28.02.2018

Od Rav Do Kai


Kaja była bardzo sympatyczna... nie wiem ile tu mieszkała... ale znała każdy kąt...
Tłumaczyła mi to dość szybko, więc nie zapamiętałem wszystkich imion.. Wataha do której trafiłem była dość duża! Duża... mało powiedziane... ok .86 wilków!... A osobiście poznałem dopiero 34...
W tym większość tego to szczeniaki...
-Cho! Zaprowadzę cię w jedno z moich ulubionych miejsc! -Kaja krzyknęła mi do ucha... od razu się obudziłem.
-Ach... tak...em.. co?
-Po prostu cho! -Wilczyca pobiegła na wzgórze pełne krzewów jagód...  Nie miałem innego wyjścia niż pobiec.. -AŁ! Kolce! - Oblizałem łapę.
-Rav! Uważaj trochę!
Po 10 minutach wspinaczki i omijania kolców dotarliśmy na skraj urwiska.
-Stąd widać połowę watahy! -Widok był prawie tak śliczny jak ja!  Kaja położyła się na skraju...Zrobiłem to samo.
-Nie boisz się że zlecisz?
-Nie! A czemu?
-Nooo... jak byś zleciała to zgon pewny...
-E tam! Lubisz jagody?
-Nooo... trochę tak...
-To weź mi przynieś! Tam rosną! -Wskazała na krzak.
-A ty nie możesz?
-Basiory powinny dbać o Wadery!
-Ale my nie jesteśmy razem!- Zarumieniłem się, czy ona coś sugeruje?
-To nieważne! Rusz tyłek! -Zaczęła się śmiać na cały głos.
-Dobra...

<Kaja?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz