Miałem wspaniały sen. Na początku byłem z Fellą,
moją zastępczą matką, w przytulnej jaskini. Opowiadałem jej wszystko,
co się mi przytrafiło. W zasadzie to miałem zamiar. Tak bardzo mi jej
brakowało, a do opowiedzenia miałem jej tak wiele. Nie zmieniła się
wcale. Nadal te same bure futro z drobnymi białymi cętkami, oczy pełne
ciepła. Czułem się, jakbym opowiadał jej historię od kilku godzin i gdy w
końcu dotarłem do miejsca, w którym trafiłem na Watahę Mrocznych
Skrzydeł i na Mauvais przestałem mówić. Jak ja się tu znalazłem...?
Dotarło do mnie, że to wszystko to sen. SEN! Obraz słuchającej wilczycy
to tylko moja wyobraźni.
Wtedy wszystko wróciło gwałtownie na miejsce. Poczułem osłabienie i ból w całym ciele, mimo to wstałem.
- Vais?
- zapytałem, czując czyjąś obecność obok. Dopiero teraz otworzyłem
oczy, widząc przed sobą uśmiechającą się wilczycę. - Co się stało...?
Powstrzymałaś to coś?
- Można tak powiedzieć... Dobrze z tobą?
- Bardziej nie, niż tak - Z każdą sekundą czułem się lepiej. - Ale to minie... Daj mi pięć minut... W tym czasie powiedz mi, co zaszło...
Po opowiedzeniu mi o dziwnym stworzeniu i o jeszcze dziwniejszej rozmowie z nim czułem się zdrów.
- Więc... - zacząłem - Możemy stąd uciekać?
- Tak, lepiej znajdźmy stąd wyjście.
Włóczyliśmy
się kilka minut, lecz nie dotarliśmy do żadnego sensownego miejsca. A
co jeśli wyjściu stąd musi towarzyszyć jakieś zaklęcie albo rymowanka w
stylu ,, Sezamie, otwórz się"? Zanim zacząłem wymyślać nowe rymowanki, Vais lekko popchnęła mnie łapą. Odwróciłem się w jej stronę.
- Tam ktoś stoi - szepnęła. Faktycznie, przed nami stała wilcza postać. Wyglądała na zagubionego starszego, ale nie starego wilka.
< Vais? To ja przepraszam xd 41 dni to stanowczo za dużo ;c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz