11.03.2021

Od Antilii cd. Nashi

Kiedy Nashi schowała się do nory, wyciągnęłam schowaną przed nią fiolkę z magiczną krwią. Ciemny płyn przez chwilę zachowywał się normalnie, ot – zwykła ciecz w szklanej fiolce. Lecz po chwili krew zaczęła formować jakiś kształt… Rozejrzałem się dookoła i upewniłam się, że Nashi nie siedzi za moimi plecami, albo ktoś nieznajomy nie czai się w krzakach, a następnie skupiłam się na fiolce. Gdy Nashi pełniła wartę, coś wkradło się do mojego umysłu podczas snu. Usłyszałam pewien głos, opowiadający o moim życiu, lecz głównie mówił, że mam rodzinę, która na mnie czeka. Cały czas to powtarzał. W końcu dowiedziałam się, że mam rodzinę! Oni również mnie szukają i modlą się do różnych bóstw, bym się odnalazła… Nawet nie wiedzą co ja bym zrobiła, żeby ich znowu spotkać…  – W zamian za poznanie drogi do rodziny, zrobisz to o co cię proszę? – zapytał tajemniczy głos. Wydawało się, że dobiega on z wszystkich kierunków a jednocześnie z znikąd. Ponownie rozejrzałam się dookoła, ponownie sprawdzając czy nie ma ciekawskich spojrzeń.  – Tak… – szepnęłam najciszej, aby nie zbudzić szarej wadery. Mogłabym przysiąc, że słyszałam jej chrapanie dobiegające z niewielkiej jamy w ziemi. – Idź do najbliższego jeziora, kierując się na południowy–wschód. Gdy dotrzesz na miejsce, wlej jedną kroplę tej krwi do wody. Tam się spotkamy – odpowiedział nieznajomy, po czym poczułam, jak jego obecność opuściła mój umysł. Położyłam fiolkę na ziemię i wpatrywałam się w nią, zastanawiając się co mam zrobić. Z jednej strony czułam "potrzebę" pójścia we wskazanym kierunku oraz zrobić o co mnie proszono jednak czułam się odpowiedzialna za Nashi i nie wybaczyłabym sobie jakby coś jej się stało pod moją nieobecność. Z drugiej strony młoda jest zwinna i cwana a sama wyprawa nad jezioro mogła zająć mi chwilę moment. "Nawet nie zauważy mojej nieobecności…" – pomyślałam ale ta myśl zabrzmiała dziwnie. Jakby… obco.  Wzięłam flakonik ze sobą i ruszyłam w wskazanym mi kierunku. Po kilkunastu minutach przechodzenia przez rozmaite chaszcze i inny busz; nie wiem dlaczego nie poleciałam, ale jak będę wracać, na pewno wybiorę drogę powietrzną a nie lądową. Księżyc delikatnie mienił się w spokojnej tafli jeziora. Czułam siłę oraz moc wody znajdującej się w tym zbiorniku. Dotknęłam łapą nieskazitelne wodne lustro, zaburzając równowagę, przyglądając się tworzącym się falom jakie stworzyłam. Przez chwilę siedziałam, patrząc na wodę i odbijający się w niej księżyc. W końcu wyjęłam fiolkę z krwią. W środku ciemna ciecz jakby burzyła się, chcąc wydostać się z szklanego więzienia. Wyjęłam korek i ostrożnie wylałam kropelkę krwi, chcąc wprowadzić ją do jeziora.  Nagle poczułam się jakby szarpnął mną silny wiatr do tyłu. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na odkorkowaną probówkę. Szybko znalazłam korek i zatkałam nim ujście naczynia.  – Co się ze mną dzieje… – wyszeptałam cichym głosem, który natychmiast umilkł w ciszy lasu. Zaczęłam zastanawiać się co mnie opętało. Krwisty płyn natomiast szalał coraz bardziej, domagając się wypuszczenia. Mocno zacisnęłam łapę na naczyniu, czując rosnący gniew i obrzydzenie do tego, kto się mną bawił.  – Tak, moja droga… – Usłyszałam ten sam, ciężki szept co wcześniej. – Niech gniew tobą zawładnie, niech cię wypeł…  – Nie – powiedziałam. Nagle probówka pod wpływem mojej siły roztrzaskała się. Ostre kawałki szkła natychmiast wbiły mi się w opuszki palców a ciemna krew zaczęła strużką płynąć po mojej łapie. Ja tylko przyglądałam się, patrząc jak ciemny płyn mienił się w świetle księżyca. "Wygląda niesamowicie…" – pomyślałam, podziwiają połączenie ciemnobrunatnej krwi ze srebrnym blaskiem księżyca.  – Zgodzę się z tobą, moja droga… – usłyszałam ten sam szept, ale już jako głos. Był ciężki, basowy i wypełniony czymś, co w pierwszej chwili skojarzyło mi się z czystym złem. Jego wydźwięk stał się czysty i klarowny a nie przyziemny, tak jak wcześniej.  – Szczerze mówiąc, miałem inne plany w postaci zatrucia wszystkich okolicznych zwierzaków a może kilku wilków, ale nie ma tego złego, kochana… Jesteś bardziej wartościowa od tych bezmózgich królików – powiedział nieznajomy, brzmiąc, jakby wyciągał się po dłuższej drzemce. – Zgadza się, dosyć długo spałem bo kilka stuleci… – przyznał, jakby czytając moje myśli.  – Czy ty…? – zapytałam, lecz bezczelnie mi przerwał.  – Oczywiście, że czytam Ci w myślach. Znam każdy twój sekret, myśl, wspomnienie…  – Fajnie, że wspomniałeś bo obiecałeś mi, że zobaczę rodzinę – wtrąciłam lodowatym głosem. Nienawidziłam, gdy byłam wykorzystywana a obietnice zostały rzucone na wiatr. Nieznajomy głos zaczął cmokać, jakby był zawiedziony postępami swojego dziecka.  – Nie wywiązałaś się z naszej umowy, kochana. Tak więcej nie zobaczysz nagrody dopóki nie przyjdziesz do mojego gniazdka… I jestem Steelfire, ale możesz na mnie mówić Steel, Cukiereczku.– Nie słodź mi tyle bo cukrzycy dostanę – warknęłam w głuchą ciszę otaczającą las. – Dobrze Ptaszyno. – I jakbym poczuła, że puszcza do mnie oczko. – Zrób dla mnie jeszcze jedno – zobacz swoje odbicie i powiedz mi czy ci się podoba. No, nie wstydź się…  Powoli podeszłam do jeziora z trwogą w sercu. Stellfire powiedział, że nie mam czego się bać ale byłam odmiennego zdania. W końcu zza brzegu wyłoniło się moje odbicie. Z początku niczego nie zauważyłam aż do momentu w którym zobaczyłam swoje oczy.  Były krwiście czerwone.  Wystraszona odskoczyłam do tyłu, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Steel oczywiście zaczął coś gadać ale przestałam go słuchać. Zaczęłam się zastanawiać w jakie tarapaty wpadłam.  – W żadne! Po prostu potrzebuję czegoś od ciebie i tyle! Gdy zrobisz swoje, puszczę cię wolno.  – Nie wierzę ci – wydukałam łamiącym się głosem. – Gdy Nashi zobaczy co ze mną zrobiłeś…  – Niczego nie zobaczy, nie obawiaj się kochana – odparł lekceważąco. Dostrzegłam to i ostrzegam go, aby nie doceniał młodej.  – Niech cię o to głowa nie boli, wiem co robię skarbie…  Westchnęłam. Nagle straciłam cały zapał do tego. Czułam się pokonana i słaba.  – Bo wygrałem z tobą więc to logiczne, że tak się czujesz – parsknął Steel. – Teraz wracaj do tego małego oboziku i wypocznij. Będziesz musiała być wypoczęta i potrzebowała siły do wspinaczki… – powiedział, po czym poczułam, jak znika z mojej świadomości. Uczucie to skojarzyło mi się z oddzieleniem duszy od ciała. Zadrżałam i ruszyłam z powrotem do szarej wadery śpiącej w norze. 


~*~*~*~*~*~


– Gotowa? – zapytałam, po zjedzeniu drugiego zajęczaka. Nashi kiwała głową z pyskiem wypełnionym zajęczym mięsem. Wbiłam czekan w ścianę oraz sprawdziłam, czy został dobrze i wystarczająco silnie wbity. Delikatny wiatr rozwiewał moje futro. 

– Nie będę w stanie latać tak więc będziemy zdani na liny i umiejętności wspinaczki – przestrzegam towarzyszącą mi szarą waderę. 

– Jasna sprawa – powiedziała wesoło wilczyca i zaczęła wspinaczkę. 

– Nashi, bardzo Cię proszę… Uważaj na siebie. – Po tym zdaniu poczułam jak Steelfire wkrada się do mojej świadomości. To była moja ostatnia myśl, która nie była zmieniona lub zablokowana przez jakąś silną, czarną magię starszą niż świat… 

– No dobrze… Jak by się tu jej pozbyć… – zaczął myśleć nieproszony gość w mojej głowie. – Masz jakieś sugestie, kwiatuszku? Pamiętaj, że musisz wybrać: ona lub twoja rodzina. Tak jak się umawialiśmy… 


(Nashi? Jaki wypadek Cię spotka? xd)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz