31.03.2021

Event wielkanocny 2021 (I czystka)

 Witajcie moi drodzy. Dawno u nas eventów nie było, więc czas to nadrobić. A co za tym idzie? Event wielkanocny! Ale też czystka, albowiem zalegają u nas wilki które od jakiegoś czasu są martwe. Na czym będzie polegać? Już tłumaczę. 

Mamy do wyboru kilka różnych tematów/zadań. Dostajemy różną ilość punktów, w zależności od tematu jaki wybierzemy i ile słów w nim napiszemy. Pod koniec to wszystko będzie ładnie zsumowane. 
Czystka będzie wyglądać mniej więcej tak, że podczas trwania eventu, musicie napisać przynajmniej jedno opowiadanie. Na temat odbiegający od eventu, lub wbić się jednak w święta i pisać o jednym z tematów. 

Tematy:
1. Kolorowanie pisanek
2. Wykluwanie kurczaków
3. Wiosenne ciastka
4. Świąteczne czekoladowe zające
5. Wiklinowe koszyki
6. Wianki 
7. Lub cokolwiek innego wielkanocnego co wam przyjdzie na myśl

Za każdy jeden wybrany temat do 400 słów: 3 punkty
Powyżej 400 słów: 4/5 (w zależności jak dużo wyjdzie po za granicę)

Dla miłośników rysowania: Można narysować coś wiosenno-świątecznego i zgarnąć za to 5 pkt. 

Lista nagród:
Kamień filozoficzny: 40 pkt
Etno (dodaje 1 żywioł): 30 pkt
Vortex (1 moc dodatkowa która może być nie związana z żywiołem): 25 pkt
Taur (zwój pozwalający zawrzeć traktat z jakimś stworzeniem/demonem): 18 pkt
Woda starości (postarza o 1 miech): 9 pkt
Woda młodości (odmładza o 1 miech): 9 pkt
Vevene (ciastka do oswajania): 1 pkt


Koniec eventu: 14 kwiecień
Do tego czasu nie można zgłaszać nieobecności, chociaż zawsze można zgłosić chęć pójścia na postacie NPC.

Wilki zwolnione z czystki:
1. Osoby które są już na nieobecnościach 
2. Antilia (bo już ma swoją misję)

Wszystkie opowiadania proszę oznaczyć zakładką:  Czyszczenie 2021

30.03.2021

Nashi cd Antilia

 Pogoda była świetna, idealna do wspinaczki. Bez większych problemów dostałyśmy się do kolejnego przystanku. Po zjedzeniu jakże skromnego obiadu, którym okazała się 2 osobowa rodzina napotkanych przeze mnie srok, ruszyłyśmy dalej. Kolejny, dłuższy odcinek drogi wiódł po strasznie wąskiej ścieżce, wzdłuż ścian, gór. Do kolejnego bezpiecznego miejsca i zarazem obozowiska, przy dobrych wiatrach można dotrzeć dopiero nad ranem, tak więc bez zbędnych słów wzięłam linę i związałam nią mnie i Antilię. 

-Możesz ruszać skrzydłami?- spytałam, gdy skończyłam wiązać jej szelki. Wilczyca skinęła głową, a ja przywiązałam drugi koniec, 2 metrowej liny do swojej uprzęży. 
-Wiesz co Nashi? Myślę, że dalej powinnaś iść przodem. Wspinasz się lepiej ode mnie - powiedziała. Skinęłam głową i choć miałam wrażenie, że wyczułam w jej głosie coś dziwnego postanowiłam to zignorować. Ostrożnie ruszyłyśmy dalej. Przytulając się do ściany stawiałyśmy łapę, za łapą, idąc przed siebie i powoli pnąc się śnieżką w górę. Praktycznie nie czułam skrzydlatej wadery. Lina cały czas pozostawała luźna. Co jakiś czas jednak oglądałam się za siebie, by się upewnić, czy wszystko w porządku. Wadera szła grzecznie za mną, a za każdym razem gdy na nią zerkałam uśmiechała się do mnie ignorując przy tym zmęczenie. ja również uśmiechałam się do Antili. gdy zapadła noc, a droga była prawie że niewidoczna zwolniłyśmy kroku. Do tego wszystkiego wraz z wysokością wzmagał się wiatr. Nawet nie zauważyłam kiedy, potknęłam się o coś i zaczęłam spadać. Od razu usłyszałam trzask liny a moje źrenice się zwęziły z przerażenia. rozpaczliwie próbowałam złapać się skalnej ściany.
-Antilia!- zawołałam, lecz wilczyca nie reagowała. Stała patrząc się na mnie z góry. Mogę przysiąc że na jej pysku malował się podły uśmiech. Góra zakrzywiła się w niebezpieczny sposób przez co straciłam całkiem kontakt ze skałą i spadłam jeszcze niżej. W po kilku sekundach lotu rąbnęłam sobą o jakąś skałę. Serce aż podskoczyło mi do gardła. Zabrakło mi tchu, a całe ciało przeszył okropny ból. Walczyłam o to by złapać oddech i nie stracić przytomności. kilkanaście metrów nad sobą widziałam cień Antili, która powoli oddalała się dalej, do już widocznego z tond punktu na postoju. 
-Dla...cze..go...?- wychrypiałam łapiąc płytki oddech, zanim straciłam przytomność.

<Antilio?>
Przepraszam, takie trochę masło maślane, ale nie wiedziałam, jak to inaczej opisać. Nashi, dycha i za sprawą boskiej krwi, dychać będzie nadal. Czy pozbiera się jednak od razu, czy spotkacie się dopiero w tajemniczej jaskini, to już zależy od Ciebie ;3

Lyn, cd Wichna

 -Odsuń się. Nie chcę Cię ochlapać -powiedziałem przyglądając się zbiornikowi. Dostanie się na dno, nie będzie trudne. Gorzej będzie się wychodziło, gdyż najniższa półka skalna, o którą mógłbym się złapać była około pół metra nad powierzchnią wody. Wilczyca odskoczyła na wyżej położoną skalną platformę, a ja skupiłem swoją energię na tym, by utrzymywać wodę w stanie ciekłym, to jest pobieraniu wody z non stop powstającego lodu i oddawaniu jej do zbiornika. Już po kilku sekundach wskoczyłem do studni nieźle przy tym rozchlapując wodę. Gdy tylko znalazłem się pod powierzchnią wody pozwoliłem zamarznąć tafli, aby po chwili się od niej odbić i skierować się niżej, w kierunku źródła światła.  Cały czas skupiając się na pilnowaniu, by woda była wodą, powoli płynąłem głębiej i głębiej, aż dotarłem do świecącego przedmiotu. Przyjrzałem mu się dokładnie. Było to coś na kształt szkatułki, a raczej pozytywki, która była otwarta. Kiedyś widziałem podobne w moim poprzednim wymiarze. Ta była jednak na swój sposób wyjątkowa, bowiem działała pod wodą. Figurka "tańcząca" w środku przedstawiała wilki. Czarnego i białego , które obracały się razem. Wewnątrz, na wieczku, znajdował się świecący na złoto grawerunek. Prawdopodobnie były to jakieś runy, albo zaklęcie. Niewiele skupiając się na tym po prostu zamknąłem pozytywkę. Złapałem ją  za pomocą telekinezy i odpychając się od dna zacząłem wypływać w kierunku powierzchni. Gdy w końcu zbliżyłem się do lodowej tafli zacząłem ją rozmrażać. Wzbudziłem wodę w ruch obrotowy i wytwarzając przy tym silny prąd wystrzeliłem się nim na powierzchnię. Zaczepiłem się pazurami w ścianie, po czym odstawiłem pozytywkę pod łapami wadery, która spoglądała na mnie z góry. Sapałem zmęczony przez chwilę, po czym wdrapałem się na górę i stanąłem jakiś metr od Wichny. Gdy wilczyca otworzyła pozytywkę uwalniając tym samym muzykę, ta zaczęła ponownie uwalniać światło z napisu. 

Nagle jakaś siła wstrząsnęła ziemią, przez co sufit zaczął się kruszyć i spore stalaktyty, na które wcześniej nie zwróciłem uwagi zaczęły spadać. Wypełniła mnie adrenalina, Wichna zatrzasnęła pozytywkę i szukała wyjścia odskakując ode mnie kilka metrów dalej. Półki skalne zaczęły się osuwać pod wpływem uderzających w nie odłamków skalnych. Zasypało niemal wszystkie wyjścia, a sam ledwie uniknąłem zmiażdżenia przez jedną ze skał. W powstałym zamieszaniu straciłem Wichnę na dłuży moment z oczu i kierując się instynktownie w górę, znalazłem waderę dopiero stojąc kilka metrów wyżej i dalej od niej. Zauważyłem, że nie miała dokąd uciekać. Wilczyca utknęła na niewielkiej skalnej półce odcięta od reszty drogi. Jedynym plusem jej połozenia było to, że skała, na której stoi wytrzymała by uderzenie stalaktytu. Dostrzegłem ów skalną formację, która mógła w każdej chwili na nią runąć. Wichna była poza zasięgiem mojej mocy, nie mogłem jej pomóc z miejsca, w którym stałem, a sama wadera byłą bezbronna i zmieszana. Gdy nasze oczy złapały nawet nie sekundowy kontakt wyczytałem z nich strach. Niespełna sekundę po tym dostrzegłem, że stalaktyt się bardziej ukruszył i już za moment na pewno runie na ziemię. Niewiele myśląc wziąłem taki rozbieg, na jaki pozwalało mi moje miejsce pobytu i zeskoczyłem do wadery, która się skuliła przy samej ścianie widząc wszystko. Nie zdążyłem porządnie wylądować, zakryłem wilczycę własnym ciałem i w ostatnim momencie stworzyłem nad nami lodową, skośną kopułę, na którą z impetem spadł stalaktyt.

<Wichna?>

Bardzo nas poturbowało? Co to za pozytywka i co miało wpływ na to trzęsienie ziemi? Pozdrawiam i przepraszam za zwłokę.

28.03.2021

Rapid C.D. Sokar

 Kiedy tak leżałam na moim posłaniu, zaczęłam rozmyślać:
-Dlaczego się zgodziłam ?- zapytałam sama siebie w myślach, i od razu sobie odpowiedziałam -bezpieczeństwo…… -Wszystko było jak przez mgłę i nagle zobaczyłam wilka, wydał się dziwnie znajomy....  W tym momencie krzyknął
-Chodź Rapid- porządnie się zdziwiłam.
- Skąd ten wilk zna moje imię?- pomyślałam i wtedy uświadomiłam sobie, że ta nieznajoma to moja matka. Od razu pobiegłam w jej stronę, chcąc się przywitać, lecz z każdym krokiem mama się oddalała
-zaczekaj- krzyknęłam i w tym momencie, spadłam z klifu w niekończącą się przestrzeń.
Obudziłam się ze łzami w oczach a obok mnie siedział Sokar.
-Krzyczałaś przez sen- powiedział. Wtedy opowiedziałam mu cały sen i bez słowa odeszłam
Kiedy siedziałam na klifie i wiatr mierzwi mi, sierść zaczęłam nucić moją ulubioną piosenkę ,,We'll Meet Again’’ gdy byłam zasłuchana we własnej piosence niespodziewanie podeszła do mnie ognista wadera ze skrzydłami i pochwaliła mój śpiew. Gdy zaczęła coś gadać, ja czmychnęłam na inny klif daleko od tego. W tym momencie przysiadł się do mnie Sokar. Poczułam kroplę szczęścia i odwagi w moich żyłach, gdy przy nim siedzę. (To w końcu on zaprosił mnie do watahy) Nabrałam powietrza w płuca i z mojego pyska popłynęły  ciurkiem słowa mojej historii. Słuchał w ciszy, kiedy skończyłam, powiedział:
-Spokojnie, teraz masz nowe życie, wśród innych wilków. A co do twojego snu…- zawahał się, jakby dobierał odpowiednie słowa.
-To tylko wspomnienia- dokończył.
Popatrzyłam na niego z wdzięcznością w oczach i wyszeptałam do jego ucha ciche podziękowanie, gdy biegłam do legowiska, parę razy prawie wpadłam na inne wilki, lecz je wyminąłem. W legowisku zdałam raport dnia dla kamulca i powiedziałam:
-Sokar miał rację to przeszłość i muszę odnaleźć się w teraźniejszości.-
-................- odrzekł kamulec.

<Sokar?>

22.03.2021

Nowy wilku, Carver


Autor grafiki: Pherigo

Właściciel: mka (hw)
Imię: Carver
Wiek: za 2 dni 2 lata
Płeć: basior
Żywioł: Powietrzny
Stanowisko: Strażnik nocny
Cechy fizyczne: Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest on normalnym wilkiem. Dobrze zbudowany, silny i zwinny.
Cechy charakteru: Na pierwszy rzut oka jest to przyjazny wilk. Nic bardziej mylnego, bowiem po tak długim czasie samotnej wędrówki wręcz sam szuka jakiegokolwiek kontaktu. Jest okropnie cierpliwy, chociaż wszystko ma swoje granice. Bywają takie dni, kiedy chce rozmyślać w samotności. Pozostaje tylko współczuć tym, którzy zawracają mu tego dnia głowę lub są nachalni. W tym momencie jego dobroć się kończy i reaguje agresją. Poza gorszymi chwilami jest bardzo opanowany i raczej każdy dobrze go wspomina.
Cechy szczególne: Na łbie można dostrzec dwie rysy, potrafiące świecić na niebiesko gdy tylko zapadnie zmrok.
Lubi: atencję, jedzenie, spanie
Nie lubi: próby podważania jego zdania, utrzymywania znajomości na siłę, dwulicowości
Boi się: utraty najbliższych mu towarzyszy
Moce: Carver stara się opanować swoją moc. Mimo tego, bardzo szybko się uczy, potrafi wywoływać małe tornada oraz silne podmuchy wiatru. Chcąc nie chcąc, nie zawsze mu się to udaje.
Historia: Był najmłodszy z rodzeństwa. Jeszcze jako szczenię stracił matkę w walce z inną watahą. Po jej tragicznej śmierci był ofiarą swoich braci. Ciężko mu się opowiada o swojej przeszłości. W końcu jak taki basior może przyznać się, że był obiektem kpin i traktowany niczym sługa? Postanowił uciec. Pod osłoną nocy wyruszył w samotną podróż. Nie miał konkretnego celu, gdzie chciałby zamieszkać. Mimo jego oczekiwań, życie bez watahy było bardzo uciążliwe, a w szczególności zdobywanie jedzenia. Zdarzało się, że nie był w stanie nic upolować, przez co musiał żywić się padliną i roślinnością. Mimo tego nie poddawał się i wyrobił w sobie wiele pozytywnych cech, chociażby cierpliwość oraz pokorę. Po wielu dniach tułaczki napotkał Watahę Mrocznych Skrzydeł. Kto wie, może uda mu się tu zadomowić?
Zauroczenie: brak
Głos: Andy Black
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Rodzina:
Scarlett - matka
Aaceron - ojciec
Yin - brat (najstarszy)
Setrin - brat
Jaskinia: Granica terenów watahy
Medalion: jeszcze go nie posiada
Towarzysz: Aron
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: Jego jastrząb pełni funkcję drugich oczu. Dodatkowo, są nierozłącznymi przyjaciółmi. Poznali się podczas samotnej wyprawy Carvera
Umiejętności:
: Siła: 120
: Zręczność: 85
: Wiedza: 60
: Spryt: 95
: Zwinność: 120
: Szybkość: 150
: Mana: 170

18.03.2021

Sokar C.D. Rapid

- Wiesz, dorastałem tu - zagadnął dorosły już wilk do szczenięcej znajdki o jasnych, limonkowych oczach. W tym samym czasie układał jej posłanie, na którym miałaby spać w najbliższym czasie. Już od dłuższego czasu starał się przystroić wszystko, aby tylko Rapid czuła się tu dobrze. To w końcu miał być jej nowy dom w najbliższym czasie... Sokar nie wyczuł na niej zapachu innych wilków. W każdym razie był on na tyle słaby, że mógł on uwierzyć, że waderka jest samotniczką bez rodziny. Nie umiała także powiedzieć, z jakiej jest watahy - Znaczy nie dosłownie tutaj... Miałem inny pokój.- sprostował.- Dobrze się tutaj tobą zajmą, obiecuję.

- Nie wiem...- mruknęła niepewnie, słysząc inne, gawędzące wesoło szczenięta z sierocińca na korytarzu. Maluchy najwyraźniej wybierały się na zewnątrz. Nic dziwnego, w końcu wiosna szła do nich wielkimi krokami. To nie zmieniało faktu, że Rapid wydawała się być wszystkiego niepewna. Serduszko basiora pękało na pół, gdy to widział. - Nie znam ich.

- Jeszcze poznasz... Masz dużo czasu. Jakby coś było nie w porządku, zawsze będziesz mogła do mnie przyjść- zapewnił ją, chociaż widział, że co do niego też nie była pewna. Widział jednak, że chyba wahała się między odezwaniem się a schowaniem się w kącie ze strachu. Chciała o coś zapytać? - Wszystko w porządku?

- Um...- Pokiwała łebkiem speszona.

Gdy tylko skończył układać jej posłanie, położyła na nim ostrożnie kamień, który wszędzie ze sobą nosiła od kiedy spotkał ją w lesie. Wyglądała na lekko niepewną lub nawet przestraszoną cudzą obecnością na korytarzu, ale było to tylko luźne spostrzeżenie skrzydlatego wilka.

- ...Jesteś może głodna?- zapytał, chcąc dać jej chwilę na samotne oswojenie się z nowym pokojem. Pamiętał dodatkowo, że szczeniaki myślą w dużej części żołądkiem. Jeśli jest głodna, trudniej będzie się zaaklimatyzować.

Kiedy skinęła głową, uśmiechnął się do niej lekko.

- Zaczekaj tu na mnie, dobrze?- Gdy usłyszał potwierdzenie, poleciał od razu w odpowiednie miejsce i na ciemnej płachcie przyciągnął do niej jedzenie, które wziął ze stołówki. Od razu podeszła, żeby się pożywić, nawet nie zdążył jej zawołać do posiłku. Uznał to za normalne. Ta kruszyna musiała mieć trudno w lesie samiusieńka, również ze zdobywaniem jedzenia musiało być trudno.

Już w tym momencie Sokar postanowił, że chce, aby waderka z piorunem na ramieniu czuła się tutaj dobrze. Chciał jej w tym jakoś pomóc. Był pewny, że za jakiś czas przywyknie

- Co to za miły kamyczek?- zapytał, gdy szczenię przestało jeść widocznie najedzone.

- ...Ma na imię Kamulec. - Mała podeszła do swojego towarzysza i ułożyła się obok niego na posłaniu. Gdy okazało się, że łóżko nie gryzie i nie zrobi jej krzywdy, ułożyła na nim również łebek.

 

<Rapid?>


16.03.2021

Od Rapid ,,Moje dzieciństwo"

Jako nowo narodzone szczenię nie miałam dużo szczęścia. Moje rodzeństwo zmarło zaraz po urodzeniu. (Nie wiem co to było, może jakaś choroba genetyczna?) Więc zostałam sama.
Jak miałam kilka tygodni zaatakowała nas winegra. Tata kazał mamie brać małą (mnie) i uciekać. Mama biegła co sił w łapach. Kawałek od ,,Pola walki’’ włożyła mnie do opuszczonej nory i pobiegła w stronę domu. Czekałam, czekałam i czekałam, ale mama nie pojawiała się, by mnie zabrać. Zrozumiałam, że nie żyje. Wyjrzałam na zewnątrz i wtedy trach, dostałam pazurami po oku. Wsunęłam się głębiej w mój ,,dom’’ i zamarłam.

                                            ~*~*~*~*~*~

Gdy rano się ocknęłam, poszłam się przejść i znaleźć coś do jedzenia.
-padam z głodu.- powiedziałam do mojego jedynego przyjaciela Kamulca.
Gdy przechodziłam koło jeziora, zobaczyłam rysę na lewym oku. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo głód był coraz silniejszy. Więc wybrałam się na bagna.
Próbowałam upolować sobie, chociażby jakąś żabę i wtem zaatakował mnie Oraktus. Próbowałam uciekać, ale lepki grunt nie pozwalał na szybką ucieczkę. Moim jedynym ratunkiem była samoobrona.
-Jak na pech, nie umiem się bronić- zamruczałam pod nosem. Skoczyłam na napastnika, za pierwszym razem zostałam powalona. Za drugim razem też posmakowała błota. Za trzecim razem ugryzłam potwora, co go jeszcze bardziej rozwścieczyło, walnął mnie swoją łapą i odleciałam 3 metry dalej. Na szczęście nie byłam już na podmokłym gruncie i mogłam uciekać.
Gdy biegłam na oślep przed siebie wpadłam na wilka zwanego Sokarem. Zaprosił on mnie do swojej watahy. Ja oczywiście się zgodziłam, ponieważ w watasze jest 1000 razy bezpieczniej niż w lesie. 

<Sokar?>

11.03.2021

Od Antilii cd. Nashi

Kiedy Nashi schowała się do nory, wyciągnęłam schowaną przed nią fiolkę z magiczną krwią. Ciemny płyn przez chwilę zachowywał się normalnie, ot – zwykła ciecz w szklanej fiolce. Lecz po chwili krew zaczęła formować jakiś kształt… Rozejrzałem się dookoła i upewniłam się, że Nashi nie siedzi za moimi plecami, albo ktoś nieznajomy nie czai się w krzakach, a następnie skupiłam się na fiolce. Gdy Nashi pełniła wartę, coś wkradło się do mojego umysłu podczas snu. Usłyszałam pewien głos, opowiadający o moim życiu, lecz głównie mówił, że mam rodzinę, która na mnie czeka. Cały czas to powtarzał. W końcu dowiedziałam się, że mam rodzinę! Oni również mnie szukają i modlą się do różnych bóstw, bym się odnalazła… Nawet nie wiedzą co ja bym zrobiła, żeby ich znowu spotkać…  – W zamian za poznanie drogi do rodziny, zrobisz to o co cię proszę? – zapytał tajemniczy głos. Wydawało się, że dobiega on z wszystkich kierunków a jednocześnie z znikąd. Ponownie rozejrzałam się dookoła, ponownie sprawdzając czy nie ma ciekawskich spojrzeń.  – Tak… – szepnęłam najciszej, aby nie zbudzić szarej wadery. Mogłabym przysiąc, że słyszałam jej chrapanie dobiegające z niewielkiej jamy w ziemi. – Idź do najbliższego jeziora, kierując się na południowy–wschód. Gdy dotrzesz na miejsce, wlej jedną kroplę tej krwi do wody. Tam się spotkamy – odpowiedział nieznajomy, po czym poczułam, jak jego obecność opuściła mój umysł. Położyłam fiolkę na ziemię i wpatrywałam się w nią, zastanawiając się co mam zrobić. Z jednej strony czułam "potrzebę" pójścia we wskazanym kierunku oraz zrobić o co mnie proszono jednak czułam się odpowiedzialna za Nashi i nie wybaczyłabym sobie jakby coś jej się stało pod moją nieobecność. Z drugiej strony młoda jest zwinna i cwana a sama wyprawa nad jezioro mogła zająć mi chwilę moment. "Nawet nie zauważy mojej nieobecności…" – pomyślałam ale ta myśl zabrzmiała dziwnie. Jakby… obco.  Wzięłam flakonik ze sobą i ruszyłam w wskazanym mi kierunku. Po kilkunastu minutach przechodzenia przez rozmaite chaszcze i inny busz; nie wiem dlaczego nie poleciałam, ale jak będę wracać, na pewno wybiorę drogę powietrzną a nie lądową. Księżyc delikatnie mienił się w spokojnej tafli jeziora. Czułam siłę oraz moc wody znajdującej się w tym zbiorniku. Dotknęłam łapą nieskazitelne wodne lustro, zaburzając równowagę, przyglądając się tworzącym się falom jakie stworzyłam. Przez chwilę siedziałam, patrząc na wodę i odbijający się w niej księżyc. W końcu wyjęłam fiolkę z krwią. W środku ciemna ciecz jakby burzyła się, chcąc wydostać się z szklanego więzienia. Wyjęłam korek i ostrożnie wylałam kropelkę krwi, chcąc wprowadzić ją do jeziora.  Nagle poczułam się jakby szarpnął mną silny wiatr do tyłu. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na odkorkowaną probówkę. Szybko znalazłam korek i zatkałam nim ujście naczynia.  – Co się ze mną dzieje… – wyszeptałam cichym głosem, który natychmiast umilkł w ciszy lasu. Zaczęłam zastanawiać się co mnie opętało. Krwisty płyn natomiast szalał coraz bardziej, domagając się wypuszczenia. Mocno zacisnęłam łapę na naczyniu, czując rosnący gniew i obrzydzenie do tego, kto się mną bawił.  – Tak, moja droga… – Usłyszałam ten sam, ciężki szept co wcześniej. – Niech gniew tobą zawładnie, niech cię wypeł…  – Nie – powiedziałam. Nagle probówka pod wpływem mojej siły roztrzaskała się. Ostre kawałki szkła natychmiast wbiły mi się w opuszki palców a ciemna krew zaczęła strużką płynąć po mojej łapie. Ja tylko przyglądałam się, patrząc jak ciemny płyn mienił się w świetle księżyca. "Wygląda niesamowicie…" – pomyślałam, podziwiają połączenie ciemnobrunatnej krwi ze srebrnym blaskiem księżyca.  – Zgodzę się z tobą, moja droga… – usłyszałam ten sam szept, ale już jako głos. Był ciężki, basowy i wypełniony czymś, co w pierwszej chwili skojarzyło mi się z czystym złem. Jego wydźwięk stał się czysty i klarowny a nie przyziemny, tak jak wcześniej.  – Szczerze mówiąc, miałem inne plany w postaci zatrucia wszystkich okolicznych zwierzaków a może kilku wilków, ale nie ma tego złego, kochana… Jesteś bardziej wartościowa od tych bezmózgich królików – powiedział nieznajomy, brzmiąc, jakby wyciągał się po dłuższej drzemce. – Zgadza się, dosyć długo spałem bo kilka stuleci… – przyznał, jakby czytając moje myśli.  – Czy ty…? – zapytałam, lecz bezczelnie mi przerwał.  – Oczywiście, że czytam Ci w myślach. Znam każdy twój sekret, myśl, wspomnienie…  – Fajnie, że wspomniałeś bo obiecałeś mi, że zobaczę rodzinę – wtrąciłam lodowatym głosem. Nienawidziłam, gdy byłam wykorzystywana a obietnice zostały rzucone na wiatr. Nieznajomy głos zaczął cmokać, jakby był zawiedziony postępami swojego dziecka.  – Nie wywiązałaś się z naszej umowy, kochana. Tak więcej nie zobaczysz nagrody dopóki nie przyjdziesz do mojego gniazdka… I jestem Steelfire, ale możesz na mnie mówić Steel, Cukiereczku.– Nie słodź mi tyle bo cukrzycy dostanę – warknęłam w głuchą ciszę otaczającą las. – Dobrze Ptaszyno. – I jakbym poczuła, że puszcza do mnie oczko. – Zrób dla mnie jeszcze jedno – zobacz swoje odbicie i powiedz mi czy ci się podoba. No, nie wstydź się…  Powoli podeszłam do jeziora z trwogą w sercu. Stellfire powiedział, że nie mam czego się bać ale byłam odmiennego zdania. W końcu zza brzegu wyłoniło się moje odbicie. Z początku niczego nie zauważyłam aż do momentu w którym zobaczyłam swoje oczy.  Były krwiście czerwone.  Wystraszona odskoczyłam do tyłu, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Steel oczywiście zaczął coś gadać ale przestałam go słuchać. Zaczęłam się zastanawiać w jakie tarapaty wpadłam.  – W żadne! Po prostu potrzebuję czegoś od ciebie i tyle! Gdy zrobisz swoje, puszczę cię wolno.  – Nie wierzę ci – wydukałam łamiącym się głosem. – Gdy Nashi zobaczy co ze mną zrobiłeś…  – Niczego nie zobaczy, nie obawiaj się kochana – odparł lekceważąco. Dostrzegłam to i ostrzegam go, aby nie doceniał młodej.  – Niech cię o to głowa nie boli, wiem co robię skarbie…  Westchnęłam. Nagle straciłam cały zapał do tego. Czułam się pokonana i słaba.  – Bo wygrałem z tobą więc to logiczne, że tak się czujesz – parsknął Steel. – Teraz wracaj do tego małego oboziku i wypocznij. Będziesz musiała być wypoczęta i potrzebowała siły do wspinaczki… – powiedział, po czym poczułam, jak znika z mojej świadomości. Uczucie to skojarzyło mi się z oddzieleniem duszy od ciała. Zadrżałam i ruszyłam z powrotem do szarej wadery śpiącej w norze. 


~*~*~*~*~*~


– Gotowa? – zapytałam, po zjedzeniu drugiego zajęczaka. Nashi kiwała głową z pyskiem wypełnionym zajęczym mięsem. Wbiłam czekan w ścianę oraz sprawdziłam, czy został dobrze i wystarczająco silnie wbity. Delikatny wiatr rozwiewał moje futro. 

– Nie będę w stanie latać tak więc będziemy zdani na liny i umiejętności wspinaczki – przestrzegam towarzyszącą mi szarą waderę. 

– Jasna sprawa – powiedziała wesoło wilczyca i zaczęła wspinaczkę. 

– Nashi, bardzo Cię proszę… Uważaj na siebie. – Po tym zdaniu poczułam jak Steelfire wkrada się do mojej świadomości. To była moja ostatnia myśl, która nie była zmieniona lub zablokowana przez jakąś silną, czarną magię starszą niż świat… 

– No dobrze… Jak by się tu jej pozbyć… – zaczął myśleć nieproszony gość w mojej głowie. – Masz jakieś sugestie, kwiatuszku? Pamiętaj, że musisz wybrać: ona lub twoja rodzina. Tak jak się umawialiśmy… 


(Nashi? Jaki wypadek Cię spotka? xd)


10.03.2021

Nowy szczen, Rapid~

Imię: Rapid
Wiek: 1 rok i 8 miesięcy
Płeć: Wadera
Cechy fizyczne: Limonkowe oczy, Biały piorun na lewym ramieniu, Rysa na oku. Nie jest bardzo wytrzyma, ale nadrabia to swoją szybkością.
Charakter: Bardzo bojaźliwa (boi się nawet wiatru), nie lubi ciemnych miejsc, boi się większości mitycznych zwierząt, często wygląda na przygnębioną, jest bardzo szybka (a przydaje się to szczególnie gdy zwiewa), jest bardzo ostrożna i zapominalska, jest mało rozmowna ale za to szczera, jest godna zaufania ale ona z kolei jest bardzo nieśmiała i nieufna.
Cechy szczególne: Biały piorun na ramieniu
Lubi: Zaćmienie księżyca
Nie lubi: burzy
Boi się: Wszystkiego
Historia: Podczas próby polowania na bagnach została zaatakowana przez Oraktusa. Próbowała uciekać(jak to zwykle robi..) ale mokry i lepki grunt nie pozwalał na szybką ucieczkę. Jedynym ratunkiem Rapid była samoobrona. Jak na pech Rapid była okropna w walce i samoobronie. Za pierwszym skokiem została powalona na ziemię. Za trzecim razem udało się jej ugryźć napastnika. Ugryzienie jeszcze bardziej rozwścieczyło potwora. Walną Rapid po boku i z bólem odleciała 3 metry dalej. Plus był taki że mogła uciekać gdyż nie była już na podmokłym gruncie. Kiedy biegła na oślep przed siebie wpadła na wilka zwanego Liliuszem. Wilk zaprosił ją do watahy a ta wiedząc że w watasze jest bezpieczniej, zgodziła się.
Zauroczenie: Brak
Głos: Link
Rodzina: Brak. Rodziców nie poznała gdyż zmarli bardzo młodo. A o istnieniu swojej bardzo dalekiej rodziny nie miała pojęcia.
Jaskinia: Sierociniec-przedszkole Położenie
Towarzysz: Posiada (Kamulec)

Nashi cd Antilia

 Antilia dziwnie się zachowywała, ale powiedziała mi, że na wiedziały ją wizje. Nie wierzyłam jej do końca, ale nie chciałam na nią naciskać, więc z wyrozumiałością zakończyłam temat skupiając się tym samym na celu naszej wspinaczki. Tuż przed zachodem słońca znajdowaliśmy się na ostatniej hali naszej upatrzonej góry. Droga była dla mnie ciekawym doświadczeniem, ale jednocześnie czasem, gdy wraz z Antilią nadrabiałyśmy stracony czas. Wilczyca opowiadała mi trochę, co u niej, a ja jej, co u mnie i tak przez niemal całą drogę rozmawiałyśmy na różne tematy. Oczywiście z przerwami na np. sprawdzenie mapy, oglądanie przyrody, czy też na krótkie polowanie, które postanowiłam urządzić na okoliczne króliki. Po przerwie na lunch udałyśmy się w dalszą drogę i nie zatrzymywałyśmy się aż do teraz. Czasami nieco wyprzedzałam skrzydlatą waderę aby nieco się przebiec i popodziwiać krajobrazy. W czasie gdy wilczyca spokojnym krokiem do mnie dochodziła. Sama wydawała się wtedy jakby nieobecna. Rozglądała się delikatnie po okolicy, ale odnoszę wrażenie, że coś ją wtedy trapiło, a nie podziwiała widoki.
-Proponuję tu rozbić obóz. Nocować możemy w tamtej norze. - zasugerowałam wskazując miejsce ogonem. - proponuję też warty co ok, 3 godziny, aż do świtu. - Antilia przytaknęła, zgadzając się ze mną
-Od jutra droga nie będzie już tak łatwa. Zaczniemy niemalże stromą wspinaczkę, na tamtej ścianie, a następny przystanek będzie dopiero w grocie nad nią. - powiedziała wilczyca, a ja omiotłam wzrokiem wysoką, praktycznie gładką lodową ścianę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz adrenaliny i może zimna, gdyż noce jeszcze były chłodne, a na tej wysokości szczególnie. Rozpaliłyśmy niewielkie ognisko przed norą i ustaliłyśmy, że pierwszą wartę obejmę ja, a na drugą wartę obudzę Antilię godzinę przed północą. Zjadłyśmy mieszankę mięsa z ziołami wzmacniającymi i życzyłyśmy sobie spokojnej nocy. Następnie skrzydlata wadera udała się na spoczynek zabierając plecaki ze sobą, ja natomiast siedziałam przy ognisku, robiąc co 5/10 minut obchód w promieniu około 15 metrów. Na chwilę obecną chłód był znośny.
Jakieś pół godziny później usłyszałam odgłos łamanej gałązki. Poderwałam się na równe łapy, ale gdy tylko zobaczyłam źródło hałasu od razu się uspokoiłam. To tylko zając, którego skusiło ciepło ogniska. Po około godzinie usłyszałam kolejny dźwięk. tym razem był to niewyraźny głos Antilii. Podeszłam do niej by sprawdzić, czy wszystko w porządku, gdy tylko zanurzyłam łeb w norze dostrzegłam, że wilczyca trzymała fiolkę z krwią lekko zaciśniętą w łapie i mruczała coś niezrozumiale. Wyglądała jakby męczył ją jakiś koszmar. Po chwili jednak ucichła i spała spokojnie dalej, przykryta pod jednym z naszych koców. ~Spytam ją o to później- pomyślałam i wróciłam do warty. O wyznaczonym czasie byłam już senna i z wielką chęcią udałam się na zmianę. Obudziłam waderę kilkoma szturchnięciami i bez zbędnych słów zamieniłyśmy się miejscami. Ziewnęłam tylko: "obudź mnie gdy księżyc będzie w znaku barana" (około 2/3 rano) i zasnęłam zmęczona z myślą, że o koszmar zapytam ją rano.

<Antilio?>

Na to co Ci się stało jeszcze nie wpadłam, ale niedługo się pewnie dowiemy. Na chwilę obecną mamy nieco inne pytania: Co się stanie na warcie i co Cię męczyło w śnie? 

Eve do Tsuriego

Granatowo-fioletowa wadera spacerowała wzdłuż brzegu. Po drodze zaczepiała, lub była zaczepiana przez różne dusze i duchy. Poszukiwała odpowiedzi na pytanie: "jak opuścić wymiar cienia?", ale niestety nikt nie potrafił udzielić jej zadowalającej odpowiedzi. Wiele duchów również odradzało jej powrót do swojego wymiaru, twierdząc, że tutaj nie musi się niczym martwić. To stwierdzenie niestety nie było do końca prawdą. Duchy nie odczuwają bowiem zimna, ani głodu, nie to co ona i Tsuri. Zrezygnowana położyła się na nad brzegiem rzeki. Postanowiła uciąć sobie drzemkę, gdyż się zmęczyła.

Wilczycy przyśniła się jasna, postać przypominająca lisa. Nie wiedziała dokładnie kto to taki, gdyż postać była zamazana i patrzyło się na nią jak zza mgły, widziała jednak to co owa postać robiła. Akcja snu toczyła się na piaszczystym gruncie. Biała postać rysowała proste znaki na piasku, które po podejściu do nich zaczynały się ruszać. Zaintrygowało to Eve, która już po chwili stanęła przed pierwszym z rysunków. Przedstawiał on wilka na łące i portal. Gdy obraz zaczął się ruszać przeniósł postać przez ów portal w inne miejsce - na Bagna. Na drugim rysunku znajdowała się ta sama sytuacja tym razem jednak wilk pozostał na łące tylko wkoło niego pojawiły się duchy. Na trzecim wilk zmienił się w szczeniaka, a na czwartym w starca.
Dopiero piąty rysunek był inny. Przedstawiał on uproszczony portret Eve, a konkretnie jej popiersie. Gdy grafika ożyła, postać na piasku ruszyła uchem z kolczykiem i zamknęła oczy, a z jej głowy wydobyła się chmurka myśli. W chmurce pojawił się wilk, który rysuje łapą okrąg, alby po chwili przez niego przejść i pojawić się w innym miejscu. 
-a więc to tak- Eve wyszeptała sama do siebie. Podeszła do ostatniego rysunku, który jak się okazało przedstawiał wejście do jakiejś krypty. Gdy obraz zaczął się ruszać, rysunek zamienił się w mapę owego miejsca. Eve starannie starała się zapamiętać ją ze szczegółami, niestety nie miała na to wiele czasu, gdyż sceneria się szybko zmieniła. Akcja przeniosła się do pewnego niewielkiego pomieszczenia, na którego podłodze znajdowała się ogromna płyta z wyrytymi napisami. Przed oczami Eve odszyfrowało się jedynie pierwsze zdanie: "Zasady w czasie podróżowania, zaleca się ich przestrzegania."  Nie minęła nawet sekunda, gdy po zakończeniu animacji Eve została wybudzona. Jak się okazało przez Tsuriego.
-Dobrze, że Cię w końcu znalazłem . - powiedział Tsuri. - Znalazłaś coś ciekawego? - spytał, gdyż basior zauważył, że wilczyca wyglądała jakby właśnie zobaczyła kolejną wizję. 
-emm, tak. Chyba tak. Możemy to od razu sprawdzić - powiedziała i wstała. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że chce przejść portalem na drugi koniec rzeki. Potem otworzyła oczy i narysowała łapą dość wielki okrąg na ziemi, by przez niego mogła przejść. Gdy zamknęła koło pojawił się w jego miejscu portal, a wilczyca niewiele myśląc nad ewentualnym "co gdyby" przez niego przeskoczyła. Ku jej uldze i wielkiemu zdziwieniu basiora, zadziałało i Eve znajdowała się na drugim brzegu rzeki, po drugiej stronie portalu. Wilczyca otworzyła obok drugi portal, tylko tym razem powrotny. On również zadziałał. Na koniec wilczyca "przecięła" pazurami oba portale, które po chwili rozpłynęły się niczym mgła. Spojrzała na Tsuriego pełna nowej energii i nadziei
-Myślę, że możemy wracać do siebie- powiedziała. 

<Tsuri?>
Przepraszam, że tyle to trwało. Tym oto sposobem chyba możemy zakończyć tę przygodę. Jeśli będziesz chciała kontynuować dodaj pytajnik w tytule Twojej odpowiedzi ;3

9.03.2021

Od Zahiry c.d Vespre

Przegryzałam nerwowo wargę krzątając się po pałacu. Obowiązki związane z byciem radnym watahy zupełnie wybiły mi z głowy tą przeklętą obietnice. Jak mogłam o tym zapomnieć? Przecież jeszcze rok temu stresowałam się i obmyślałam plan w jaki sposób uciec od niego tak, żeby mnie nie znalazł. Vespre nic nie wie, a jestem pewna, że nie spodoba mu się to, po co ten basior tutaj przyszedł. Czy powinnam w to mieszać resztę radnych? Czy w ogóle da się teraz jakoś zapobiec temu, co może się zdarzyć? Ucieczka w końcu nie wchodzi w grę. Widzę jak bardzo zżył się z tą watahą, a szczególnie z Tsumi. Jako matka nie miałabym serca żeby go tego wszystkiego pozbawić. Nie jestem pewna czy byłabym w stanie go jakoś ukryć, bo szlaban na wychodzenie z pałacu pewnie i tak nie będzie w stanie go ochronić. Zresztą, znając go i alfę na pewno gdzieś uciekną łamiąc zakaz.
Spokojnie, Zahira. Nie myśl o tym co będzie. Skup się na tym co możesz teraz zrobić. Jak możesz w chwili obecnej uratować Vespre. Rassvet najpewniej podąży jego tropem do pałacu. Zwykłe zamknięcie bramy głównej nic nie da. Trzeba ją opieczętować. Egzorcysta na pewno będzie wiedzieć jaką pieczęć nałożyć. Z czego kojarzę to jedyny mieszka w jaskini koło rzek pajęczych. To dosyć daleko od pałacu, ale sądzę że powinnam zdążyć. Ruszyłam biegiem w stronę wyjścia.
– Mamo! – usłyszałam bardzo znajomy mi głos wtedy, kiedy miałam już wybiegać z pałacu.
Odwróciłam się jak poparzona, o mało nie przewracając się od nagłego zahamowania. Syn podbiegł do mnie, a za nim przytruchtała Tsumi.
– Wracaj do komnaty – powiedziałam twardo, nie mając czasu na pogawędki.
– Ale… – próbował coś powiedzieć.
Na jego twarzy malowało się zakłopotanie, zdawało się że zmieszane z nutką zdziwienia.
– Nie mam teraz czasu – burknęłam, coraz bardziej odczuwając narastające napięcie.
Mogłam wyczuć jak Arya i Agyar powoli przestają się ruszać. Z tych emocji najpewniej zaczęłam roztaczać w okół siebie niską temperaturę. Mogłam zobaczyć to również po Vespre jak i Tsumi, którzy najeżyli sierść, najpewniej by się trochę ogrzać.
– O co tu chodzi?! – zapytał podniesionym głosem, najpewniej zniecierpliwiony i zaniepokojony.
– Wracaj do komnaty – wysyczałam powstrzymując się od krzyku.
Tsumi tylko stała z boku, wyglądając jakby nie wiedziała czy w ogóle powinna tu być.
– Nie! – krzyknął. – Nie wrócę dopóki mama nie powie o co tutaj chodzi.
Krew się we mnie zgotowała. Wiedziałam doskonale, że Vespre ma zadatki na buntownika, jednak w tej sytuacji jest to jeszcze bardziej upierdliwe niż zazwyczaj. Otworzyłam pysk by mu odpowiedzieć.
– Czyżbyś mu nic o tym nie powiedziała? – Znajomy mi głos, którego nigdy więcej nie chciałam usłyszeć przerwał mi nawet nie zaczętą wypowiedź. – Cóż za wyrodna matka – zaszydził.
Odwróciłam łeb w jego stronę. Basior uśmiechał się szyderczo, podchodząc w naszą stronę wolnym krokiem. Obnażyłam kły, stając przed Vespre. Najeżyłam sierść, rozpostrzewając skrzydła.
– Wynoś się stąd – warknęłam, czując napływający do ust jad.
Zatrzymał się, utrzymując pozycje dominanta.
– Wracam po dwóch latach zobaczyć się ze swoim synem, a ty mnie tak witasz?
Parę żrących kropel opadło na posadzkę. Serce zdawało się jeszcze bardziej przyśpieszać, nawet jeśli niemożliwym wydawało się posiadać szybsze tętno.
– No proszę Cię, Zahira. Nie ma co się denerwować – mówił dalej jadowitym głosem. – Przecież wam nic nie zrobię. – Uśmiechnął się szerzej, choć zdawało się że szerszego uśmiechu już być nie może.
– Mamo…? – Nieśmiały głos Vespre zadziałał na mnie jak kubeł zimnej wody.
– Tsumi! – zawołałam nie spuszczając basiora z oczu. – Biegnij po Tamashiego, Arietesa i resztę radnych.
Brak odpowiedzi. Cisza z tyłu.
– Już!! – krzyknęłam zniecierpliwiona, nie słysząc jej kroków.
Nic to nie dało.
Rassvet zmrużył oczy pokazując swoje zadowolenie.
Niemożliwe.
Odwróciwszy łeb zrozumiałam w jak skomplikowanej sytuacji się znajdywaliśmy.
Tsumi wpatrzona w podłogę szeroko otwartymi oczami. Do zaszklonych ślepi napływało coraz więcej krystalicznych łez. Jej ciało opanowały przeraźliwe drgawki. Skuliła ogon, kładąc po sobie uszy. Vespre spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, nie wiedząc w ogóle co stało się z jego przyjaciółką. Wiedziałam, że się boi.
– Schowaj kły – jego głos spoważniał. – Albo pogrążę również twojego syna w rozpaczy.
Spojrzałam na niego zagryzając zęby. Wargi mimo wszystko dalej się marszczyły.
– Doskonale wiedziałaś o tej obietnicy. To tylko i wyłącznie twoja wina że jestem zmuszony używać takich środków – warknął.
– Nie obchodzi mnie ta obietnica. Nie chcę by Vespre żył z takim czymś jak ty – wysyczałam.
– Obietnica została zawarta, a ty nie masz tu żadnego słowa głosu. Nyks obiecała mi, że urodzisz moje potomstwo, które wytrenuję na moich następców. Okazujesz jedynie nieposłuszeństwo względem swojej matki nie chcąc oddać mi twojego syna.
– Zamknij się!!! – wrzasnęłam, skacząc w jego stronę.
Błysk metalu. Zatrzymałam się tuż przed murem ze skrzyżowanych metalicznych igieł. Ruszyłam od prawej, chcąc wyminąć przeszkodę. Jednak co nowsze belki wyrastały w mgnieniu oka, torując mi drogę. Byłam zmuszona wzbić się w powietrze, zyskując tym samym przewagę nad Rassvetem. Skierowałam lot w jego stronę, otwierając pysk z zamiarem utopienia swoich kłów w jego skórze.
– Mamo uważa… – krzyk mojego syna nie zdążył mnie uprzedzić.
Przedzierający się przez całe ciało ból. Brak powietrza. Zimny przedmiot nie pozwalający mi zamknąć ust.
Jad pociekł po igle, mieszając się z czerwoną cieczą.
– To wszystko twoja wina, szmato. – Zaśmiał się basior. – Gdybyś wcześniej oddała mi bachora nie musiałbym cię zabijać.
 
<Vespre? Synu mój twoja mama stała się szaszłykiem>

2.03.2021

Od Wichny do Lyna

 W jaskini, do której weszliśmy, było ciemno, jednak dało się widzieć kontury rysujące tunele. Postanowiliśmy się rozdzielić co, szczerze mówiąc, sprawiło mi przyjemność. Miałam ochotę pobyć trochę sama po tym jak Lyn chodził za mną od dwóch dni. Czy go nie lubię? Nie powiedziałabym, ale nie wiem jeszcze do końca co o nim sądzę.
Weszłam do tunelu na przeciwko tego, do którego wkroczył basior. Korytarz był prosty i chłodny. Cały czas czułam woń mokrego kamienia i mchów. Spojrzałam w dół i zorientowałam się, że na sierści osiadła mi wilgoć. Rzeczywiście, kiedy skoncentrowałam swój wzrok na ziemi, zobaczyłam lekką mgiełkę unoszącą się nisko nad ziemią. Kiedy dotknęłam nosem skalnej ściany, poczułam warstwę rosy, którą strąciłam, po czym spłynęła mi strużką po pysku. Uśmiechnęłam się.
Podążałam dalej tunelem, kiedy ten zaczął się stopniowo zwężać. Po kilkudziesięciu krokach sięgał mi już ledwo nad głowę, prawie ocierając się o moje uszy, a zaraz potem stałam przed przejściem, przez które ja musiałabym się przeczołgać, a duży basior w ogóle by się nie wcisnął. Zerknęłam przez ramię, zastanawiają się czy nie zawrócić, jednak nie minęło pięć sekund gdy już przesuwałam się do przodu, czołgając się przez ciasny korytarz. Dreszcz przebiegł mi po plecach, kiedy odruchowo chciałam wstać, jednak momentalnie dotknęłam sufitu. Zabrakło mi tchu, serce załomotało. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło, nie rozumiem dlaczego, jak; to tak bardzo ukazuje słabość… Atak paniki.
Przestałam panować nad swoim ciałem, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Zaczęłam szamotać się w ciasnej przestrzeni dusząca się ryba, bo i ja się dusiłam. Rozumiałam, wiedziałam, że jeszcze chwila, a już mogę nie dać rady się stąd wydostać. Przed oczami zaczęły migać mi mroczki, w nosie i pysku poczułam metaliczny smak krwi. Opadałam z sił.
Nie wiem ile czasu minęło, ale byłam już prawie nieprzytomna, kiedy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za kark. To mnie ocuciło, ale nie na tyle, bym mogła zorientować się, kto jest przy mnie i mnie uratował. Czułam się jak tuż po obudzeniu, nieobecna, nieprzytomna. Gdy już doszłam do siebie, nikogo przy mnie nie było. Przed sobą, na przeciwko ciasnego tunelu, zobaczyłam nikłe światło, bijące z dna czegoś, co wydało mi się być podziemną studnią o średnicy mniej więcej dwudziestu, dwudziestu paru metrów. Wokół wody, pod ścianami komnaty przebiegały półki skalne, po których można było przejść do przeciwległego krańca jaskini. Wydawało mi się, że dostrzegam też kilka innych wejść, prowadzących do tego miejsca.
Nie myśląc długo o tym, co się wydarzyło, ruszyłam wzdłuż jednej ze ścian. Rzeczywiście, pod wodą coś lekko świeciło, ale było na tyle głęboko, że nie mogłam dostrzec co to takiego. Wiedziałam jednak komu na pewno uda się to wyłowić. Nie wiedziałam ile czasu minęło odkąd ja i Lyn się rozdzieliliśmy, ale poczułam, że pora już się odnaleźć. Być może studnia nie była głównym celem naszej eskapady, nie czułam od niej żadnych dziwnych sygnałów, ale basior mógł jak i ja wpakować się w jakieś kłopoty. Nie miałam zamiaru wracać tunelem, którym przyszłam, więc weszłam do pierwszego z tych, które widniały w skalnych ścianach.
Już po kilku krokach usłyszałam niepokojące dźwięki, warknięcia i inne, których wolałabym nie przypisywać wilkowi. Przyspieszyłam i szybko ujrzałam przed sobą Lyna, skulonego i dziwnym grymasem na pysku.
- Odsuń się - powiedział. Kiedy się do niego zbliżyłam, poczułam przejmujące zimno. Wydawało mi się też, że widzę drobiny lśniącego bielą śniegu spadające z jego sierści na ziemię. Nie posłuchałam się i podeszłam jeszcze bliżej. Basior warknął i postąpił krok w tył, po czym podniósł łeb i spojrzał mi prosto w oczy. - Powiedziałem, żebyś się odsunęła. - jego głos był inny, ostrzejszy i chłodny, nie znoszący sprzeciwu.
- Nie widzę potrzeby, by się od ciebie odsuwać. - wiedziałam, że dzieje się z nim coś dziwnego, możliwe, że to jego moce, a może coś innego. Zaciekawiło mnie to, musiałam dowiedzieć się więcej. - Wyglądasz inaczej niż wcześniej. Wydajesz się… zimny? - mimowolnie zachichotałam.
- Nie wiem z czego się śmiejesz - burknął - Nie muszę ci niczego wyjaśniać. Znalazłaś coś?
Zimno wokół Lyna stawało się dla mnie nieznośne, więc odsunęłam się i odpowiadałam mu głośniej.
- Coś znalazłam, ale nie wiem co to. Musisz mi pomóc to wyłowić. Chodź. - nie wiedziałam jak z nim teraz rozmawiać. Był inny, może nieco szybciej się irytował, ale zdaje się, że to nadal Lyn. Lekko się skrzywił, ale ruszył za mną. Jego chłód dopadł mnie, kiedy wilk zrównał ze mną krok. Być może mi się wydawało, ale mogłabym przysiąc, że słyszę cichy pomruk, dobiegający z jego klatki piersiowej, dźwięk podobny do tego wydawanego przez głaskanego kota, wibrujący i głęboki.
Szybko dotarliśmy do studni. Wskazałam ją Lynowi i powiedziałam, że powinien w niej zanurkować i wyłowić świecący przedmiot.
- Nie wiem tylko jak zareaguje na ciebie teraz woda - zamyśliłam się. O tym wcześniej nie pomyślałam. Przecież skoro Lyn wydziela taki chłód, woda powinna siłą rzeczy zamarznąć. A jeśli tak się stanie, wilk nie wydostanie się z sadzawki. - Możemy też poczekać, aż… wrócisz do normy. - podniosłam przekornie jedną brew i czekałam na jego odpowiedź. Naprawdę zaciekawiła mnie jego przemiana! Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałam…

<Lyn? Znowu długaśna przerwa, wiem :/ >