18.06.2017
Od Vissa do Judy
- Nie znam ich, ale może chodźmy do Reda... czy jak mu tam. - rzekłem obojętnie.
- Zgoda. - odparła wadera. Spojrzałem się na nią porozumiewawczo. Trzeba jakoś zejść.
- Poczekaj na dole, poradzę sobie. - rzekłem z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Judy zleciała z wysokiej góry. Ja zaś widząc jak nisko już jest, stworzyłem gwiezdną ścieżkę po drugiej stronie góry. Prowadziła przez cały obszar, którego Judy nie mogła raczej zauważyć. Zrobiłem tak celowo, gdyż nie chciałem obcym pokazywać swoich umiejętności. Być może kiedyś wykorzysta tą wiedzę przeciwko mnie... Dlatego dyskretnie, ale mimo wszystko błyskawicznie zszedłem z góry. A raczej... zbiegłem. Będąc już na dole chrząknąłem, chcąc by stojąca przede mną wadera usłyszała mnie.
- Jesteś... - zorientowała się.
- W rzeczy samej. - odparłem spokojnie wysyłając waderze pytające spojrzenie. Moje oczy mówiły same za siebie : ,,Którędy?".
- W tą stronę. Za mną. - rzekła Judy. W miarę pokornie ruszyłem za nią. Po kilkunastu minutach drogi, idąca przodem wadera niemal zderzyła się z szarym wilkiem o czerwonej grzywie. Wilk wyglądał na... nietrzeźwego.
<Judy?>
Od Magnusa do Kiiyuko
Tak szczerze to nie wiedziałem, co robi na tych terenach tygrys. Prędzej spodziewałbym się bezmózgiego umarlaka, ale to....? Zrobiłem kwaśną minę. Wadera już znikała z pola widzenia, a ja gapiłem się na tygrysa w nie określoną miną.
- A ty co? Nie uciekasz? Strach Cię obleciał tak duży, że aż stanąłeś w miejscu? - zapytał szyderczo
- Stary jesteś. - mruknąłem. - i głupi. Do tego jesteś nie na swoich terenach. - Tygrys warknął.
- No co? Mówię tylko prawdę. - tym razem zaczął biec w moją stronę. Poszedłem za śladami Kiiyuko, i pobiegłem ile sił w łapach przed siebie. Slalom, krzak, krzak, krzak, drzewo, jezioro, Kiiyuko na drzewie, krzak, drzewo.... ej chwila. Zatrzymałem się gwałtownie. Tygrys był dość daleko, bo kuśtykał. Szybko wlazłem na drzewo, na którym siedziała wadera, i spojrzałem na nią dziwnie.
- Co tutaj robi tygrys?
- Nie wiem...
- No właśnie ja też nie. - odparłem. Tygrys wreszcie dobiegł, i zaczął się rozglądać.
- Ciii...
- A ty co? Nie uciekasz? Strach Cię obleciał tak duży, że aż stanąłeś w miejscu? - zapytał szyderczo
- Stary jesteś. - mruknąłem. - i głupi. Do tego jesteś nie na swoich terenach. - Tygrys warknął.
- No co? Mówię tylko prawdę. - tym razem zaczął biec w moją stronę. Poszedłem za śladami Kiiyuko, i pobiegłem ile sił w łapach przed siebie. Slalom, krzak, krzak, krzak, drzewo, jezioro, Kiiyuko na drzewie, krzak, drzewo.... ej chwila. Zatrzymałem się gwałtownie. Tygrys był dość daleko, bo kuśtykał. Szybko wlazłem na drzewo, na którym siedziała wadera, i spojrzałem na nią dziwnie.
- Co tutaj robi tygrys?
- Nie wiem...
- No właśnie ja też nie. - odparłem. Tygrys wreszcie dobiegł, i zaczął się rozglądać.
- Ciii...
17.06.2017
Od Shante do Solisa
- O nie, nie, nie. Drugi raz nie dam się nabrać - piwiedziałam
- Ja naprawdę nie żartuję! Chodź. Sprawdzimy to
- No dobra... ale jak zza tego regału wyskoczy jakiś Twój kolega to normalnie zamorduję obojga.
- Okej...
Podeszliśmy blisko wcześniej wspomnianego regału i nagle... jakiś wielki, biały duch wyskoczył wprost na nas. Zaczęłam się do niego zbliżać
- S-Sha... Shante? C... co ty robisz?
- Cicho Solis. Daj mi działać
- No okej, ale jak coś ci się stanie to nie ręczę za siebie.
- Po prostu posadź swój tyłek na ziemii i już - rozkazałam
Po czym podeszłam do Pana Ducha.
- Em... co wy tutaj robicie?! - zawołał w swoim języku duch
- Chcieliśmy tylko pozwiedzać. Tylko powiedz i już nas nie ma - przekonywałam
- Shante? Ty GO rozumiesz? - zapytał przerażony Solis
- Oczywiście. Czemu miałabym nie rozumieć? Dużo czytam o duchach - uśmiechnęłam się
- A kto TO jest? I kim wy w ogóle jesteście? - wtrącił Pan Duch
- To... to jest mój kolega Solis. Ja jestem Shante. Jesteśmy wilkami i przychodzimy w celach pokojowych - zapewniłam
- Dobra... zmywajcie się. Ale żebym was tu nigdy więcej nie zobaczył! - przestrzegł Pan Duch
- Solis! Słyszałeś naszego nowego kolegę... Zmywamy się. Do widzenia
I uciekliśmy z Opuszczonej Posiadłości.
- O nie... nigdy więcej! - powiedziałam Solisowi
- Może lepiej tak będzie - uśmiechnął się wzrokiem... nie smutnego psa, ale bardziej... zalotnie? Nie. Ja nie umiem odczytywać min. Szliśmy tak do watahy w ciągłej rozmowie. No nie powiem. Polubiłam tego basiora.
< Solis? Co teraz? >
- Ja naprawdę nie żartuję! Chodź. Sprawdzimy to
- No dobra... ale jak zza tego regału wyskoczy jakiś Twój kolega to normalnie zamorduję obojga.
- Okej...
Podeszliśmy blisko wcześniej wspomnianego regału i nagle... jakiś wielki, biały duch wyskoczył wprost na nas. Zaczęłam się do niego zbliżać
- S-Sha... Shante? C... co ty robisz?
- Cicho Solis. Daj mi działać
- No okej, ale jak coś ci się stanie to nie ręczę za siebie.
- Po prostu posadź swój tyłek na ziemii i już - rozkazałam
Po czym podeszłam do Pana Ducha.
- Em... co wy tutaj robicie?! - zawołał w swoim języku duch
- Chcieliśmy tylko pozwiedzać. Tylko powiedz i już nas nie ma - przekonywałam
- Shante? Ty GO rozumiesz? - zapytał przerażony Solis
- Oczywiście. Czemu miałabym nie rozumieć? Dużo czytam o duchach - uśmiechnęłam się
- A kto TO jest? I kim wy w ogóle jesteście? - wtrącił Pan Duch
- To... to jest mój kolega Solis. Ja jestem Shante. Jesteśmy wilkami i przychodzimy w celach pokojowych - zapewniłam
- Dobra... zmywajcie się. Ale żebym was tu nigdy więcej nie zobaczył! - przestrzegł Pan Duch
- Solis! Słyszałeś naszego nowego kolegę... Zmywamy się. Do widzenia
I uciekliśmy z Opuszczonej Posiadłości.
- O nie... nigdy więcej! - powiedziałam Solisowi
- Może lepiej tak będzie - uśmiechnął się wzrokiem... nie smutnego psa, ale bardziej... zalotnie? Nie. Ja nie umiem odczytywać min. Szliśmy tak do watahy w ciągłej rozmowie. No nie powiem. Polubiłam tego basiora.
< Solis? Co teraz? >
16.06.2017
Od Solisa CD Shante
- Spokojnie! Przybywam w pokoju! Jestem z Watahy Mrocznych Skrzydeł. Mam na imię Solis, ale niech cię ten "lis" w moim imieniu nie zmyli. Jak już zdążyłaś zauważyć jestem wilkiem. - uśmiechnąłem się serdecznie, aby wadera się nie bała.
- Jestem Shante, też należę do Watahy Mrocznych Skrzydeł. Dopiero co tu dołączyłam i zwiedzam tereny. Pięknie tu...
- A więc Shante, udajesz krokodyla? Tak się czaisz w tej wodzie.... - zaśmiałem się.
Shante dopiero teraz zauważyła, że ciągle jest w wodzie.
- No więc... widziałaś już wszystkie tereny? - spytałem wadery, kiedy już wyszła z wody.
- Nie. Dopiero zaczęłam zwiedzać.
- Świetnie, w takim razie mogę być twoim przewodnikiem! Znam tu praktycznie wszystkie tereny, mówię praktycznie wszystkie, bo w tereny zakazane się oczywiście nie zapuszczałem. Aczkolwiek znam miejsca równie piękne, a nawet jeszcze piękniejsze niż ten wodospad. To co, idziemy?
- Idziemy. Prowadź, panie przewodniku. - zaśmiała się.
No i poszliśmy.
***
Widzieliśmy między innymi Drzewo Wolności, Drzewo Czterech Żywiołów, Dolinę Spokoju, Krainy Powietrza, Drzewo Życia i Rzekę Zimy. Dużo w międzyczasie rozmawialiśmy. Shante wydawała się być bardzo miłą waderą.
Po jakimś czasie skończyły mi pomysły gdzie możemy jeszcze pójść, lecz nie trwało to długo aż wpadłem na nowy iście GENIALNY pomysł.
- Słyszałaś o Opuszczonej Posiadłości? - spytałem wadery. Siedzieliśmy aktualnie przy brzegu Rzeki Zimy.
- Nie słyszałam. - odpowiedziała wadera.
- A ja owszem, słyszałem. Podobno tam straszy. Nie wiadomo czy to duch człowieka, wilka, czy czegoś innego. Podobno każdej nocy o północy duch krąży po posiadłości przeraźliwie wyjąc. Chodzą plotki, że nikt kto tam wszedł, nigdy nie wrócił.
- Wow, brzmi strasznie...
- No... Idziemy sprawdzić czy te plotki są prawdziwe? Przynajmniej nie będziemy się nudzić tak jak tu...
- Em... ok. Może być ciekawie.
***
Byliśmy na miejscu. Posiadłość była ogromna i zniszczona. Przeszedł mnie dreszcz. Czy już wspominałem, że tak trochę boję się starych, opuszczonych miejsc? Aczkolwiek nie wycofam się teraz przez dziecinną fobię.
Weszliśmy do środka. Wszędzie były zniszczone meble i kurz. Ten kurz.... atak kichawki gwarantowany.
Byliśmy teraz w wielkiej bibliotece. Shante z zainteresowaniem przyglądała się tytułom starych, zakurzonych książek. Wpadłem na złowieszczy pomysł. Po cichu zakradłem się do innej alejki z książkami i wyskoczyłem z krzykiem na waderę. Shante krzyknęła przestraszona, ale po chwili razem zaczęliśmy się śmiać.
Poszliśmy zwiedzać dalej, ciągle przy tym żartując. Ta posiadłość nie była taka straszna, na jaką się wydawała. Nagle zauważyłem kątem oka jakąś rozmytą białą postać na końcu korytarza. Czy to duch, moja bujna wyobraźnia, czy też ktoś sobie robi żarty?
- Ej, Shante, widziałaś to?
- Ale co?
- No tego ducha...
- Znowu się ze mnie nabijasz?
- Przysięgam, że nie! Może chodźmy to sprawdzić...
<Shante?>
Od Shante do Kogoś
Jaka piękna wydawała mi się okolica. Przemieżałam tereny mojej nowej watahy gdy nagle dotarłam do wodospadu. Był śliczny. Woda przepięknie pluskała, więc bez większych skrupułów wskoczyłam do niej. Była miło ciepła. Nagle ujrzałam krzak. W pewnej chwili ten poruszył się, a ja z początku myślałam, że to jakiś zając. Kiedy owy krzak przestał się ruszać od razu zaczął się ruszać następny i następny i następny i w końcu wszystkie przestały się ruszać. Szczerze mnie to zaniepokoiło, ale starałam się tym nie przejmować i odprężyć. Myślałam o potworach, które mogłyby wyskoczyć zza krzaka, bo nie da się nie słyszeć o tutejszych potworach. Wszędzie o nich głośno. Jednak to nie wydarzyło się.
Dobrze, że potrafię się przemieniać - pomyślałam
Usłyszałam tupot wilczych łap, a więc troszeczkę się rozluźniłam, ale zaraz od razu z powrotem się spięłam, bo jakby nie patrzeć nikt mnie tu jeszcze nie zna. Zobaczyłam wilczą sylwetkę przedzierającą się do mnie przez krzaki. Zanurzyłam się w wodzie praktycznie odruchowo. Po chwili ujrzałam dość dużego i, jak na wilka, całkiem ładnego basiora.
- Kim... kim jesteś? - zapytałam
< Basiorze? Kim jesteś? >
Dobrze, że potrafię się przemieniać - pomyślałam
Usłyszałam tupot wilczych łap, a więc troszeczkę się rozluźniłam, ale zaraz od razu z powrotem się spięłam, bo jakby nie patrzeć nikt mnie tu jeszcze nie zna. Zobaczyłam wilczą sylwetkę przedzierającą się do mnie przez krzaki. Zanurzyłam się w wodzie praktycznie odruchowo. Po chwili ujrzałam dość dużego i, jak na wilka, całkiem ładnego basiora.
- Kim... kim jesteś? - zapytałam
< Basiorze? Kim jesteś? >
15.06.2017
Nowa wadera! Shante
Nich na howrse: Shante.
Imię: Shante (przyjaciele mówią na nią Shi)
Wiek: 3 lata
Płeć: postura i imię wskazują na to, że jest to płeć piękna
Żywioł: Powietrze, natura, wszechświat, chmury
Stanowisko: Wojowniczka
Cechy fizyczne: Shi jest, zwinna i silna. Jak na waderę? Kocha walkę. Jednak jest to tylko 1/4 jej życia codziennego. Kiedy nie walczy dużo czyta i lata. Tak wiem. Nie ma skrzydeł i lata? Wszystko będzie w mocach. Dużo czasu spędza też z przyjaciółmi i kumplami. Lubi również naturę, przyrodę i zwierzęta. Kiedy za długo zostaje sama zmienia się w mroczną wersję siebie. To znaczy nie chce nikogo zabić czy coś, ale nie do końca wie co robić i nie jest świadoma tego co zrobiła. Od razu za to przeprasza. Jest kulturalna
Cechy charakteru: jest miła i zabawna. Potrafi rozkochać w sobie każdego wilka. Jest typem marzycielki. Raczej myśli optymistycznie, ale czasem też jest ogromną pesymistką. Stanowczo nie uważa, że jest pępkiem świata. Najpierw myśli o innych potem o sobie. Także najpierw myśli, a potem dopiero robi. No chyba, że sytuacja wymaga szybkiej reakcji. Wtedy najpierw robi
Cechy szczególne: ma dziwne fioletowe kropki pod oczyma
Lubi: wojnę, ale też spokój. Jak to mówią - przeciwieństwa się przyciągają default smiley xd. Naturę, przyrodę
Nie lubi: natrętnych szczeniaków i wilków i być sama
Boi się: pająków, spotkania z rodzicami
Moce: włada chmurami. Potrafi je przywołać i odwołać. Umie też zmienić położenie gwiazd i przywołać je w środku dnia. Włada naturą, potrafi przyśpieszyć wzrost drzew o rok. Potrafi latać, choć nie ma skrzydeł. Odpowiedzią jest przemiana.
Historia: Shi gdy się urodziła była w niebo wzięta widząc swoich rodziców. Kochała ich, ale w ich oczach wiecznie widniała nienawiść. Pewnego rana obudziła się sama na jakiejś dziwnej polany otoczonej drutem kolczastym. Była wściekła. Zmieniła się w demona i rozwaliła ogrodzenie i uciekła. Trafiła do watahy gdzie nikt jej nie tolerował, więc włuczyła się i dotarła w końcu tutaj.
Zauroczenie: póki co nie ma na oku żadnego wilka
Głos: Link
Partner: na razie nie...
Szczeniaki: ło, ło, ło, ło... najpierw partner, okej?
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Coins: 0
Towarzysz: Espoir
Inne zdjęcia: po przemianie: Link
Ze skrzydłami: Link
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje:
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 50
Spryt: 100
Zwinność: 200
Szybkość: 200
Mana: 50
14.06.2017
Chamska reklama!
Hello! Ja, Lia i Yuko założyłyśmy watahę [Link]. Widzę w tej watasze potencjał i nie chcę, żeby ją trafił szlag jak inne watahy, więc obczajcie ją, a jak się wam spodoba to dołączcie.
(Tak, Lia wyraziła zgodę na tą chamską reklamę.)
(Tak, Lia wyraziła zgodę na tą chamską reklamę.)
~Luna
10.06.2017
Od Judy do Visa
Pomyślałam chwilę.
- Alpha. Trzeba iść do Lii.
- Lia to alpha?
- Tak. - mruknęłam. - Wszystkich przyjmuje. Ciebie też przyjmie. Najprawdopodobniej. Potem można iść do Reda, jeżeli chcesz się upić, albo co. Ewentualnie pogadać. Kręci się wokół Luny. Mogę cię poznać z Hazaki, chociaż jest prawie taka sama jak Red. Tak nawiasem mówiąc, kiedyś wyskoczył w powietrze ze spadochronem z mięsa. Nic mu się nie stało. Głupi to ma zawsze szczęście. Radzę trzymać się z dala od gór, bo tam można spotkać winegry, a w zakazanych miejscach....
- ... chwila, co to winegry? - zapytał wchodząc mi w zdanie.
- Takie potwory. - mruknęłam. - zabójczo szybkie i zwinne. Mogą cię zatruć.
- Aha...
- Mamy 3 pary, i parę wilków miłości, oraz szczeniaki. Zabójców to tutaj aż za dość.
- A ty jesteś... - zapytał nie pewnie.
- Sprzedaję w sklepiku. Ostatnio zostały dodane nowe tereny, i lubię sobie pochodzić.
- Uf.... - odetchnął z ulgą. Zignorowałam to.
- Dobra, jesteśmy przed królestwem wolności.
- Em... przed nami są wodospady, i jakieś skały.
- To patrz do góry. - mruknęłam. Basior postąpił jak powiedziałam, i się skrzywił.
- Wysoko.
- No, to powodzenia. Dzisiaj Lia powinna być na górze. Po lewej jest ścieżka. Idziesz do góry, i czekasz.
- A ty...
- A ja tam polecę.
- Nie masz skrzydeł.
- No i co z tego. - mruknęłam, i zmieniłam się w toksyczną chmurę, i poleciałam do góry.
***
Potem dwadzieścia minut czekania, aż Vis tutaj trafi, a potem 10, gdy poszedł do Alphy. Gdy wyszedł, popatrzyłam na niego z uśmiechem.
- Przyjęty. - stwierdziłam.
- Tak, przyjęty. - mruknął.
- No, to idziemy do Reda, czy do Mel po jakieś zioła? I tak pewnie na mnie przypada obowiązek oprowadzenia Cię, i wytłumaczenia co i jak. - odparłam.
< Vis?>
- Alpha. Trzeba iść do Lii.
- Lia to alpha?
- Tak. - mruknęłam. - Wszystkich przyjmuje. Ciebie też przyjmie. Najprawdopodobniej. Potem można iść do Reda, jeżeli chcesz się upić, albo co. Ewentualnie pogadać. Kręci się wokół Luny. Mogę cię poznać z Hazaki, chociaż jest prawie taka sama jak Red. Tak nawiasem mówiąc, kiedyś wyskoczył w powietrze ze spadochronem z mięsa. Nic mu się nie stało. Głupi to ma zawsze szczęście. Radzę trzymać się z dala od gór, bo tam można spotkać winegry, a w zakazanych miejscach....
- ... chwila, co to winegry? - zapytał wchodząc mi w zdanie.
- Takie potwory. - mruknęłam. - zabójczo szybkie i zwinne. Mogą cię zatruć.
- Aha...
- Mamy 3 pary, i parę wilków miłości, oraz szczeniaki. Zabójców to tutaj aż za dość.
- A ty jesteś... - zapytał nie pewnie.
- Sprzedaję w sklepiku. Ostatnio zostały dodane nowe tereny, i lubię sobie pochodzić.
- Uf.... - odetchnął z ulgą. Zignorowałam to.
- Dobra, jesteśmy przed królestwem wolności.
- Em... przed nami są wodospady, i jakieś skały.
- To patrz do góry. - mruknęłam. Basior postąpił jak powiedziałam, i się skrzywił.
- Wysoko.
- No, to powodzenia. Dzisiaj Lia powinna być na górze. Po lewej jest ścieżka. Idziesz do góry, i czekasz.
- A ty...
- A ja tam polecę.
- Nie masz skrzydeł.
- No i co z tego. - mruknęłam, i zmieniłam się w toksyczną chmurę, i poleciałam do góry.
***
Potem dwadzieścia minut czekania, aż Vis tutaj trafi, a potem 10, gdy poszedł do Alphy. Gdy wyszedł, popatrzyłam na niego z uśmiechem.
- Przyjęty. - stwierdziłam.
- Tak, przyjęty. - mruknął.
- No, to idziemy do Reda, czy do Mel po jakieś zioła? I tak pewnie na mnie przypada obowiązek oprowadzenia Cię, i wytłumaczenia co i jak. - odparłam.
< Vis?>
Od Vissa do Judy
- To ja dołączę... - rzekłem mając dość bycia dziwnym obłąkańcem. Noct siedzący na gałęzi przeraźliwie zaskrzeczał. Westchnąłem spokojnie i uprzedzając waderę rzuciłem się z kłami na Nocta, by go wypłoszyć. Odleciał.
- Znasz go? - zapytała obojętnie wadera.
- Sam nie wiem... - mruknąłem niewyraźnie.
- A ty... jak masz na imię? - spytałem.
- Judy. - odparła niechętnie. Nie wiedząc jak zagadać, by przerwać tą niezręczną ciszę wypaliłem :
- Oprowadzisz mnie po terenach? - szlag by to. Powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie...
- Są ciekawsze rzeczy do roboty. Serio...
- Wiem. - odetchnąłem z ulgą.
- Inne propozycje, czy będziesz tu tak sterczał? Bo ja nie mam zamiaru... - rzekła oschle.
- Może ty coś wymyślisz? - zaproponowałem złośliwie.
<Judy?>
Od Judy do Visa
- Spadaj. - warknęłam w stronę sępa ( nie wiem jakim cudem się tutaj znalazł ), który najwyraźniej nie miał ochoty się ode mnie doczepić. - No już! - rzuciłam w jego stronę kamieniem. Ten tylko lekko podleciał i znowu usiadł na gałęzi. Jakim cudem u licha się pod nim nie zarwała?
- To moje jedzenie, ty dostaniesz ale resztki. - warknęłam, chwyciłam królika w zęby i odbiegłam jak najszybciej nieco dalej, i usiadłam na środku polanki jedząc zająca. Sęp oczywiście chwilę później wylądował nieopodal.
- Wynocha. - warknęłam, i znowu zajęłam się jedzeniem. Po paru minutach zostały tylko strzępki. Uśmiechnęłam się zawistnie do sępa, który parę razy podskoczył do zająca, i zaczął wybierać resztki. Ja udałam się na zwiady.
***
Po chwili marszu przede mną zobaczyłam wilka. Pierwsze wrażenie: O bogowie! Nie strasz! Drugie: Nie znam Cię. Trzecie: Jesteś jadalny?
- Kim jesteś? - zapytałam zaciekawiona.
- Vis.
- Nie znam. - odparłam, zawróciłam, i poszłam dalej. Basior podbiegł do mnie.
- Tu jest jakaś wataha?
- Tak.
- Czyli... można dołączyć?
- Oczywiście. - mruknęłam spokojnie z kamienną miną.
< Vis?>
- To moje jedzenie, ty dostaniesz ale resztki. - warknęłam, chwyciłam królika w zęby i odbiegłam jak najszybciej nieco dalej, i usiadłam na środku polanki jedząc zająca. Sęp oczywiście chwilę później wylądował nieopodal.
- Wynocha. - warknęłam, i znowu zajęłam się jedzeniem. Po paru minutach zostały tylko strzępki. Uśmiechnęłam się zawistnie do sępa, który parę razy podskoczył do zająca, i zaczął wybierać resztki. Ja udałam się na zwiady.
***
Po chwili marszu przede mną zobaczyłam wilka. Pierwsze wrażenie: O bogowie! Nie strasz! Drugie: Nie znam Cię. Trzecie: Jesteś jadalny?
- Kim jesteś? - zapytałam zaciekawiona.
- Vis.
- Nie znam. - odparłam, zawróciłam, i poszłam dalej. Basior podbiegł do mnie.
- Tu jest jakaś wataha?
- Tak.
- Czyli... można dołączyć?
- Oczywiście. - mruknęłam spokojnie z kamienną miną.
< Vis?>
Os Visa do kogoś
Od Vissa
Nie widząc żadnej żywej duszy na wybrzeżach terenów watahy postanowiłem iść na ślepo nieco w głąb.
- Noct! - zawołałem unosząc głowę do góry. Po chwili na niebie można było dostrzec małe, ciemne coś, co poruszało się w miarę szybko. Noct składając skrzydła usiadł na pobliskiej skarpie.
- Hę? - zapytał jak zwykle - oschle, zimno i nie chętnie.
- Czy mógłbyś z łaski swojej ruszyć dupę i rozejrzeć się po okolicy? - odparłem.
- Czy mógłbyś z łaski swojej ruszyć dupę i zrobić to samemu?
- Nie.
- Więc lecę... - skończył z westchnieniem i odleciał. W tym czasie ja już ruszyłem się z miejsca idąc na ślepo. Noct i tak mnie znajdzie.
- Hmh... Niezłe tereny... - mruknąłem. Nim zdołałem porozglądać się po wysokich czubkach drzew, znad góry nadleciał Noct. Jakby trochę zawiedziony.
- I? - rzekłem chcąc usłyszeć informacje.
- Nadchodzi jakiś... wilk. Znaczy idzie w naszą stronę. - rzekł Noct łepocząc skrzydłami.
- Wyjdziemy mu na spotkanie? - zaproponowałem.
- Co to znaczy wyjdzieMY? - zdziwił się Noctis, jakby trochę oburzony. Westchnąłem i obróciłem się w celu niespotkania wilka. Po chwili jednak Noct zachrząkał parę razy. Odwróciłem się po raz kolejny. Przede mną stał ów wilk.
<ktoś?>
Nie widząc żadnej żywej duszy na wybrzeżach terenów watahy postanowiłem iść na ślepo nieco w głąb.
- Noct! - zawołałem unosząc głowę do góry. Po chwili na niebie można było dostrzec małe, ciemne coś, co poruszało się w miarę szybko. Noct składając skrzydła usiadł na pobliskiej skarpie.
- Hę? - zapytał jak zwykle - oschle, zimno i nie chętnie.
- Czy mógłbyś z łaski swojej ruszyć dupę i rozejrzeć się po okolicy? - odparłem.
- Czy mógłbyś z łaski swojej ruszyć dupę i zrobić to samemu?
- Nie.
- Więc lecę... - skończył z westchnieniem i odleciał. W tym czasie ja już ruszyłem się z miejsca idąc na ślepo. Noct i tak mnie znajdzie.
- Hmh... Niezłe tereny... - mruknąłem. Nim zdołałem porozglądać się po wysokich czubkach drzew, znad góry nadleciał Noct. Jakby trochę zawiedziony.
- I? - rzekłem chcąc usłyszeć informacje.
- Nadchodzi jakiś... wilk. Znaczy idzie w naszą stronę. - rzekł Noct łepocząc skrzydłami.
- Wyjdziemy mu na spotkanie? - zaproponowałem.
- Co to znaczy wyjdzieMY? - zdziwił się Noctis, jakby trochę oburzony. Westchnąłem i obróciłem się w celu niespotkania wilka. Po chwili jednak Noct zachrząkał parę razy. Odwróciłem się po raz kolejny. Przede mną stał ów wilk.
<ktoś?>
Nowy Basior! Vis
Nick : Enelek na howrse
Imię: Vis
Wiek: 4,5
Płeć: Basior
Żywioł: Wszechświat, galaktyka, gwiazdy
Stanowisko: Taktyk
Cechy fizyczne: W miarę potężna postura pomaga na przenoszenie ciężarów.
Cechy charakteru: Pierwszą i ważną cechą Vissa jest spokój. Prawie nie da się go zdenerwować, czy sprowokawać. Możesz go wyzywać ile chcesz - po prostu będzie miał to gdzieś. Vis nie widzi sensu w zabijaniu ,,bo tak". Uważa taką postawę za dziecinną, a zabijanie na zlecenie za brak godności. Vis jest wilkiem z honorem a przede wszystkim z godnością. Nie ma zamiaru błagać o życie, tylko działać. Nie będzie bił pokłonów stworzeniom z tego świata. Wszystkie próby uniżenia go są na marno, w razie czego po prostu z pogardliwym spojrzeniem wycofa się. Mimo, iż Vis nie jest raczej zabójcą to jest niezwykle pamiętliwy i mściwy. Nie dokona jednak zemsty bez planu czy przemyślenia - czasem idealna zbrodnia będzie musiała czekać parę dobrych lat, ale nadejdzie. Kolejną zaletą Vissa jest nie rzucanie słów na wiatr. On pomyśli, za nim powie. Każda jego wypowiedź jest sprecyzowana, więc ciężko złapać go za słówko. Jeżeli chodzi o nawiązywanie nowych relacji, to idzie to nieco opornie. Po porstu Vis na wiele powodów, by znienawidzić daną osobę. Ale wtedy po prostu powie jej to wprost. Mimo wszystko służy pomocą słabszym. Jeżeli chodzi o nastawienie do wader, to raczej traktuje je normalnie jak każdego - nie zacznie walki ,,ot tak", ale raczej nie zawaha podnieść się na nią łapy. Trzeba jednak przyznać, że Vis zawsze broni słabszych, nawet jeśli jest to basior. Nienawidzi jednak komplementów i podziękowań.
Cechy szczególne: Grube futro dające iluzję galaktyki.
Lubi: Podróżować po galaktyce.
Nie lubi: Zabójców czy morderców
Boi się: rudych szczeniaków, ale ciiii
Moce:
- stworzenie złotej ścieżki, po której Vis porusza się bardzo szybko (ścieżka zazwyczaj przebiega przez galaktykę)
- podmuch galaktycznego pyłu
- stworzenie tarczy wokół siebie stworzonej z mini-gwiazd
- deszcz mini-gwiazd
- uzdrawianie za pomocą energii gwiezdnej
- wywołanie zorzy polarnej
- czerpanie energii z gwiazd
Historia: Vis urodził się w watasze, która nie miała szczególnej nazwy. On i jego sisotra - Verna - byli jedynymi z 6 szczeniaków, które przeżyły poród. Vis nie był wysoko urodzony. Był zwyczajnym członkiem watahy. Od zawsze uciekał w nocy by popartrzeć na gwiazdy. Ze względu na ciemmną sierść, ciężko było go znaleźć. Jednak szczęśliwie dorósł. Niestety ze względu na nocne ucieczki oraz nie wypełnianie swoich obowiązków, Alpha podjął decyzję o wygnaniu. Dlatego też obłąkany astrolog sam podróżował przez długi czas odkrywając swe moce. W końcu dotarł tu.
Zauroczenie: -
Głos: -
Partner: -
Szczeniaki: -
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Coins: 0
Towarszysz: Noctis
Inne zdjęcia:
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op.: 0
Dodatkowe informacje: Przy odmienianiu imienia ,,Vis" podwajamy "s" np.: Vissa, Vissem, Vissowi
Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność: 50
: Wiedza: 250
: Spryt: 100
: Zwinność: 30
: Szybkość: 70
: Mana: 100
9.06.2017
Od Troi CD Thomas
Szukałam czegoś, co mogło być czerwonym punktem. Wkrótce zaszło słońce. Jak na razie nie znalazłam zupełnie nic. Moja latarka, którą wzięłam zaczęła świrować. Chwilę potem zgasła.
- No działaj, działaj, błagam! - Zawyłam i zaczęłam walić ją o kamień. Zamrugała parę razy aż w końcu się zapaliła. Westchnęłam z ulgą. I nagle zobaczyłam ten sam czerwony punkt, który ujrzałam za szybą w samolocie. Podeszłam bliżej i odsłoniłam krzaki. To był laser! Nagle poczułam zimno na gardle. Zerknęłam - nuż.
- Spokojnie - odezwał się ktoś za mną. Zaczęłam się wyrywać. Nuż upadł na ziemię. Czułam, jak jakiejś silne ręce łapią mnie za boki. Ja zaś, ugryzłam obcego wilka w ucho. Ten pacnął mnie tylną nogą w pysk. Dość mocno. Zaczęło mi gwizdać w uszach. Moje słuchawki spadły na ziemię. Ja zaś, biłam się z wilkiem. Ten przycisnął mnie do ziemi tylnymi łapami i zaczął mnie dusić przednimi. Teraz widziałam go wyraźnie. Wilk był cały czarny, na łapach miał jakiejś blizny, a oczy miał zielone. Był prawie dwa razy większy ode mnie. Zaczęłam tracić oddech. Puścił mnie. Oddychałam ciężko. Nie byłam wstanie się ruszyć. Wilk chwycił mnie paszczą za futro pod głową. Nie poruszyłam się. Nie miałam siły. On z łatwością mnie pociągnął w stronę lasu.
<Thomas?>
3.06.2017
Aktywność niska. Niższa niż powinna być.
Hejka. Z powody tego, że jest dużo członków, a mało aktywności, postanowiłam zrobić ten post. ( Pewnie nikt nawet tego nie przeczyta ). A więc tak. Jeżeli weźmiesz, i popytasz ludzi, czy dołączą do watahy, ( i będą aktywni ), i jeżeli ten ktoś dołączy... to możesz dostać:
1 Osoba - 220 cs
2 Osoby - 3 diamenty
3 Osoby - 300 cs
4 Osoby - 5 diamentów.
Albo jakieś rzeczy ze sklepiku.
( wiem, że wysokie ceny, ale jest mała aktywność, a i tak nikt nie będzie pytał ). No, jeszcze może być tak, że weźmiecie, i wreszcie zaczniecie pisać. Bo niektórzy nie piszą już od... no sama nie wiem. DAWNA.
~ Lia
2.06.2017
Od Kiiyuko do Magnusa
Popatrzyłam dookoła rozmarzonym wzrokiem. Wypatrzyłam sobie mały, rubinowy krzak i zerwałam jeden kamyk. Nagle usłyszeliśmy czyjś krzyk:
-Ej! Co wy robicie?!
Odwróciliśmy się. Zobaczyliśmy wielkiego... tygrysa.
-Ehm....- zaczęłam dość zdziwiona obecnością dzikiego kota w tych stronach.- zbieramy kamienie?
-Wynoście się stąd!- warknął tygrys. Magnus schował się za krzakiem rubinu.
-Czemu niby?- zapytałam z przekąsem w głosie.- To nasze tereny ty....- próbowałam wymyślić dobry diss.- ty... ruda poczwaro!
Tygrysa to wyraźnie zirytowało. Ruszył ku nam. Magnus, który lekko wyglądał zza krzaka skulił się jeszcze bardziej.
-Ruda poczwaro? Tak się do mnie będziesz odzywać, ty nędzna, słaba, psowata kreaturo? Tak się do mnie odzywasz??- zapytał rozwścieczony nie przestając iść. Przestraszyłam się, jak na tygrysa był bardzo duży, a my byliśmy tylko dwoma bezbronnymi szczeniakami. W dodatku daleko od jakiejkolwiek pomocy.
-W nogi- szepnęłam do Magnusa i rzuciłam siędo biegu. Po co ja go tak zwyzywałam??!!
<Magnus! Ratuj się!> xD
-Ej! Co wy robicie?!
Odwróciliśmy się. Zobaczyliśmy wielkiego... tygrysa.
-Ehm....- zaczęłam dość zdziwiona obecnością dzikiego kota w tych stronach.- zbieramy kamienie?
-Wynoście się stąd!- warknął tygrys. Magnus schował się za krzakiem rubinu.
-Czemu niby?- zapytałam z przekąsem w głosie.- To nasze tereny ty....- próbowałam wymyślić dobry diss.- ty... ruda poczwaro!
Tygrysa to wyraźnie zirytowało. Ruszył ku nam. Magnus, który lekko wyglądał zza krzaka skulił się jeszcze bardziej.
-Ruda poczwaro? Tak się do mnie będziesz odzywać, ty nędzna, słaba, psowata kreaturo? Tak się do mnie odzywasz??- zapytał rozwścieczony nie przestając iść. Przestraszyłam się, jak na tygrysa był bardzo duży, a my byliśmy tylko dwoma bezbronnymi szczeniakami. W dodatku daleko od jakiejkolwiek pomocy.
-W nogi- szepnęłam do Magnusa i rzuciłam siędo biegu. Po co ja go tak zwyzywałam??!!
<Magnus! Ratuj się!> xD
Od Magnusa do Kijuko
Na prawdę odważny ze mnie pół demon. Przestraszyłem się kuropatwy. Teraz siedziałem na drzewie bawiąc się myszą. Mysz była żywa, i ciągle próbowała uciec.
- Em... cześć. - usłyszałem za sobą głos. Wzdrygnąłem się, puszczając mysz, która wbiegła w trawę.
- Ej no... - mruknąłem pretensjonalnie odwracając głowę. - O, hejka. Magnus jestem, ty pewnie Kijuko. Katrin mi mówiła. A co tam tak wogóle u ciebie? Mi się nudzi, i właśnie przez ciebie mysz wypuściłem. Robisz coś dzisiaj? Masz jakieś plany? A z resztą, nie ważne. Miło mi się poznać. - podałem jej łapę i szerokim uśmiechem.
- E... ta.... no to się chyba w takim razie nie muszę przedstawiać... - podała nie pewnie łapę, którą uścisnąłem, i popatrzyłem na waderę z zainteresowaniem.
- To co robimy? Możemy iść tam, tam, tam, tam, tam, iiiii... może jeszcze tam.... a za tym jest to, a za tamtym... - wadera zatkała mi pysk łapą.
- Tak, tak. Wiem. Nie musisz mówić.
- Czyli znasz tereny? - zapytałem, gdy cofnęła łapę.
- No... w sumie tak. Nie całkiem
- Ha! To gdzie chcesz iść? Bo można iść na tereny wcześniejsze, i tereny które są nowe.
- Może... na te stare?
- Już się robi. - Po chwili byliśmy w... no. Na plaży. Były tam muszle z perłami.
- O, jakie ładne. - powiedziała wadera, która skakała od muszli do muszli, które były większe od wilka.
- Inga by to wszystko pewnie zabrała. - odparłem.
- Kto to Inga?
- Moja siostra. O, a chcesz zobaczyć coś innego?
- Równie ładnego?
- Jasne! - zawołałem, i zaprowadziłem ją sadu, w którym były drzewa. A na drzewach diamenty, ( kamienie szlachetne i tp )
- A de drzewa to by moja siostra całe wykopała, i wcisnęła do swojego schowka. - zaśmiałem się.
- Można sobie jakieś zerwać?
- Jasne, tylko nie wszystkie. - powiedziałem z uśmiechem.
< Kijuko? >
- Em... cześć. - usłyszałem za sobą głos. Wzdrygnąłem się, puszczając mysz, która wbiegła w trawę.
- Ej no... - mruknąłem pretensjonalnie odwracając głowę. - O, hejka. Magnus jestem, ty pewnie Kijuko. Katrin mi mówiła. A co tam tak wogóle u ciebie? Mi się nudzi, i właśnie przez ciebie mysz wypuściłem. Robisz coś dzisiaj? Masz jakieś plany? A z resztą, nie ważne. Miło mi się poznać. - podałem jej łapę i szerokim uśmiechem.
- E... ta.... no to się chyba w takim razie nie muszę przedstawiać... - podała nie pewnie łapę, którą uścisnąłem, i popatrzyłem na waderę z zainteresowaniem.
- To co robimy? Możemy iść tam, tam, tam, tam, tam, iiiii... może jeszcze tam.... a za tym jest to, a za tamtym... - wadera zatkała mi pysk łapą.
- Tak, tak. Wiem. Nie musisz mówić.
- Czyli znasz tereny? - zapytałem, gdy cofnęła łapę.
- No... w sumie tak. Nie całkiem
- Ha! To gdzie chcesz iść? Bo można iść na tereny wcześniejsze, i tereny które są nowe.
- Może... na te stare?
- Już się robi. - Po chwili byliśmy w... no. Na plaży. Były tam muszle z perłami.
- O, jakie ładne. - powiedziała wadera, która skakała od muszli do muszli, które były większe od wilka.
- Inga by to wszystko pewnie zabrała. - odparłem.
- Kto to Inga?
- Moja siostra. O, a chcesz zobaczyć coś innego?
- Równie ładnego?
- Jasne! - zawołałem, i zaprowadziłem ją sadu, w którym były drzewa. A na drzewach diamenty, ( kamienie szlachetne i tp )
- A de drzewa to by moja siostra całe wykopała, i wcisnęła do swojego schowka. - zaśmiałem się.
- Można sobie jakieś zerwać?
- Jasne, tylko nie wszystkie. - powiedziałem z uśmiechem.
< Kijuko? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)