2.02.2021

Od Antilii CD Nashi

 Przyglądałam się Nashi, będąc pełna podziwu jak bardzo wyrosła i dojrzała lecz nie straciła swojej ikry. Nadal miała w oczach swoją iskierkę i do tej pory nie mogła opędzić się od kłopotów…
– Nawet nie wiesz ile miałaś szczęścia… – powiedziałam, nakładając opatrunek na ranę na karku wilczycy. – A co do Twojej wyprawy… – westchnęłam. – Nie sądzę, żebym udało mi się Ciebie odwieść od tego pomysłu, ba – nawet nie wiem czy ktoś taki istnieje… – Zaśmiałam się pod nosem, wadera również zaczęła chichotać. – …ale proszę, zostać przynajmniej u mnie na noc, aby zobaczyć jak rany będą się goić, dobrze?
– No okej… – zgodziła się. – Ale następnego dnia wyruszam!
–  A ja z tobą – powiedziałam, po czym wyszłam do herbaty, zastanawiając się jaką ma minę ma wilczyca. Z stamtąd zawołałam: – Jaką chcesz herbatę? 

~*~*~*~

– Pokaż mi tą mapę – poprosiłam, siedząc w mojej sypialni i popijając zieloną herbatę. Nashi natomiast dałam napar z kilku ziół leczniczych, które mają pomóc jej w regeneracji. Sięgnęła ponownie do swojej torby, wyciągając pergamin na którym utworzona była mapa. Rysunek był estetycznie wykonany, z dokładnymi wskazówkami lecz część pisma była zapisana w nieznanym mi języku.
– Wiesz, co tam pisze?
– Nie – odpowiedziałam, analizując kartkę papieru. Przyciągnęłam ją bliżej aby przyjrzeć się detalom. Nie byłam kartografem ale kilka razy przydzielono mi Góry Szpiczaste do patrolu, tak więc rozpoznałam sylwetkę. Gdy tylko skojarzyłam miejsce, mogłabym przysiąc, że słyszałam jakieś… szepty. W równie nieznanym mi języku. Potrząsnęłam głową aby pozbyć się bełkotu.
– W porządku? – spytała lekko zaniepokojona Nashi. Zaprzeczam, tłumacząc się, że miałam wizję wspomnienia. Wilczyca wie, że w wyniku tajemniczego wypadku straciłam pamięć i wie, że zdarzają mi się takie… transy. Nie chciałam jej mówić prawdy i szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego… Uznałam to za nic nie warty szczegół.
– Chyba wiem gdzie to jest… – powiedziałam w końcu na głos, przerywając dziwną ciszę.
– Naprawdę? – Wadera wyskoczyła na stół, opierając się przednimi nogami o blat. Spojrzałam na nią, wysyłając jasny sygnał z prośbą o zejście. – O… Sorek… – mruknęła, schodząc ze stołu, przekazując mi przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęłam się lekko na znak zgody.
– Mapa pokazuje szczyty gdzieś na północno-zachodniej części gór. Myślę, że powinnam odnaleźć to miejsce. – Postukałam pazurem w punkt na mapie. – Jednak zanim ruszymy, muszę dowiedzieć czegoś więcej o… tym czymś. – Spojrzałam na torbę Nashi. – Nadal masz tą krew?
– Tak. – Już sięgała po nią ale jej przerwałam.
– Nie teraz – powiedziałam, po czym po chwili dodałam – Masz siłę aby iść ze mną do biblioteki?
– Jeszcze pytasz?! – Nim się obejrzałam, wadera była już przy wyjściu i poganiała mnie – No chodź, szybko!
"Mam nadzieję, że nigdy się nie zmieni" – pomyślałam i wzięłam coś na plecy. Ostatnio bolały mnie krzyże a dzisiaj podobno mocno wieje. "Cholera, starzeje się…".

~*~*~*~

– Masz coś? – zapytała po raz etny Nashi, przynosząc mi kolejne księgi do przejrzenia. A ja po raz kolejny odpowiedziałam jej, że nadal nic nie znalazłam. Siedzimy w bibliotece od kilku godzin, przeglądając już kilkanaście ksiąg. I nadal nic. Zapał wilczycy nieco osłabł jednak nie zamierza rezygnować z wyprawy. Ja również nie zamierzam rezygnować ale z przygotowania. Czuje, że bez niego szybko popadniemy w lodowych czeluściach… Odpędziłam te myśli, skupiając się na swoim zadaniu, szukając jakichkolwiek informacji. Wyciągnęłam jedną z fiolek z torby, wpatrując się w ciemną zawartość wewnątrz probówek, próbując siłą swojego spojrzenia wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje. Nashi krzyknęła z oddali, że idzie do działu alchemii czegoś poszukać. Dobrze, że nie ma tutaj żadnego prawdziwego bibliotekarza inaczej już by dostawała kazanie na temat zachowania w tej świątyni wiedzy. Przez kilka chwil patrzyłam w krew aż ta nagle zaczęła się… ruszać. Nie mam tu na myśli efekt podczas ruszania probówki lecz coś innego. Ciesz zaczęła się… formować. Ciemny płyn zamiast opierać się o ścianki naczynia zaczęły tak jakby lewitować… I nagle znowu te głosy. Dziwne szepty znowu zaczęły lamentować lecz nagle odkryłam, że niektóre słowa umiem rozszyfrować i przetłumaczyć. Dziwna, ożywiona substancja zaczęła niespodziewanie lęgnąć do mnie, miotając się w ciasnym naczyniu. Zaczęłam się dziwnie czuć – byłam otumaniona i mogłabym spełnić każde życzenie. Próbowałam włączyć z tym ale czułam się jakby ktoś zabrał mi duszę. Zupełnie jakby ktoś rzucił na mnie bardzo silny urok… Udało mi się znaleźć lukę w zaklęciu, którą natychmiast wykorzystałam. Upuściłam probówkę, przerywając połączenie między mną  a tym czymś. Na szczęście upadła ona na książkę więc szkło nie roztrzaskało się. Ciężkie szepty zniknęły a krew przestała być ożywioną cieczą tylko zwykłym ciemnym płynem. Serce jeszcze dudniło mi w piersi. Zasłoniłam oczy łapami, chcąc nieco się uspokoić.
– Wszystko w porządku? – zapytał ktoś. Ja, wystraszona, wrzasnęłam, ale po chwili, gdy rozpoznałam Nashi, nieco się uspokoiłam. Nadal jednak miałam serce w gardle.
– Co się stało? – Położyłam swoją łapę na mojej łopatce, przyglądając mi się z troską.
– Coś… Jakoś… Nie wiem – wydukałam, przecierając twarz. – Co przyniosłaś? – Postanowiłam zmienić temat a wilczyca zrozumiała moje intencje. Przejrzałyśmy kilka tomów aż szara wadera znalazła interesującą stronę…
– Antilia, chodź zobaczyć – poprosiła. Podeszłam do niej i szybko przeczytałam znajdujący się tam tekst. Gdy skończyłam, wszystko zaczęło nabierać kształtu.
Tekst opowiadał o rytuale, którzy poniekąd przejmuje kontrolę nad ciałem i umysłem danej istoty kosztem jej duszy oraz zatruciem organizmu gospodarza. Magia ta pozwalała również na zmiennokształtność opętanych zwierząt jednak przyśpiesza ona wyniszczenie ciała. Co ciekawe, zaklęcie te zachowują się jak choroba – poprzez ugryzienie czy kontakt z zakażoną krwią można stać się zarażonym. "To w takim razie czemu ta krew tak na mnie działa?" – zastanawiałam się.
– Miałaś kontakt z krwią tego zajęcopumy kiedy ją zbierałaś? – zapytałam, mając nadzieję, że zaprzeczy.
– Nie – odparła głucho Nashi. Kamień spadł mi z serca. Spojrzała na mnie. – Ja i tak tam pójdę.
– Idę z Tobą ale musimy kogoś powiadomić o naszej wyprawie… Myślałam o Stormy, ponieważ muszę wziąć wolne na ten czas. Poza tym mogła szybko nas znaleźć, w razie czego…
Szara wilczyca potaknęła. Obydwie doskonale znałyśmy moją przełożoną. Czyli jedna kwestia jest już załatwiona…
– Chodźmy – zatrzasnęłam księgę a warstwa kurzu wzniosła się w powietrze, powodując kaszel u mojej towarzyszki, na szczęście szybko jej przeszło. Wzięłam księgę na plecy i rzuciłam na nią zaklęcie lekkości dzięki czemu kręgosłup później nie będzie mnie aż tak bolał. – Musimy się przygotować.

~*~*~*~

– Masz wszystko? – zapytałam, stojąc przed jaskinią Nashi. Z wnętrza groty słyszałam jakieś dźwięki, niektóre dziwne ale nie słyszałam głosu szarej wadery, co mnie ucieszyło. "Brakuje jeszcze urazów zanim wycieczka zacznie się na dobre…" – pomyślałam, nadal czekając. Kilka minut później ze środka wyszła Nashi, ubrana podobnie jak ja – gruby płaszcz i wyposażona w linę oraz czakran. Na jej plecach był plecak z żywnością natomiast w moim był spakowany zapasowy sprzęt wspinaczkowy. Góry Spiczaste nie są łatwym terenem do wspinaczki – tamtejsze szczyty są bardzo zdradliwe i w mgnieniu oka pogoda gwałtownie się zmienia, tak więc moja zdolność do lotu w pewnym momencie może okazać się bezużyteczna. Ściany gór miejscami są niemalże idealnie pionowe i gładkie. Nasz cel jest dosyć wysoko umieszczony więc przed rozpoczęciem wyprawy należy przygotować odpowiedni sprzęt. Na szczęście udało nam się go skompletować.
– Gotowa? – zapytałam moją towarzyszkę, całą uradowana wizją wspólnej wycieczki. Ja jednak czułam lekki niepokój lecz nie chciałam go okazywać. Ostatnie, czego mi trzeba, to strach.
– Urodziłam się gotowa! – zawołała z entuzjazmem i ruszyła przed siebie.
Tak więc ruszamy… 

(Nashi? Co opęta An? xD) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz