2.09.2019

Od Krzemienia CD Kennego

Kiedy pewnego dnia otworzyłem swoją spiżarnię, powitały mnie nieprzyjemne pustki. Okrągłe, drewniane drzwi zaskrzypiały donośnie, a echo poniosło się po całej jaskini. Wykopana w skale nora poprzedzielana rzędami półek, z których zazwyczaj wysypywały się nadmiary warzyw, ziół, owoców i grzybów, teraz mogły gościć co najwyżej rodzinę pająków. Niedobrze Krzemień, oj niedobrze. Jak mogłeś wyżreć całe zapasy i to jeszcze samemu. Co ty będziesz, stary pryku, jadł przez zimę? Lato się już skończyło, jesień za pasem.
Złapałem się za brzuch, pysk wykrzywił mi się w grymasie. Nagle podskoczyłem jak poparzony i stanąłem na 4 nogi. No tak! Przecież nadchodzą zbiory, czy ja przypadkiem niczego nie wysiałem na wiosnę?

Wyskoczyłem z jaskini i potruchtałem w las. Swoją drogą zapomniałeś gdzie ja to cholibka zrobiłem, ale od czego ma się dobry wzrok, haha! Po dwóch godzinach poszukiwań czułem się jak wiewiórka, która zapomniała gdzie schowała orzeszek. Z każdym kolejnym krokiem, moja pamięć rozjaśniała się tylko o ciupinkę, coraz bardziej czułem, że to może być tuż za rogiem, za drzewem albo za wzgórzem. W końcu wyszedłem na dużą polankę, na której środku stała naga, szara skała. Rozejrzałem się: ani śladu pszenicy, marchwi ani nawet fasoli. Skala była na tyle duża, że łudziłem się, że może ona może mi zasłaniać widok. Podszedłem bliżej, powoli, aż coś nie świsnęło w niebo prosto na mnie. Myślałem, że mnie zaatakuje, ale stworzenie po prostu przeleciało tuż nad moją głową, zmuszając mnie do padnięcia na trawę. Zatrzepotało, zakręciło się w powietrzu- pomyślałbym, że to ptak, gdyby nie rozmiary zwierzęcia oraz gulgot błoniastych skrzydeł w kontraście do braku charakterystycznego świstu lotek, jakie wydawałyby orły. Spróbował mi się przyjrzeć i to był jego błąd- zaczął gwałtownie tracić wysokość. W końcu to nie koliber, żeby mógł tak sobie latać w miejscu. Najwidoczniej ciut spanikował, próbował zawrócić w miejscu, ale skończyło się na tym, że wleciał wprost na szarą skałę. Gdy opadł z plaskiem na ziemię, wkrótce na moich oczach smok zamienił się w czarnego, rogatego wilka z głupim wyrazem twarzy. Musiał mocno przywalić albo po prostu tak już ma, heh.
Nagle coś zaświtało mi w umyśle.
- Hej! - Próbowałem zwrócić na siebie uwagę. - Umiesz tak jeszcze raz?
Basior ocknął się z oszołomienia.
-Że jak, wylecieć w litą skałę? Wybacz, ale drugi raz podziękuję.- Zaczął masować guza na głowie.
- Nie nie nie, „zamienić się" miałem na myśli. W smoka albo w cokolwiek latającego.- Pokazałem łapami skrzydła jak w kalamburach, a uśmiech nie znikał mi z pyszczka. Mogłem wyglądać jak stuknięty, ale mam to gdzieś.
- Taaak...a dlaczego pytasz?
- Słuchaj młody, tak się składa, że co mi się zgubiło. Pomożesz?

(Kenny? Musisz wybaczyć mi te lata czekania, z wakacji wróciłam dopiero wczoraj po prostu)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz