27.02.2021

Od Tsumi do Zahiry (Vespre...?)

 Ile to czasu minęło? 5 minut? 15? Wieczność? Nie jestem pewna, ale po wykładzie jaki dał mi Arietes i po ich wyjściu z komnaty, było strasznie cicho. Przebierałam nerwowo łapami, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Za karę zabrali mi moje księgi do eksperymentowania. Bez nich byłam niczym żołnierz bez rąk i nóg. Taka dżdżownica, ale bezużyteczna. Kiri patrzyła na mnie dziwnie, z przerwami na wygładzanie sobie sierści. Reszty kotów nie widziałam, ale ta jedna najwyraźniej nie miała ochoty mnie pocieszać. W pewnym sensie się nie dziwię. Po kolejnej wieczności, do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Zerwałam się na równe nogi (o ile można w moim galaretowatym stanie), myśląc że to pora na kolejny opierdziel. Myliłam się. Do pomieszczenia wślizgnął się Vespre, od którego nie było widać radości. No cóż, nie dziwię się. 
- Było źle, czy bardzo źle - spytałam, co zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Samiec tylko burknął coś pod nosem, po czym usiadł gdzieś obok, a ja mogłam wrócić do pozy bochenka, tyle że z dwoma łapami z przodu. Mój spokój zakłócał jednak bijący od niego, niczym ciepło z kaloryfera, uczucie niepokoju. I to nie takie zestresowane jak przed wykładem Zahiry. Tylko to kłujące, upierdliwe. 
- Mama dziwnie się zachowała - Powiedział w końcu, patrząc na jakiś niewidzialny punkt w przestrzeni. 
- To znaczy? 
- Na początku było normalnie, ale kiedy powiedziałem jej o sytuacji w lesie, jakby ją coś przyćmiło - kontynuował swój wywód. 
- Czekaj, co się tak właściwie stało, że tak pędziłeś w drodze powrotnej - Spytałam całkiem się już gubiąc. Po chwili dostałam swoją odpowiedź, jednak wcale jakoś nie biło potem ode mnie entuzjazmem. Obcy, najwyraźniej silny basior na naszych terenach, do tego z ciekawą umiejętnością. Ciekawą, jeśli nie brać pod uwagę możliwego niebezpieczeństwa. Zwinęłam do siebie ogon. Zaraz, czemu go jeszcze patrole nie zauważyły? To przez niego ta kwarantanna w brunatnym lesie? Miałam wrażenie, że moje futro na karku zostało opętane przez wijące się larwy. 
-I mam zakaz... opuszczania pałacu. Całkowity. Do odwołania - powiedział ciężko, patrząc sobie w łapy. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, gdy w końcu wstałam, gdy poczułam że moje ciało wraca do normalności. 
- Chodź, poszukajmy twojej mamy. Może możemy coś zrobić w pałacu, nigdzie nie wychodząc. - skierowałam się w stronę wyjścia - A skoro nie masz możliwości wychodzenia, to będę mogła ci przynosić coś co uda mi się upolować. Zobaczymy po jakim czasie będziesz miał dość jedzenia ryb i ptaków - dodałam nieco weselej, po czym gdy upewniłam się  że za mną podąża, poszliśmy na poszukiwanie Zahiry.

< Zahira/Vespre? Kurde, dwóch wilków w jednym to trochę jak rozdwojenie jaźni>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz