Gemini wyglądała na zdruzgotaną. Oparłem o nią swoją głowę. Chciałem ją pocieszyć, ale nie wiedziałem jak. Nie bardzo rozumiałem to, co się przed chwilą stało. Erato, wściekła Gemini... Za dużo jak na przygody zwykłego bibliotekarza.
- Wszystko będzie dobrze - szepnąłem do niej. Nie wyglądała na wcale uspokojoną. Wprawdzie nie dziwię się jej. Jednak to jej zawdzięczamy wolność. Teraz wystarczy wrócić do watahy i wszystko po staremu. Gemini mocniej wtuliła się w moje futro. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Musi się uspokoić, ale mamy mało czasu. Nie wiem czy nie grozi nam jeszcze jakieś niebezpieczeństwo. Im będziemy dalej od tego miejsca, tym lepiej.
- Ja... - zaczęła niepewnie i odsunęła się ode mnie. Nie odrywała wzroku od swoich łap.
- Nie teraz - przerwałem jej. Teraz najważniejsze jest to, by odejść stąd jak najdalej. - Opowiesz mi o tym, jak wrócimy, dobrze?
Wadera spojrzała na mnie i pokiwała wolno głową. Pomogłem jej stanąć na nogach. Była bardzo zmęczona. Czułem się okropnie z tym, że muszę ją pośpieszać. Niestety, to nasza jedyna szansa ny wyjść z tego cało. Nie wiem, co stało się z Erato. Na prośbę Gemini, oddaliliśmy się. Jeżeli wroga wilczyca żyje, pewnie nie puści nas tak łatwo. Będziemy bezpieczni dopiero na terenach watahy. Znaczy się. Na pewno będziemy bezpieczniejsi niż jesteśmy teraz na nieznanych terenach. Przeszliśmy kilka chwiejnych kroków. Gemini najwyraźniej odzyskiwała kontakt ze światem. Pewniej stawiała łapy na ziemi. Po chwili była w stanie iść sama. Nagle usłyszałem znajomy trzepot. Boże, tylko nie to. Kruk zanurkował w naszym kierunku. Nim zdążyłem zareagować, Linos wyciągnął długi sztylet i przebił nadlatującego ptaka. O, więc elf jednak wcale nie jest taki beznadziejny. Pierzaste truchło spadło na ziemię. Nie było mi go nawet żal. Zwykle przy martwych zwierzętach rzucam wiązankę dziękczynną i tak dalej, ale ten pomiot nie zasługiwał na to. Warknąłem w jego kierunku, tak jakby miał zaraz postawić i wydłubać mi oczy. Po wyrazie pyska Gemini, widziałem, że poczuła ulgę. Nigdy więcej. Ruszyliśmy do dalszej drogi. Zdałem sobie sprawę, że znam te tereny - pokonywałem ten las, gdy pierwszy raz dotarłem do watahy. Dziwne, że nie kojarzę tego zamczyska i duchów. Może i lepiej, że tego nie zauważyłem. Jeśli dobrze pamiętam, wystarczy iść cały czas przed siebie, aż do momentu spotkania rzeki. Dalej lepiej iść wzdłuż niej. Nie byliśmy wcale tak daleko. Czułem, jak wzbiera we mnie nowa energia. Gemini również wyglądała na bardziej zdeterminowaną. Jedynie Linos się wahał.
- Co się dzieje? - zagadnąłem do niego, chociaż i tak wiedziałem, że niewiele zrozumie. Elf spojrzał na mnie niepewnie.
- Aa-ron, Gemi-ni - wydukał, patrząc za siebie. Zrozumiałem. Tutaj nasze drogi rozchodzą się. Posłałem mu uśmiech. Stojąca obok mnie wadera spojrzała na niego przyjaźnie. Zyskaliśmy całkiem dobrego sojusznika. Szkoda, że pewnie nigdy się już nie spotkamy. Linos stracił siostrę. Może chce odnaleźć i wrócić do swoich? Mam taką nadzieję. Pożegnanie było krótkie, ale bardzo emocjonalne. Mimo, że znałem go krótko, wiem, że będę odczuwał jego brak. Szybko się przywiązałem do tego spontanicznego, nie grzeszącego intelektem elfa. Razem z przyjaciółką, udaliśmy się w przeciwległym kierunku. Gemini wyglądała na zmęczoną, ale mniej kulała. Sam zdałem sobie sprawę, że doskwierają mi rany. Damy radę. Już dużo przeszliśmy. Zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiem, ile nas nie było. Kompletnie straciłem rachubę! Ciekawe, czy ktoś zauważył nasze zniknięcie.
Po dość długim marszu przyszła pora na małą przerwę. Jesteśmy wystarczająco daleko, by choć na chwilę odetchnąć. Poprosiłem Gemini, by odpoczęła, a sam poszedłem na polowanie. Chciała iść ze mną, ale z takimi obrażeniami, nie ma mowy! Czekałem krótko - w końcu z gąszczu wyskoczyła młoda sarna. Szkoda, że będę musiał ukrócić jej żywota. Skoczyłem jej na kark, szybko kończąc jej cierpienie na tym świecie.
- Dziękuję ci - szepnąłem do ucha sarny i resztkami sił zawlokłem ją do tymczasowego obozu. Gemini drzemała. Głowę opierała o przednie łapy. Wyglądała tak spokojnie. Nie chciałem przerywać jej snu, bo musi być wyczerpana, ale lepiej byłoby, gdyby zjadła coś teraz świeżego.
- Hej, obiad gotowy, wstawaj. - Pacnąłem ją delikatnie łapą w bok. Wadera powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Później obrzuciła spojrzeniem leżącą nieopodal sarnę. Pomogłem jej wstać. Po chwili oboje zajęliśmy się posiłkiem.
Słońce zachodziło, gdy doszliśmy pod rzekę. Woda wartko płynęła w korycie, ochlapując nasze futra. O tak. O niczym nie marzyłem tak bardzo jak o kąpieli. Moje futro jest brudne i poklejone. Podobnie z białą sierścią Gemini. Zanurzyłem się w strumieniu. Prąd nie był mocny, a przyjemnie uderzał w moje łapy. Wadera poszła moim śladem. Widzę, że nie tylko ja chcę porządnie zmyć z siebie wszystko. Woda była trochę zimna, ale na tę chwilę nie przeszkadzało mi to. Czułem, że ożywam od nowa. Przemycie ran upewniło mnie w tym, że nie dostanę zakażenia. Pluskaliśmy się dłuższą chwilę. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy słońce całkowicie zaszło. Czas było zrobić jakiś obóz. Bez sensu byłaby dalsza podróż nocą. Nie chciałbym się zgubić i znowu trafić pod zamek Erato. Nigdy więcej. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy całkiem przytulną, małą jaskinię. Idealnie na nas dwoje! Zmęczeni całą tą przygodą, usnęliśmy obok siebie w małej norce. W końcu trochę spokoju.
<Gemini?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz