16.06.2017

Od Solisa CD Shante

- Spokojnie! Przybywam w pokoju! Jestem z Watahy Mrocznych Skrzydeł. Mam na imię Solis, ale niech cię ten "lis" w moim imieniu nie zmyli. Jak już zdążyłaś zauważyć jestem wilkiem. - uśmiechnąłem się serdecznie, aby wadera się nie bała.
- Jestem Shante, też należę do Watahy Mrocznych Skrzydeł. Dopiero co tu dołączyłam i zwiedzam tereny. Pięknie tu...
- A więc Shante, udajesz krokodyla? Tak się czaisz w tej wodzie.... - zaśmiałem się.
Shante dopiero teraz zauważyła, że ciągle jest w wodzie.
- No więc... widziałaś już wszystkie tereny? - spytałem wadery, kiedy już wyszła z wody.
- Nie. Dopiero zaczęłam zwiedzać.
- Świetnie, w takim razie mogę być twoim przewodnikiem! Znam tu praktycznie wszystkie tereny, mówię praktycznie wszystkie, bo w tereny zakazane się oczywiście nie zapuszczałem. Aczkolwiek znam miejsca równie piękne, a nawet jeszcze piękniejsze niż ten wodospad. To co, idziemy?
- Idziemy. Prowadź, panie przewodniku. - zaśmiała się.
No i poszliśmy.

***

Widzieliśmy między innymi Drzewo WolnościDrzewo Czterech ŻywiołówDolinę SpokojuKrainy PowietrzaDrzewo Życia i Rzekę Zimy. Dużo w międzyczasie rozmawialiśmy. Shante wydawała się być bardzo miłą waderą.
Po jakimś czasie skończyły mi pomysły gdzie możemy jeszcze pójść, lecz nie trwało to długo aż wpadłem na nowy iście GENIALNY pomysł.
- Słyszałaś o Opuszczonej Posiadłości? - spytałem wadery. Siedzieliśmy aktualnie przy brzegu Rzeki Zimy.
- Nie słyszałam. - odpowiedziała wadera.
- A ja owszem, słyszałem. Podobno tam straszy. Nie wiadomo czy to duch człowieka, wilka, czy czegoś innego. Podobno każdej nocy o północy duch krąży po posiadłości przeraźliwie wyjąc. Chodzą plotki, że nikt kto tam wszedł, nigdy nie wrócił.
- Wow, brzmi strasznie...
- No... Idziemy sprawdzić czy te plotki są prawdziwe? Przynajmniej nie będziemy się nudzić tak jak tu...
- Em... ok. Może być ciekawie.

***

Byliśmy na miejscu. Posiadłość była ogromna i zniszczona. Przeszedł mnie dreszcz. Czy już wspominałem, że tak trochę boję się starych, opuszczonych miejsc?  Aczkolwiek nie wycofam się teraz przez dziecinną fobię.
Weszliśmy do środka. Wszędzie były zniszczone meble i kurz. Ten kurz.... atak kichawki gwarantowany.
Byliśmy teraz w wielkiej bibliotece. Shante z zainteresowaniem przyglądała się tytułom starych, zakurzonych książek. Wpadłem na złowieszczy pomysł. Po cichu zakradłem się do innej alejki z książkami i wyskoczyłem z krzykiem na waderę. Shante krzyknęła przestraszona, ale po chwili razem zaczęliśmy się śmiać. 
Poszliśmy zwiedzać dalej, ciągle przy tym żartując. Ta posiadłość nie była taka straszna, na jaką się wydawała. Nagle zauważyłem kątem oka jakąś rozmytą białą postać na końcu korytarza. Czy to duch, moja bujna wyobraźnia, czy też ktoś sobie robi żarty?
- Ej, Shante, widziałaś to?
- Ale co?
- No tego ducha...
- Znowu się ze mnie nabijasz?
- Przysięgam, że nie! Może chodźmy to sprawdzić...

<Shante?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz