Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w szum wody, siedząc na krawędzi jednej z kaskad Wodospadu Niedźwiedzi, delektując się porannymi promieniami słońca tańczących na powierzchni płynącej wody. Stormy poprosiła mnie, abym dzisiaj przyjrzała się terenom na wschodzie tak więc zrobiłam. Przymierzyłam zarówno Grot Szpiczaste jak i Cięte, nie znajdując nic podejrzanego. Wracając, zauważyłam, że mam jeszcze trochę czasu do odprawy, tak więc postanowiłam zrelaksować się, korzystając z siły krystalicznie czystej wody aby zasilić swoje rezerwy magii. Przysiadłam na płytkim brzegu, kilka centymetrów nad przepaścią, pozwalając, by woda obmywała moje futro, zabierając wszystkie złe myśli i odczucia ze sobą w dół rzeki. Uwielbiałam ten moment – panował spokój oraz czułam potęgę jednego z czterech moich żywiołów. Z mojego transu wyrwało mnie skrzeczenie jakiś ptaków, które odbiło się echem wśród szczytów chroniących wodospad. Uznałam, że to czas, aby wrócić. Wstałam i rozłożyłam swoje skrzydła, podobne do tych, które posiadają ptaki i wzbiłam się w powietrze. Mimo panującej zimy i niskich temperatur na ziemi, górna warstwa powietrza była wystarczająco ciepła, abym mogła pozwolić sobie na lot szybowy. Kierowałam się na północ, w stronę Jaskini Patroli, gdzie spotykałam się z moją przełożoną, składając jej raport i ucinając sobie szybką pogawędkę. Kilkanaście minut później zobaczyłam charakterystyczne elementy krajobrazu, wiedząc, że zaraz będę musiała nieco zwolnić aby bezpiecznie wylądować. Już z daleka widziałam sylwetkę Stormy, czekająca na mnie. Kilka uderzeń skrzydeł dalej byłam już na stałym gruncie, witając się z wilczycą.
– Cisza i spokój, tak jak zawsze – powiedziałam na przywitanie.
– Ciebie też miło widzieć. – Uśmiechnęła się, pokazując zadbane zęby. – Znalazłaś coś ciekawego?
– Kilka niedźwiedzi robił rozwałkę w dolinie Gór Ciętych. Pewnie za mało się obżarły na zimę… – Na to Stormy zaczęły się śmiać, mówiąc, że pewnie mam rację. Złożyłam jej szczegółowy raport, opisując pogodę, obecność i liczebność zwierząt oraz ewentualne niuanse, które przykuły moją uwagę. Już miałam się zbierać do siebie, kiedy wadera zadała mi ciekawe pytanie.
– Masz już pączki? – spytała skrzydlata wilczyca.
– Słucham? – zapytałam, lekko zdziwiona pytaniem.
– No na Tłusty Czwartek. To już dzisiaj – odparła, lekko unosząc jedną brew.
– Nie wiem o co Ci chodzi… – odparłam lekko burkliwie.
– Naprawdę nie wiesz co to Tłusty Czwartek? – Zdziwiona Stormy sprawiała wrażenie zaskoczonej. Zaprzeczyłam, kiwając głową na boki. – Tłusty Czwartek to czas, w którym robimy słodycze, by się później nimi zajadać. Głównie robimy pączki ale też jemy inne tłuste potrawy czy smakołyki. Myślałam, że wszystkie wilki znają to święto…
Ja się nic nie odzywałam, jedynie słuchałam. Jako medyk nie popieram jedzenia tłustych rzeczy jednak nie jestem niewinna – czasami lubię zjeść coś bardziej kalorycznego.
– Masz sprzęt do robienia pączków?
– A co potrzeba? – odpowiedziałam na pytanie pytaniem. Stormy zamiast powiedzieć, zniknęła gdzieś w dalszych częściach jaskini. Nagle rozległ się brzęk a następnie krótkie szuranie. Po chwili wilczyca wyszła, niosąc ze sobą pudło wypełnione różnymi przyborami kuchennymi oraz składnikami. Położyła pudło na ziemi, objaśniając co jest potrzebne. W środku była jeszcze instrukcja wykonania samych pączków. Podziękowałam za wszystko, a gdy wilczyca uniosła się w przestworza, ja zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko sensownie przetransportować…
~*~*~*~
– Cholera! – zawołałam, kiedy już udało mi się wylądować przed moją jaskinią ale przy okazji z kartonu wyleciała co najmniej połowa zawartych w nim rzeczy. Szybko pozbierałam rozsypane przyrządy kuchenne i inne składniki, po czym zaczęłam ciągnąć karton po surowej skale, modląc się, aby jego dno nagle nie rozwaliło się. Na szczęście udało mi się bezpiecznie przetransportować wszystko do mojej kuchni. Zaczęłam wszystko wyjmować i przygotowałam blat kuchenny, bym mogła spokojnie pracować. Początki nie były najlepsze, ponieważ pierwsze partie albo wyszły surowe albo zbyt spalone. W końcu znalazłam rytm, dzięki czemu pączki wyszły niemalże idealnie, przynajmniej dla mnie. Znalazłam kilka słoików z dżemami, które bardzo lubię, i zaczęłam nadziewać pączusie. Kilka pierwszych nie wyszły najlepiej ale nie chciałam marnować dobrego ciasta dlatego je zjadłam. “Już mam jakiś wynik” – pomyślałam radośnie, starając się nie myśleć ile kalorii wchłaniam. “A co! Zima jest i muszę nieco przytyć, żeby było mi ciepło!” – pomyślałam, dalej tworząc nowe sztuki. Postanowiłam lekko zaszaleć i przyozdobiłam kilka pączków wymyślnymi wzorkami. Zadowolona ze swojej pracy, zaczęłam je pakować i przygotowywać do podróży. Stormy napisała, abym wzięła gotowe oponki do Tsumi – alfy watahy. Szczerze mówiąc zastanawiałam się dlaczego właśnie do niej a nie do kogoś innego. Nie dyskutowałam z tym tylko postanowiłam zrobić tak jak napisała a sama się dowiem dlaczego właśnie mam lecieć ze swoimi pączkami do alfy Watahy Mrocznych Skrzydeł.
~*~*~*~
Tym razem udało mi się wylądować bez niepotrzebnego bałaganu i, dzięki bogom, bez pączkowej rozwałki. Udałam się do gabinetu Tsumi, mając nadzieję tam ją zastać. I rzeczywiście, była tam. Zapukałam do drzwi a gdy usłyszałam “wejść!”, delikatnie otworzyłam je, wchodząc do środka. Poczułam się jakbym znów po raz pierwszy tutaj wchodziła – duże okno wychodziło na południową część pałacu, która, moim zdaniem, była najpiękniejsza. Wilczyca siedziała przy oknie na poduszkach, patrząc na coś w oddali.
– Coś się stało, że mnie odwiedziłaś? – zapytała alfa, spoglądając na mnie.
– Tłusty Czwartek się stał – odpowiedziałam żartobliwym tonem.
– To już dzisiaj?! – zawołała wadera, zrywając się na nogi.
– Też nie wiedziałam, że to dzisiaj… – odpowiedziałam, po czym odchrząknęła. – Stormy przekazała mi, abym Ci je przyniosła. – Położyłam pączki na biurku, mając nadzieję, że jej zasmakują. “Czy można wyrzucić kogoś z watahy za pączki?” – zaczęłam gorączkowo myśleć.
(Tsumi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz