21.10.2020

Od Aidena do Wichny

Wadera pytając o mnie wydawała się pytać, jakby o moje życie, co zdziwiło mnie nieco, bo nikt wcześniej o mnie nie pytał, ani w żadnym stopniu się nie interesował moją przeszłością.

- Cóż... Należałem z rodziną do jakiejś watahy , ale niestety nie wiem jakiej. Byłem jeszcze wtedy w łonie matki wraz z rodzeństwem. Pewnego dnia matka z ojcem musieli uciekać, bo na stado został przeprowadzony atak ze strony ludzi. Mój ojciec chcąc nas ocalić pomógł usadzić moją mamę w jakimś bezpieczniejszym miejscu niż siedlisko stada i wybiegli do lasu. Mama była już bliska porodu, więc cudem udało jej się na czas znaleźć norę do wydania nas na świat. Mimo to po jakimś czasie ludzie wraz z psami myśliwskimi i tropiącymi odnaleźli moich rodziców. Jedynie ojciec z nimi wtedy walczył, bo matka już miała zaczątki porodu, te wszystkie skurcze i wiesz... Po prostu rodziła. - spojrzałem na Waderę po raz pierwszy od momentu, w którym zacząłem opowieść. Słuchała w bezruchu. - Ojciec został brutalnie zameldowany na jej oczach... Ludzie odeszli, zostawili nas w spokoju. Do czasu... Moja matula wydała na świat trzy młode, z czego jeden z nich, który teraz byłby moim bratem zmarł... Był zbyt słaby, żeby przetrwać. Urodziliśmy się na przełomie jesienno-zimowym. Warunki mu na ro nie pozwalały... Przeżyłem z moją siostrą. Matka wychowywała nas tylko rok, bo kolejny raz odnaleźli nas ludzie. Moja mama była bardzo odważna. Do dzisiaj pamiętam jak zasłaniała nas ciałem przed czymś w rodzaju oszczepów i siatek, wyrywała się na przód w kierunku broni i ludzkich zabawek, które strzelały. Mówią na to spluwy, pistolety. Kazala mi i mojej siostrze uciekać, więc ruszyliśmy przed siebie, ale coś nas zatrzymało. Cisza. - uśmiechnąłem się smutno pod nosem przypominając sobie jak często jej doświadczam - Moja matka zawyła przeraźliwie i odwróciwszy do nas łeb jeszcze raz warknęła na znak ucieczki. Spływała z niej krew i łzy, była rozszarpana przez oszczepy i noże. Podziurawiona przez naboje broni... To było straszne. W jednej chwili świat się zatrzymał, wszystko było w zwolnionym tempie. Moja siostra zdezorientowana sytuacją w ułamku sekundy została złapana w sieć, a skomląc z przerażenia zwiałem w las. Nie dogonili mnie. Później, po dość dłuższym czasie wróciłem tam. Do „domu”. Warowałem przy mamie, starałem się ją obudzić, nakarmić i napoić. Nic nie skutkowało. Zostałem sam. Widząc, że moja pozbawiona zębów, rozerwana, pokłuta i rozstrzelona matka nie oddycha, nie mówi i leży w bezruchu kilka godzin postanowiłem odnaleźć siostrę. Zamknąłem mamie oczy, przykryłem liśćmi i pożegnałem się z nią, obiecywałem że odnajdę Anais. Nigdy mi się to nie udało... Myślę, że ona nie żyje.

Skończyłem historię i posiłek w jednym czasie z waderą. Kiedy na nią spojrzałem miała szeroko otwarte oczy ze zdumienia, przeszkolone jakby miała płakać.

- To okropne... Aiden ja... Przepraszam. - powiedziała samiczka kuląc się przede mną. Wyglądała na smutną i zdenerwowaną.

- Spokojnie, tak po prostu wygląda moje życie. Powiem Ci ciekawostkę. Ponadto jako jedyny z rodziny urodziłem się tak umaszczony. Cala moja rodzina była biało-popielata. Jestem jedynym czarnym wilkiem z całego mojego świata. - uśmiechnąłem się chcąc rozluźnić atmosferę.

- Wow, to naprawdę piękna opowieść. Pełna bólu, cierpienia, a jednocześnie tak pochłaniająca i okropnie śliczna, że jestem pod wrażeniem Twoich przeżyć. Malo który wilk przeżywa bez matki czy ojca mając zaledwie rok. - podsumowała wadera, najwidoczniej ciężko jej uwierzyć w moją historię, ale tak już jest. To moje życie i chociaż bardzo ciężko mi z tym, że nie miałem normalnej historii, to nigdy nie przestanę mówić o moich rodzicach. Najpiękniejsze charaktery jakie kiedykolwiek mogły mieć ze mną styczność. Gdyby tylko odnalazła się Anais...

- A Ty? Opowiesz mi coś o sobie? Chciałbym Cię bliżej poznać... - zaproponowałem.


> Wichna? :>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz