5.02.2018
Od Tori do Temisto
Jutro do szkoły! Seven i Tora to jakoś przeżyją. Nie ja. Ja siedziałam skwaszona na poduszce. Mimo, że mieliśmy tylko jedną lekcję, i przychodziliśmy na wybrane godziny, to jakoś nie czułam się lepiej. Czytanie i pisanie... mówiła coś o tym Kaja, stawiając na stole ciężki podręcznik. Alfabet umiem, oraz jako tako liczyć, ale zwykle moje próby kończą się błędem. Zaczęłam wydłubywać czerwone pestki granatu. Jedzenie roślin mi nie przeszkadzało.Zobaczyłam lekko prószący śnieg. Nareszcie! przez ostatni miesiąc była plucha! Szybko zeskoczyłam i pobiegłam do wyjścia, lesz gdy już miałam dotknąć śniegu, coś mnie powstrzymało przytrzymując za ogon.
- A dokąd to? - mama patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem
- Na dwór - odpowiedziałam
- Możesz się przeziębić. Jest minusowa temperatura.
- To ja wezmę szalik.
- A jak się zgubisz?
- Chodziłam z tatą na polowania. Nie zgubię się.
- Ech.... no dobrze - westchnęła. Zaczęła obwiązywać mnie miękkim, wełnianym, niebieskim szalikiem. - Idź już.
- Dzięki! - wybiegłam na dwór
- Tylko nie wchodź na zamarznięte stawy i jeziora! - usłyszałam za sobą. Biegłam truchtem przez polankę z dziwnymi, wysokimi kamieniami. Miałam przymrużone oczy i wyciągnięty język łapiący pojedyncze płatki śniegu. Doszłabym tak pewnie do rzeki, gdybym nie weszła na coś... małego i miękkiego.
- Przepraszam. - powiedziałam szybko, odskakując.
< Temisto? >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz