19.01.2021

Od Antilii do Nashi

 Wyszłam z gabinetu Tsumi, która jest Alfą watahy do której właśnie dołączyłam. Sprawiała miłe wrażenie, była rzeczowa i uprzejma dzięki czemu szybko załatwiliśmy formalności. Spojrzałam na Nashi, która była bardziej podekscytowana niż ja do tego stopnia, że nie mogła ustać w miejscu. Uśmiechnęłam się delikatnie, podchodząc do młodej.
– Nie chciałabyś, abym zaprowadziła Cię do Twojej jaskini? Swoją drogą, gdzie zostałaś zakwaterowana? – zapytała, cała w skowronkach.
– Na pewno możesz? Nie chcę, żebyś chodziła sama… – Z jednej strony chciałam, żeby Nashi mi towarzyszyła ale z drugiej strony nie chciałam, aby sama chodziła po lasach późną porą… – Ruszyłam powolnym krokiem przed siebie kierując się na wschód. Nashi szybko podeszła do mnie, ciągle dotrzymując mi kroku.
– Pfff…! – parsknęła, machając łapą – Tak, na pewno! Rose, nasza opiekunka, nie będzie miała nic przeciwko.
– Opiekunka? – Uniosłam brew, patrząc na szczeniaka.
– No tak… Mieszkam w sierocińcu… – odpowiedziała nieco ciszej i bez tej wesołości w głosie. Ale po chwili wrócił jej radosny nastrój. – Nie ma tak źle… Choć czasami żarcie jest niejadalne.
Parsknęłam krótkim śmiechem.
– Znam to – powiedziałam, wspominając jedną anegdotę z pewnej nieciekawej karczmy… Spojrzałam na waderkę, patrząc w jej piękne, duże oczka szczeniaczka. – Dobra, chodź ze mną – uległam jej słodkości a na tą wiadomość Nashi cicho pod nosem krzyknęła zwycięskie "Tak!".
– To gdzie idziemy?
– Do Podniebnych Ścieżek. 

* * * * *
– Myślałam, że będziemy iść! – zawołała Nahsi z mojego grzbietu, gdy mocniejszy podmuch wiatru szarpnął moimi skrzydłami.
– Myślałam, że lubisz przygody! – odkrzyknęłam, zastanawiając się czy dobrze zrobiłam wybierając opcję z lotem zamiast zwykłego spaceru. Nadal czułam się słaba ale gdy już wyszłam od Alfy, poczułam się tak jakby lżej. Nigdy nie ryzykowałabym czyjegoś życia swoją głupotą ale tym razem… poczułam coś. Instynkt podpowiadał mi, żebym zaszalała, chociaż kilka razy w życiu. Tyle że gryzłam się z sumieniem czy na pewno dobrze postąpiłam… "Teraz już tego nie cofnę…" – pomyślałam. "Zostało mi jedynie cieszyć się z chwili" – dodałam po chwili, spoglądając na Nashi. Z uśmiechem na pysku podziwiała krajobraz watahy w odcieniach zachodzącego słońca z perspektywy lotu ptaka.
– Daleko jeszcze? – zapytałam, na co waderka odparła, że nie. Niedługo powinniśmy zobaczyć górę na zboczu której rośnie samotna magnolia, teraz nie udekorowana różowymi kwiatami lecz pomarańczowymi liśćmi. I rzeczywiście – po kilku minutach zauważyłam górę o której mówiła mi Tsumi. Kilka uderzeń skrzydeł dalej i już byłyśmy z młodą na twardym gruncie. Niepewnie weszłam do środka, uważnie rozglądając się i analizując otoczenie. Gdy weszłam do środka, zastanawiałam się dlaczego nikt tu jeszcze nie zamieszkał. Ogromna dziura u szczytu góry wpuszczała ciepłe promienie gasnącego za horyzontem słońca. Na środku dna krateru znajdował się niewielki staw z piękną, przezroczystą wodą. Gdy podeszłam do jeziorka, nagle przed oczami przeleciały mi białe plamy, lecz zamiast wystraszyć się zaczęłam się śmiać. Piękne ptaki uciekły przez dziurę w skale w popłochu. Szara wilczyca podeszła do mnie, patrząc na lustro wody.
– Podoba Ci się tutaj?
– Nawet bardzo – powiedziałam szczęśliwa. – Chodźmy zobaczyć jaskinie. Pomożesz mi? - zwróciłam się z prośbą do Nashi. Ta tak energicznie kiwała głową, że myślałam iż zaraz zwichnie kark. 

* * * * *
– Myślę, że ta będzie spoko… – powiedziała waderka, oglądając ostatnią jaskinię.
– Też tak myślę – powiedziałam, wchodząc do środka. Rozejrzałam się, uważnie analizując, czy to będzie dobre miejsce na mieszkanie. – Tak, to będzie dobre. – Odwróciłam się do małej, uśmiechając się szczerze. Ta odwzajemniła gest. Powoli zaczęłam robić listę rzeczy które będę musiała tutaj przytargać, żeby się urządzić. Nagle zauważyłam, że brakuje czegoś.
– Nashi! A Ty dokąd?
– Wracam do siebie – odpowiedziała.
– Nie chcę, żebyś szła środkiem nocy… – Wybieranie mojego lokum zajęło nam kilka godzin, przez co miejsce słońca zajął już księżyc.
– Spokojnie, znam drogę – odparła, uśmiechając się delikatnie lecz ze smutkiem w oczach. "Ona też nie lubi się żegnać" – pomyślałam. Podeszłam do małej i przytuliłam ją. Na początku była zaskoczona ale po chwili wtuliła się w moją pierś.
– Obiecaj mi coś… Odwiedź mnie jak się już urządzę
– Jasne. – Po czym znowu się we mnie wtuliła. Po chwili zniknęła mi z oczu w atramentowej ciemności. 

* * * jakiś czas później gdzie szczeniaki  dorastają a ich właściciele na czas dostali formularze :3* * *

Czajnik gwizdał niemiłosiernie, sygnalizując, że woda na herbatę jest gotowa.
– Już idę, idę… – mruknęłam. Zaczęłam szykować kubek oraz ziołowe liście. Skończyłam patrol jakiś czas temu, złożyłam raport Stromy i udałam się do siebie na odpoczynek. Zastanawiałam się czy nie wziąć jutro wolne… Chciałam przejrzeć nowe książki o nowatorskiej metodzie leczenia które znalazłam w bibliotece. Nagle wyczułam czyjąś obecność…
– Masz chwilę? – Rozpoznałam znajomy głos choć dawno go nie słyszałam a z biegiem czasu odrobinę zmieniła się jego barwa.
– Cieszę się, że dotrzymałaś obietnicy Nashi… – Zalałam herbatę i spojrzałam na wilczyce ale na chwilę serce mi stanęło. Nashi bardzo wyrosła od naszego ostatniego spotkania ale…
– Na Bogów, co Ci się stało? – zapytałam, analizując rany na jej ciele oraz zmęczenie w jej oczach. 

(Nashi? Powrót do przyszłości xd) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz