15.02.2021

Od Antilii CD Tsumi

 Zaczęłam szykować odpowiednie przybory kuchenne oraz pozostałe składniki. Tsumi skoczyła jeszcze po butelkę spirytusu, uważając, że musi on być. Nie kłóciłam się z nią – miałam okazję pić kilka rodzajów tego trunku. Jedne wersje są lepsze od innych, tyle w temacie. Zaczęłyśmy mieszać jajka, mleko, cukier i mąkę, tworząc jednolitą masę aby potem stworzyć oddzielne warianty różnych ciastek. Zaczęłam szykować piekarnik, nagrzewając piekarnik do wymaganej temperatury pieczenia, tak aby mogłyśmy zacząć piec od razu po przygotowaniu surowej masy. Przygotowałam za ten czas sos malinowy, którym będziemy nadziewać pączki i inne gotowe łakocie. Wystarczyło trochę cukru oraz substancji żenującej aby stworzyć z tego prawdziwą malinową marmoladę. Kilkanaście minut później timer zadzwonił, ogłaszając, że pierwsza partia właśnie została upieczona. Nie mogłam znaleźć czegoś co nazywa się rękawem cukierniczym więc poszłam na zaplecze. Wcześniej moja towarzyszka nakreśliła mi wygląd tego czegoś. Nagle z kuchni usłyszałam krzyk. Szybko znalazłam się z powrotem w głównym pomieszczeniu. Blacha z pączkami częściowo wystawała z piekarnika a niedaleko piecyka była Tsumi, siedząc i oglądając swoje łapy. Od razu włączył mi się tryb medyka.
– Wszystko w porządku? – zapytałam, szybkim krokiem podchodząc do alfy.
– Nie mogłam znaleźć rękawic i myślałam, że blacha nie będzie aż tak gorąca… – wyjaśniła Tsumi.
– Mogę? – zapytałam grzecznie. Czasami bywam lekko narwana i oglądam ranę bez "zgody" właściciela co go denerwowało a to powodowało trudności podczas badania. Teraz zapytałam, pamiętając swoje błędy aby jeszcze bardziej nie zdenerwować alfy. Poparzenia mają to do siebie, że wprowadzają innych w zły nastrój – ten typ ran jest dosyć drażniący. Pamiętam jak raz musiałam zbliżyć się do lawy żeby odzyskać swoje rzeczy co skończyło się dotkliwymi poparzeniami… Wilczyca podsunęła mi wierzch obu łap, pokazując lekkie acz nadal bolesne oparzenia. Dałam najprostsze zaklęcie znieczulające i poprosiłam Tsumi, aby obmyła łapy zimną, bieżącą wodą. Ja natomiast znalazłam rękawice bardzo głęboko wepchnięta w kuchenną szufladę. Gdy alfa wróciła, nowa partia słodyczy właśnie zaczęła się piec a ta z pieca – studzić na blacie.
– Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, biorąc się za rękaw cukierniczy, chcąc nadziać pierwszą partię. Nałożyła marmoladę (wcześniej dodając trochę procentów) do rękawa i zaczęła nadziewać pączki. Ja natomiast pilnowałam piekących się sztuk i formowałam nową partię.
– Cholera… – zaklęła pod nosem Tsumi. Zaciekawiona, podeszłam do niej, co było błędem. Wadera zaczęła naciskać na rękaw a gdy zbliżyłem swoją głowę do niego, worek pękł przez co znaczna część słodkiego nadzienia wylądowała na mnie. Przez chwilę była cisza lecz po chwili alfa wybuchła szczerym śmiechem. Naprawdę, trudno było mi nie zachichotać. Nie byłam na nią zła, ponieważ nie zrobiła tego złośliwie a czasami lepiej się śmiać niż marnować życie na powagę. Poszłam zmyć słodką marmoladę z twarzy a gdy wróciłam, Tsumi wyciągnęła drugą partię z piekarnika, tym razem w rękawicach ochronnych co mnie bardzo ucieszyło.
– Co zrobimy z tymi wypiekami? – zapytałam, zastanawiając się jak my to wszystko zjemy. 

(Tsumi? Nie bij że zrobiłam z Miśki ofiarę ataku gorącej blachy xd) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz