- O nie, nie, nie. Drugi raz nie dam się nabrać - piwiedziałam
- Ja naprawdę nie żartuję! Chodź. Sprawdzimy to
- No dobra... ale jak zza tego regału wyskoczy jakiś Twój kolega to normalnie zamorduję obojga.
- Okej...
Podeszliśmy blisko wcześniej wspomnianego regału i nagle... jakiś wielki, biały duch wyskoczył wprost na nas. Zaczęłam się do niego zbliżać
- S-Sha... Shante? C... co ty robisz?
- Cicho Solis. Daj mi działać
- No okej, ale jak coś ci się stanie to nie ręczę za siebie.
- Po prostu posadź swój tyłek na ziemii i już - rozkazałam
Po czym podeszłam do Pana Ducha.
- Em... co wy tutaj robicie?! - zawołał w swoim języku duch
- Chcieliśmy tylko pozwiedzać. Tylko powiedz i już nas nie ma - przekonywałam
- Shante? Ty GO rozumiesz? - zapytał przerażony Solis
- Oczywiście. Czemu miałabym nie rozumieć? Dużo czytam o duchach - uśmiechnęłam się
- A kto TO jest? I kim wy w ogóle jesteście? - wtrącił Pan Duch
- To... to jest mój kolega Solis. Ja jestem Shante. Jesteśmy wilkami i przychodzimy w celach pokojowych - zapewniłam
- Dobra... zmywajcie się. Ale żebym was tu nigdy więcej nie zobaczył! - przestrzegł Pan Duch
- Solis! Słyszałeś naszego nowego kolegę... Zmywamy się. Do widzenia
I uciekliśmy z Opuszczonej Posiadłości.
- O nie... nigdy więcej! - powiedziałam Solisowi
- Może lepiej tak będzie - uśmiechnął się wzrokiem... nie smutnego psa, ale bardziej... zalotnie? Nie. Ja nie umiem odczytywać min. Szliśmy tak do watahy w ciągłej rozmowie. No nie powiem. Polubiłam tego basiora.
< Solis? Co teraz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz