13.02.2021

Od Antilii do Tsumi

 Tsumi rzucała mi składniki a ja starałam się je wszystkie złapać. "Dobrze, że mam taki dobry refleks" – pomyślałam, łapiąc ostatni słoiczek z konfiturą. Wyszła na chwilę do innego pomieszczenia, szukając lodówki. Skorzystałam z okazji i przeczytałam listę składników potrzebnych do tych wyrobów cukierniczych. Po pewnej chwili zaczęłam myśleć o osobowości Tsumi. Nie wiem dlaczego, ale czasami zdarza mi się mimowolnie analizować wilki które obecnie są w moim towarzystwie ale niewiele o nich wiem… "Kolejny dziwny nawyk…" – pomyślałam, nadal myśląc o wilczycy. Wcześniej spotkałam ją tylko kilka razy i tylko przelotnie wymieniliśmy zdania, mówiąc tylko o jakimś sztywnym temacie na temat watahy. Wydawała się być w porządku, zarówno jako wilk jak i alfa, choć sprawiała wrażenie lekko… nieogarniętej. Wtedy, kiedy powiedziałam jej, że dzisiaj jest Tłusty Czwartek, podskoczyła jak poparzona i równie szybko wybiegła ze swojego gabinetu. Z pozoru przypominała mi nieco Nashi – nie potrafiąca usiedzieć w miejscu na dłużej niż minutę a poziom entuzjazmu były prawie że równy u obu dziewczyn. W międzyczasie postanowiłam przygotować potrzebne przyrządy – miski, rózgi, łyżki, wałki… Musiałam się trochę naszukać ale udało mi się znaleźć odpowiednią miarkę. Nagle z zaplecza wyszła Tsumi, niosąc pudełeczko które tak szukała w lodówce. Nie mogłam powstrzymać cichego chichotu, gdy zobaczyłam twarz alfy całą w śniegu i w lodzie. Nos był cały w białym puchu, podobnie jak czoło jak i uszy, które dodatkowo miały małe sopelki.
– Nie wiem kto był taki cwany ale nie ma już malin – burknęła wadera, kładąc ze złością puste pudełeczko. Szybko ponownie przebrałam neutralny wyraz twarzy, aby jeszcze bardziej nie jej zdenerwować. Zajrzałam do środka, ciekawa czy rzeczywiście nie tam nie ma. Malin nie było ale było coś innego.
"TSUMIŚ, KRADNĘ MALINKI NA TEGOROCZNY TŁUSTY CZWARTEK! NIE GNIEWAJ SIĘ, TEŻ CIĘ KOCHAM!!!
~ Vespre"

– Znamy przynajmniej złodzieja malin – skomentowałam po przeczytaniu nieco przymarzniętego liściku. Odłożyłam na bok pojemnik i spojrzałam pytająco na przywódczynię watahy. – Robimy bez sosu malinowego?
– Sos musi być, inaczej głupio smakuje ze spirytusem… – mruknęła lekko zdenerwowana. Coś mi się wydaje, że Vespre doskonale zna Tsumi ponieważ żaden normalny wilk nie wkurzyłby tak alfy. A przynajmniej tak mi się wydaje.
– Tyle że mamy zimę tak więc znalezienie żywego krzaka malin graniczy z cudem – dodała po chwili.
– Niekonieczne – wtrąciłam się. Wadera spojrzała na mnie pytająco a więc po chwili dodałam: – Czasami niektóre doliny mają bardzo łagodne zimy więc niektóre rośliny rosną i owocują w środku zimy – wyjaśniłam. Przez chwilę patrzyła się na mnie w bezruchu aż nagle wystrzeliła tak, jakby piorun ją poraził.
– Nowa misja – szukanie malin! – Jakimś cudem, podczas swojego wzbicia się, nie trafiła w sufit, co mnie bardzo ucieszyło. Nie miałam ochoty zajmować się teraz nabitym guzem. Chociaż z drugiej strony cieszyłam się, że Tsumi nie jest taka sztywna, jakby ktoś jej wsadził patyk do kręgosłupa. Umie być sobą, choć widzę, że jest nieco podobna do mnie – stara się zachowywać neutralnie w obecności innych wilków ale pewnie z innych powodów niż ja. Przejmuje się też swoją watahą, co zauważyłam przy wcześniejszych spotkaniach z nią oraz po dokumentach, jakie dzisiaj akurat miała na biurku. Nawet nie zauważyłam kiedy mnie o coś zapytała.
– Co? – wypaliłam, od razu żałując, że nie powiedziałam czegoś bardziej złożonego.
– Znasz jakieś doliny gdzie znajdziemy krzewy malin? – powtórzyła pytanie, tym razem z lekką irytacją w głosie.
– W okolice gór Ciętych. Dzisiaj miałam tam patrol i widziałam kilka zielonych kęp trawy z powietrza. Możemy tam zacząć – powiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Alfa podążała za mną jakbym to ja była przywódczynią stada. Dziwnie się czułam… 

~*~*~*~

– Dalekooo jeszczeee? – po raz etny Tsumi przeciągała głoski, aby pokazać jak bardzo jest zniecierpliwiona.
– Jeszcze kawałek – odpowiedziałam ponownie. – Niecierpliwisz się? – zapytałam, ciekawa dlaczego średnio co 3 minuty pyta jak długo będziemy jeszcze lecieć.
– Po prostu mi się nie chce… Najchętniej poszłabym spać. – Na dowód tego ziewnęła długo. Szczerze mówiąc też powoli byłam senna. W myślach przeklęłam cholerną zimę, kiedy zawsze jestem senna. Na szczęście zauważyłam rysy doliny, nad którą dzisiaj przelatywałam.
– To tutaj – oznajmiłam, szukając wzrokiem jakiegoś fajnego miejsca do lądowania. – Tam. – Wskazałam łapa i zniżyłam lot. Tsumi zrobiła podobnie i chwilę później byłyśmy na miękkiej, trawiastej ziemi. Wilczyca chwyciła kępkę trawy aby sprawdzić, czy jest prawdziwa.
– Ciekawe… – powiedziała.
– Zasługa mikroklimatu, jaki teraz tutaj panuje. – Ziewnęłam dosadnie. Co ciekawe, po chwili Tsumi również ziewnęła. "Jakie to bywa zaraźliwe" – pomyślałam, już myśląc o ciepłym łóżku. Czułam silne bicie czystej magii tak więc skorzystałam ze swoich magicznych zdolności i rzuciłam zaklęcie pobudzające oraz regeneracyjne, żeby pozbyć się nieznośnego uczucia zmęczenia. Myśl o odpoczynku nadal jednak trzymała się, jak natarczywy owad latający wokół twojego ucha.
– Chodźmy tam – zasugerowała alfa, przejmując pałeczkę dowodzenia nad naszą dwójką. Poszukiwania zajęły nam dwie godziny, trzy moje ziewnięcia i dziewięć Tsumi oraz kilkunastu minutowe wspólne marudzenie. Naprawdę chciałam już wrócić do domu, do mojego ciepłego domku…
– TAM SĄ! – zawołała uradowana wadera, podbiecając do dorodnego krzaka malin. Owoce były niestety niedojrzałe, choć powoli przybierały odcień soczystego różu.
– Naprawdę?! – krzyknęła, zauważając jasnozielony kolor malin. Powoli podeszłam do rośliny, przyglądając się jej. – Taki szmat drogi po niedojrzałe jagódki?!
Nie zwracając uwagi na Tsumi przeklinającą wszystko co żywe i martwe, ja skupiłam spojrzenie na krzewie, kierując do jego owoców magię z pobliskich podziemnych źródeł, nakazują tej mocy aby owoce dojrzały. Po kilku chwilach maliny przybrały swój dojrzały, różowo–czerwony kolor.
– Już! – zawołałam i zaczęłam zbierać maliny.
– Co już? – spytała zaskoczona wadera
– Maliny dojrzały – odpowiedziałam. – Masz koszyk? Nie mam gdzie je dać.
– Jak? I jaki koszyk?
– Przecież jestem białym magiem – wyjaśniłam. – Masz ten koszyk?
– ...nie…? – Tsumi każdą literę dawała na wyższą tonację. – Ale zaraz skołuję jakiś kosz! – I zniknęła w lesie. Nie czekałam długo, ponieważ kilka minut później niosła w zębach koszyk z gałęzi. Postawiła go na ziemi i już chciała wziąć się za zbieranie malin gdy nagle leśną ciszę przerwał jakiś ryk. "Błagam, tylko nie to" – przypominając sobie raport jaki składałam Stormy. Niestety, jak na złość bogowie zesłali nam tutaj dużą, niewyspaną kulę brązowego futra.
– Czy choć raz mogę zrobić coś bez ataku niedźwiedzi, gryfów czy innych smoków?! – krzyknęłam na całe gardło, mając dość takich komplikacji przy tak prostym zadaniu jak zbieranie głupich malin. 

(Tsumi? Włochaty kolega się nie wyspał więc będzie się pruł)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz