13.10.2020

Od Aidena do Makreli

- Wyrzuć to z kieszeni, mówię serio. - zaskakujące było to, jak bardzo ciekawa była tych wynalazków. Nie chciałem, żeby komuś stała się krzywda. Warto było zbadać ten teren.

- Ale dlaczego? Przecież to tylko ludzka zabawka! Możemy razem z nią coś pokombinować? Proszę, takie cacka to unikaty! - krzyknęła wręcz z podekscytowaniem, a ja widząc dym unoszący się z kieszeni zamarłem. Boże... Przecież to się zaraz tam zapali...

Nie czekając ani chwili dłużej szybkim i zwinnym ruchem lapy powaliłem waderę na ziemię. Starałem się zrobić to jak najdelikatniej, żeby nic ją przypadkiem nie zabolało i chyba akurat mi się udało, ponieważ teren był bardzo zakrzaczony i trawiasty. Wadera była spanikowana i wystraszona, ale nie próbowała ze mną walczyć. Leżała w bezruchu, jak żuk w momencie zagrożenia czekając, aż odpuszczę. Nie mogłem jednak dać jej się tym bawić. Może z wyglądu jestem potworem, mam grubą skórę, ciemne futro i przeszywające spojrzenie, a moje ukształtowanie i postawa pokazują jakim jestem „nieustraszonym wojownikiem”, ale w głębi od zawsze chciałem tylko spokoju, pokoju i tego, aby nikomu nie stała się krzywda. Ludzie to potwory, a samiczka najwidoczniej tego jeszcze nie doświadczyła...

- Przepraszam, ja... Nie rób mi krzywdy! Już sobie stąd pójdę jeśli wpadłam na Twoje terytorium... - wadera spojrzała na mnie błagalnie, a ja myślałem jak wyjąć dymiące ustrojstwo z jej kieszonki. Dym unosił się coraz bardziej i bardziej nad torbą, aż samiczka spojrzała to na mnie, to na torbę i tak kilka razy, aż zorientowała się dlaczego tak reaguję. Minęła dosłownie chwila, chociaż ta scena dłużyła się z mojej perspektywy okropnie. Jęki przerażenia wadery zmusiły mnie do natychmiastowego reagowania. Złapałem kłami za torbę samicy i najmocniej jak mogłem szarpnąłem nią, żeby rozerwać pas i móc z niej to ściągnąć. Kiedy udało mi się rozerwać solidny pasek torba zaczęła się palić. Wadera oniemiała. Zostawiłem ją w tym miejscu i z płonącym gadżetem ile sił w nogach pobiegłem w las. Omijałem drzewa, krzaki i krzewy, aby jak najdalej od naszej dwójki zostawić ten cały szajs. Czym ona się tak ekscytowała?! - pomyślałem zły na siebie, że pozwoliłem temu tak długo zostać w jej torbie. Upuściłam ustrojstwo w jakiś średniej wielkości wykopany dół i zawróciłem na pięcie bez zatrzymania. Biegłem jeszcze szybciej niż wcześniej. Musiałem dobiec do miejsca naszego spotkania, żeby znaleźć się w bezpiecznej odległości. Kiedy wybiegałam z lasu za sobą usłyszałem dość głośny huk. Wybuchło...

- Nie! Nie! Nie! Pomocy! Tam zginął wilk! - samiczka we łzach w oczach skomlała i nawoływała pomocy, ale z znikąd ratunku. Nerwowo obracała się i szukała kogoś wzrokiem. Kiedy się pojawiłem zamarła.

- Naprawdę myślałaś, że pobiegłem tam z tym, żeby rozerwało mi głowę? - uśmiechnąłem się. Dymiący wrak za nami byl okropnym widokiem w zaistniałej sytuacji.

- Ty żyjesz... Ty żyjesz! - wadera zaczęła skakać i łasić się do mnie, ale łzy nie zniknęły. - Myślałam, że umarłeś w tym lesie! Z moją torbą i tą zabawką i... I moja torba! Pewnie została zniszczona...- samiczka posmutniała wyraźnie wspominając o kieszonce w której schowała palącą się zabawkę.

- Spokojnie, pomogę Ci w zrobieniu, albo dobraniu nowej. Apropo... Chciałbym Cię przeprosić za tę akcję, wiesz... Mam nadzieję, że powalenie łapą Cię nie bolało. Chciałem Ci pomóc, rozumiesz sama. Jestem Aiden. A Ty?


> Makrela, przepraszam że tak długo, ale praca ;c<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz