Podniosłam łapę nad główkę szczenięcia. Fioletowa waderka skuliła się, a reszta maluchów pisnęła. Mateo delikatnie odsunął moją łapę od swojej siostry. Trzepnęłam go w pysk, na co odpowiedział bijącą z oczu dezaprobatą i cichym mruknięciem.Westchnęłam.
- Musimy się jakoś wydostać z tego syfu- powiedziałam machnąwszy łapą, aby pokazać, że miałam na myśli nasze otoczenie.- Nie wytrzymam dłużej z tym.. ekhm.. ekscentrycznym towarzystwem.
Basior tylko pokręcił głową.
- Przecież jesteśmy na środku morza, nie możemy wysiąść przed osiągnięciem celu.
- Właśnie.. gdzie w ogóle jest ten cel?- zapytałam uświadamiając sobie, że przecież nawet nie wiem, gdzie płyniemy.
- Nie wiesz? Skąd ty tu w ogóle?
- N-nie..
- Do mojego domu. To nie miejsce dla takich wychuchanych panienek jak ty. -tutaj wypiął pierś dumnie jak kogut Mariusz chowając bilety. Prychnęłam.
- Mieszkasz u tej bety, prawda? Poza jej jaskinią przecież nie masz domu.
- Ja? Nie mam? Kto tutaj jest sierotą? - zadrwił gruby czarnuch. Zamyśliłam się.
- Eee..e.... my oboje, bo rodzice zastępczy się nie liczą.
<Meteo daj wenę mi help>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz