30.03.2021

Nashi cd Antilia

 Pogoda była świetna, idealna do wspinaczki. Bez większych problemów dostałyśmy się do kolejnego przystanku. Po zjedzeniu jakże skromnego obiadu, którym okazała się 2 osobowa rodzina napotkanych przeze mnie srok, ruszyłyśmy dalej. Kolejny, dłuższy odcinek drogi wiódł po strasznie wąskiej ścieżce, wzdłuż ścian, gór. Do kolejnego bezpiecznego miejsca i zarazem obozowiska, przy dobrych wiatrach można dotrzeć dopiero nad ranem, tak więc bez zbędnych słów wzięłam linę i związałam nią mnie i Antilię. 

-Możesz ruszać skrzydłami?- spytałam, gdy skończyłam wiązać jej szelki. Wilczyca skinęła głową, a ja przywiązałam drugi koniec, 2 metrowej liny do swojej uprzęży. 
-Wiesz co Nashi? Myślę, że dalej powinnaś iść przodem. Wspinasz się lepiej ode mnie - powiedziała. Skinęłam głową i choć miałam wrażenie, że wyczułam w jej głosie coś dziwnego postanowiłam to zignorować. Ostrożnie ruszyłyśmy dalej. Przytulając się do ściany stawiałyśmy łapę, za łapą, idąc przed siebie i powoli pnąc się śnieżką w górę. Praktycznie nie czułam skrzydlatej wadery. Lina cały czas pozostawała luźna. Co jakiś czas jednak oglądałam się za siebie, by się upewnić, czy wszystko w porządku. Wadera szła grzecznie za mną, a za każdym razem gdy na nią zerkałam uśmiechała się do mnie ignorując przy tym zmęczenie. ja również uśmiechałam się do Antili. gdy zapadła noc, a droga była prawie że niewidoczna zwolniłyśmy kroku. Do tego wszystkiego wraz z wysokością wzmagał się wiatr. Nawet nie zauważyłam kiedy, potknęłam się o coś i zaczęłam spadać. Od razu usłyszałam trzask liny a moje źrenice się zwęziły z przerażenia. rozpaczliwie próbowałam złapać się skalnej ściany.
-Antilia!- zawołałam, lecz wilczyca nie reagowała. Stała patrząc się na mnie z góry. Mogę przysiąc że na jej pysku malował się podły uśmiech. Góra zakrzywiła się w niebezpieczny sposób przez co straciłam całkiem kontakt ze skałą i spadłam jeszcze niżej. W po kilku sekundach lotu rąbnęłam sobą o jakąś skałę. Serce aż podskoczyło mi do gardła. Zabrakło mi tchu, a całe ciało przeszył okropny ból. Walczyłam o to by złapać oddech i nie stracić przytomności. kilkanaście metrów nad sobą widziałam cień Antili, która powoli oddalała się dalej, do już widocznego z tond punktu na postoju. 
-Dla...cze..go...?- wychrypiałam łapiąc płytki oddech, zanim straciłam przytomność.

<Antilio?>
Przepraszam, takie trochę masło maślane, ale nie wiedziałam, jak to inaczej opisać. Nashi, dycha i za sprawą boskiej krwi, dychać będzie nadal. Czy pozbiera się jednak od razu, czy spotkacie się dopiero w tajemniczej jaskini, to już zależy od Ciebie ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz