i skakaliśmy między drzewami. Co jakiś czas któreś z nas lądowało na drzewie, odrzucone przez przeciwnika. Walka była wyrównana i mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. Po dobrych 10 minutach walki wszyscy zaczęli się męczyć. Chwila przecież możemy używać mocy skorzystałam z chwili, w której każdy łapał oddech i nasłałam niewielką chmurę burzową na mojego przeciwnika. Basior odskoczył ze zdziwieniem do tyłu, przez co wpadł na drzewo. Chmura co kilka sekund strzelała w niego piorunami. Przywołałam kulę światła i strzeliłam nią w zdezorientowanego wilka. Exan poszedł w moje ślady i przywołał jakiś miecz, z którym rzucił się w kolejny wir walki. Po kolejnych kilku minutach udało nam się pokonać wilki, które uciekły z podkulonymi ogonami. Na długo nas popamiętają, a blizny, które na pewno długo z nimi pozostaną, przypomną o tym, by nie wkraczać na tereny naszej watahy. My też odnieśliśmy kilka ran. Exan miał kilka zadrapań na łapach, bokach i pysku. Jego rany nie wydawały się poważne, no może ta szrama na barku. Ja natomiast miałam wiele śladów po pazurach na skrzydłach oraz łapach. Miałam poszarpane skrzydło i pogryzioną lewą, tylną łapę. Gdy na nią stawałam albo ruszałam skrzydłami, w oczach zbierały mi się łzy bólu. Od dawna nie walczyłam z taką zaciekłością, po prostu nie było potrzeby. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że wystarczy chwila nieuwagi, aby zostać zmiecionym z tego świata.
Łapałam jeszcze oddech po walce, w międzyczasie rozglądałam się po polu naszej niewielkiej bitwy. Na ziemi i drzewach walały się kępki sierści i kilka moich piór. Plamy szkarłatnej cieczy barwiły poszycie lasu. W czasie, w którym się ogarniałam, czerwonawy basior zdążył do mnie podejść.
-Dobrze walczyłaś...- zawiesił się, przyglądając mi się uważnie
-Stromy- dokończyłam i uśmiechnęłam się delikatnie. - Ty również Exanie. Dobrze, że jesteś w naszej dziennej straży. - kulejąc powoli przeszłam obok niego, dodając po chwili — Chodźmy, musimy złożyć raport w pałacu.-basior chwilę stał, czułam jak mi się przygląda. Starałam się ukryć ból, jednak nie mogłam złożyć lewego skrzydła i musiałam iść z uniesionym. Kątem oka widziałam paskudną szramę na nim. Z rany powoli wypływała krew. Ach! Moje kochane piórka! Mam nadzieję, że Pełnia nie zobaczy mnie w takim stanie. Szliśmy w krępującej ciszy. Widocznie spowalniałam mojego towarzysza walki, gdyż co jakiś czas znacznie wysuwał się na prowadzenie i musiał się zatrzymywać, bym do niego doszła. Jego kamienny wyraz pyska był dla mnie w tym momencie do pozazdroszczenia. Ukrywanie bólu było trudne. Miałam ochotę szybko załatwić formalności i udać się do mojego domu na drzemkę. Powinnam mieć kilka ziaren maku i jakiś bandarz. To w zuoełności powinno mi wystarczyć. Po godzinnej drodze udręki dotarliśmy do pałacu. Zmęczona zmierzałam schodami na piętro, do pomieszczania, w którym składaliśmy raporty. Zostawiałam za sobą cienką ścieżkę krwi z mojego skrzydła. Ach! Będę musiała to sprzątnąć. Mam nadzieję, że nie zejdzie mi na tym zbyt wiele czasu. Na czerwonym dywanie, tuż przed drzwiami odezwała się moja niezdarna natura i zaliczyłam glebę. Kątem oka widziałam, jak Exan zastrzygł uszami. W tym samym momencie przed nami pojawili się Nashi i Allen.
-Co robisz Stormy? - Spytała waderka, która najwidoczniej znowu wpakowała się w jakieś kłopoty, gdyż nie zdażyło się do tąd by przebywała w pałacu z własnej woli. Nie wiem dlaczego, ale jej pytanie mnie rozbawiło. Chwilowo zapomniałam o bólu i odpowiedziałam jej z nutką śmiechu.
-Podłoga była taka smutna, że postanowiłam ją pocieszyć. - szczeniaki wybuchły śmiechem i po chwili, rozmawiając ze sobą, zniknęły za zakrętem. Exan z niedowierzaniem pokręcił głową i podał mi łapę. Przyjęłam ją i z lekkim trudem wstałam. Pewnie wyglądałam komicznie na tej ziemi- pomyślałam, po czym otworzyłam drzwi, podeszłam do koszyka z dokumentami i wyciągnęłam formularze raportów. Jeden podałam Exanowi, a drugi uzupełniłam sama, po czym odłożyłam kartkę na brzeg biurka, czekając aż basior skończy wyoełniać swój. Po chwili Exan położył swój raport na moim.
-Powinnaś się udać do medyka- powiedział mrużąc oczy i przyglądając mi się po raz kolejny.
-Ty również. To zadrapanie na barku nie wygląda najlepiej. - Powiedziałam i pokuśtykałam do szafki z wszystkimi raportami. Najpierw obowiązki wobec watahy, a później własne zachcianki. - pomyślałam. Pamiętam jak ojciec mi to powtarzał, gdy jeszcze byłam mała. To była święta zasada w mojej poprzedniej wataszy. Basior stał dalej obok biurka. Gdy doszłam do mojego celu, zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam na chwilę oczy, po czym szukałam odpowiedniej teczki. Wyciągnęłam ją gwałtownie. Znowu zaczęło mi się kręcić w głowie. Straciłam równowagę i wylądowałam na zadzie. Prychnęłam, pokręciłam głową i z teczką w pysku zmusiłam się, by wstać. Podeszłam do biurka, schowałam raporty i znowu kuśtykałam do szafki. Tym razem jednak do niej nie dotarłam. Pół metra przed nią zamroczyło mnie i upadłam. Zanim odpłynęłam słyszałam jeszcze, jak Exan do mnie doskoczył. Najwidoczniej rany były poważniejsze, niż mi się wydawało.
Exanie?
<Co powiesz? Dobrze jest ukrywać swoje cierpienie i pomagać innym kosztem własnego zdrowia?>