W jaskini, do której weszliśmy, było ciemno, jednak dało się widzieć kontury rysujące tunele. Postanowiliśmy się rozdzielić co, szczerze mówiąc, sprawiło mi przyjemność. Miałam ochotę pobyć trochę sama po tym jak Lyn chodził za mną od dwóch dni. Czy go nie lubię? Nie powiedziałabym, ale nie wiem jeszcze do końca co o nim sądzę.
Weszłam do tunelu na przeciwko tego, do którego wkroczył basior. Korytarz był prosty i chłodny. Cały czas czułam woń mokrego kamienia i mchów. Spojrzałam w dół i zorientowałam się, że na sierści osiadła mi wilgoć. Rzeczywiście, kiedy skoncentrowałam swój wzrok na ziemi, zobaczyłam lekką mgiełkę unoszącą się nisko nad ziemią. Kiedy dotknęłam nosem skalnej ściany, poczułam warstwę rosy, którą strąciłam, po czym spłynęła mi strużką po pysku. Uśmiechnęłam się.
Podążałam dalej tunelem, kiedy ten zaczął się stopniowo zwężać. Po kilkudziesięciu krokach sięgał mi już ledwo nad głowę, prawie ocierając się o moje uszy, a zaraz potem stałam przed przejściem, przez które ja musiałabym się przeczołgać, a duży basior w ogóle by się nie wcisnął. Zerknęłam przez ramię, zastanawiają się czy nie zawrócić, jednak nie minęło pięć sekund gdy już przesuwałam się do przodu, czołgając się przez ciasny korytarz. Dreszcz przebiegł mi po plecach, kiedy odruchowo chciałam wstać, jednak momentalnie dotknęłam sufitu. Zabrakło mi tchu, serce załomotało. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, nie rozumiem dlaczego, jak; to tak bardzo ukazuje słabość… Atak paniki.
Przestałam panować nad swoim ciałem, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zaczęłam szamotać się w ciasnej przestrzeni dusząca się ryba, bo i ja się dusiłam. Rozumiałam, wiedziałam, że jeszcze chwila, a już mogę nie dać rady się stąd wydostać. Przed oczami zaczęły migać mi mroczki, w nosie i pysku poczułam metaliczny smak krwi. Opadałam z sił.
Nie wiem ile czasu minęło, ale byłam już prawie nieprzytomna, kiedy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za kark. To mnie ocuciło, ale nie na tyle, bym mogła zorientować się, kto jest przy mnie i mnie uratował. Czułam się jak tuż po obudzeniu, nieobecna, nieprzytomna. Gdy już doszłam do siebie, nikogo przy mnie nie było. Przed sobą, na przeciwko ciasnego tunelu, zobaczyłam nikłe światło, bijące z dna czegoś, co wydało mi się być podziemną studnią o średnicy mniej więcej dwudziestu, dwudziestu paru metrów. Wokół wody, pod ścianami komnaty przebiegały półki skalne, po których można było przejść do przeciwległego krańca jaskini. Wydawało mi się, że dostrzegam też kilka innych wejść, prowadzących do tego miejsca.
Nie myśląc długo o tym, co się wydarzyło, ruszyłam wzdłuż jednej ze ścian. Rzeczywiście, pod wodą coś lekko świeciło, ale było na tyle głęboko, że nie mogłam dostrzec co to takiego. Wiedziałam jednak komu na pewno uda się to wyłowić. Nie wiedziałam ile czasu minęło odkąd ja i Lyn się rozdzieliliśmy, ale poczułam, że pora już się odnaleźć. Być może studnia nie była głównym celem naszej eskapady, nie czułam od niej żadnych dziwnych sygnałów, ale basior mógł jak i ja wpakować się w jakieś kłopoty. Nie miałam zamiaru wracać tunelem, którym przyszłam, więc weszłam do pierwszego z tych, które widniały w skalnych ścianach.
Już po kilku krokach usłyszałam niepokojące dźwięki, warknięcia i inne, których wolałabym nie przypisywać wilkowi. Przyspieszyłam i szybko ujrzałam przed sobą Lyna, skulonego i dziwnym grymasem na pysku.
- Odsuń się - powiedział. Kiedy się do niego zbliżyłam, poczułam przejmujące zimno. Wydawało mi się też, że widzę drobiny lśniącego bielą śniegu spadające z jego sierści na ziemię. Nie posłuchałam się i podeszłam jeszcze bliżej. Basior warknął i postąpił krok w tył, po czym podniósł łeb i spojrzał mi prosto w oczy. - Powiedziałem, żebyś się odsunęła. - jego głos był inny, ostrzejszy i chłodny, nie znoszący sprzeciwu.
- Nie widzę potrzeby, by się od ciebie odsuwać. - wiedziałam, że dzieje się z nim coś dziwnego, możliwe, że to jego moce, a może coś innego. Zaciekawiło mnie to, musiałam dowiedzieć się więcej. - Wyglądasz inaczej niż wcześniej. Wydajesz się… zimny? - mimowolnie zachichotałam.
- Nie wiem z czego się śmiejesz - burknął - Nie muszę ci niczego wyjaśniać. Znalazłaś coś?
Zimno wokół Lyna stawało się dla mnie nieznośne, więc odsunęłam się i odpowiadałam mu głośniej.
- Coś znalazłam, ale nie wiem co to. Musisz mi pomóc to wyłowić. Chodź. - nie wiedziałam jak z nim teraz rozmawiać. Był inny, może nieco szybciej się irytował, ale zdaje się, że to nadal Lyn. Lekko się skrzywił, ale ruszył za mną. Jego chłód dopadł mnie, kiedy wilk zrównał ze mną krok. Być może mi się wydawało, ale mogłabym przysiąc, że słyszę cichy pomruk, dobiegający z jego klatki piersiowej, dźwięk podobny do tego wydawanego przez głaskanego kota, wibrujący i głęboki.
Szybko dotarliśmy do studni. Wskazałam ją Lynowi i powiedziałam, że powinien w niej zanurkować i wyłowić świecący przedmiot.
- Nie wiem tylko jak zareaguje na ciebie teraz woda - zamyśliłam się. O tym wcześniej nie pomyślałam. Przecież skoro Lyn wydziela taki chłód, woda powinna siłą rzeczy zamarznąć. A jeśli tak się stanie, wilk nie wydostanie się z sadzawki. - Możemy też poczekać, aż… wrócisz do normy. - podniosłam przekornie jedną brew i czekałam na jego odpowiedź. Naprawdę zaciekawiła mnie jego przemiana! Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam…
<Lyn? Znowu długaśna przerwa, wiem :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz