Nim się obejrzałam, nastało lato, a fale upałów uniemożliwiły wielu wilkom, w tym mi, normalne funkcjonowanie, zmuszając do przebywania przez większość dnia w chłodnym ukryciu. Przez długi czas prawie nikogo nie widziałam. Mieszkając na uboczu nigdy nie spotykam zbyt wielu wilków, jednak ostatnimi czasy przychodziły do mnie dwa, może trzy znajome osobniki na krzyż po porady, o obcych nie wspominając.
Już prawie zapomniałam o przygodzie, którą przeżyłam razem z Lyniem. To było zarazem magiczne i straszne, dzięki temu znów poczułam dreszcz ekscytacji i zobaczyłam, że mogę tu zdobyć prawdziwych przyjaciół, ale… tak dawno się już nie widzieliśmy. Po ustaleniu, że musimy zostawić dżina na później, żeby jak najlepiej wykorzystać jego moce, każde z nas udało się w swoją stronę. I dobrze, przecież każde z nas ma obowiązki i własne życie…
Cały ten czas zgłębiałam ścieżki, którymi mogły wędrować odebrane mi moce. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do istoty, która je przejęła i sądzę, że to niemożliwe. Poza tym myślę, że gdybym nawet ją odszukała, nigdy nie odzyskałabym SWOICH mocy, a po prostu moc, którą zabrałabym demonowi i mogłabym wykorzystać na swój sposób. W moim umyśle tworzyło się coraz więcej ścieżek i niewiadomych i powoli traciłam chęć do zgłębiania którejkolwiek z nich, jednak wiem, że nigdy nie ucieknę pragnieniu, które mam w genach - pragnieniu potęgi i… bezpieczeństwa, które zapewnić mi może jedynie własna siła.
Wiatr zabębnił w naczynia stojące przed moją jaskinią. To przypomniało mi, że miałam zebrać brakujące składniki na leki; nic niezwykłego, te najbardziej pospolite elementy zawsze kończą się najszybciej. Wyszłam w domu, przewiesiłam naczynia związane sznurkiem przez ramię jak torbę i ruszyłam do lasu.
Po drodze nie zdarzyło się nic niezwykłego. Ostatnimi czasy demony i istoty otchłani rzadko mi się ukazują, prawdopodobnie przez to, że dzień jest długi i promienie słońca wślizgują się nawet do najciemniejszych zakamarków lasu.
Wracając do jaskini, usłyszałam hałas, który dobiegał z jej kierunku. Czym prędzej pobiegłam za dźwiękami rozrzucanych naczyń i warczenia. U wejścia do nory spostrzegłam ciemne smugi wylatujące z otworu. Z daleka wyglądały jak czarny, smolisty dym, ale kiedy po cichu podeszłam bliżej, zaczęłam się domyślać co to takiego. Pomógł mi w tym odór, który wydzielały opary - połączenie siarki, mokrej ziemi i zgniłego mięsa. Wkroczyłam w ciemności jaskini. Całe wnętrze było pochłonięte przez cień, mimo że gdy wychodziłam, w norze panował jedynie półmrok. Po kilku krokach w głąb niemal nie widziałam już swoich łap.
Słyszałam jak walka gorzeje. W końcu, gdy stanęłam pośrodku głównej komnaty, zobaczyłam wijące się ciało dużego wilka, a nad nim smugę dymu, gęstszą i bardziej żywą niż reszta mgły, która wypełniła jaskinię. Demon nie zwracał na mnie uwagi, był zbyt skupiony na swojej ofierze. Podkradłam się jeszcze bliżej. Zaparło mi dech, kiedy w miotającym się wilku rozpoznałam Lyna. Wiedziałam, że muszę działać szybko, bo inaczej demon go zabije. Możliwe, że to ta istota, która dopadła go w dniu, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, a jeśli nie, Lyn musi stanowić wyjątkowy cel dla mieszkańców Otchłani.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić; demon wydawał się bardzo potężny. Teraz był w morderczym transie, był całkowicie skupiony na wbiciu swojego cienia w ofiarę, ale jeśli spostrzeże moją obecność, ani ja, ani Lyn nie będziemy mieć szansy na przetrwanie.
Wycofałam się dalej, w głąb jamy. Zatrzymałam się dopiero, kiedy piętami dotknęłam ściany przeciwnej wyjściu. Zamknęłam oczy i zaczęłam powtarzać inkantację, której nauczył mnie mój towarzysz - słowa, których brzmienie miało wyrwać go z Otchłani kiedy będę go potrzebować. Niestety, każde mroczne zaklęcie kosztuje. Niestety, dopiero w przyszłości dowiem się, co muszę oddać demonowi za przywołanie go.
Poczułam delikatną woń siarki dochodzącą zza moich pleców i ciężar, spoczywający na moich barkach.
- Jak mam się go pozbyć? - zapytałam z nadzieją, że towarzysząca mi istota zechce mi pomóc.
- Zobacz, jak jest zawzięty… Jak bardzo chce pochłonąć małego wilka w całości… Chcesz go tego pozbawić? Chcesz mu odebrać jedyną radość, jedyny cel życia? Kim jesteś, żeby zabierać drapieżnikowi ofiarę, którą śledzić cierpliwie miesiącami?
- Pomożesz mi, czy nie? - cicho warknęłam - Wisisz tylko na mnie i nic nie robisz. Beze mnie tułał byś się po Otchłani jak cielę. Przydaj się wreszcie na coś.
- Mamy siłę, żeby go zabić. Tak, MAMY, bo ty sama sprawisz mu niewiele więcej bólu niż komar gryzący krowę. To bardzo potężna istota, choć nie należy do elity. Jest, jakby to powiedzieć, wyższą klasą średnią wśród demonów. Z moją pomocą możesz wejść w niego i dopiero wtedy cokolwiek mu zrobić.
- Wejść w niego? Przecież on nie ma ciała… Masz na myśli, żeby przedostać się przez niego na drugą stronę? - przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Dawno już nie wchodziłam na skraj Otchłani, a nigdy jeszcze moją bramą nie był demon.
- Dokładnie! - byt lekko podskoczył na moich barkach - Widzisz jego łeb? To bardzo proste… W twoim przypadku wystarczy, że swoją małą główkę wsuniesz w jego czerep.
- To brzmi jak żart - zmieszałam się. Demon brzmiał, jakby robił sobie ze mnie żarty.
- Absolutnie nie żartuję - syknął mi do ucha - Kiedy to zrobisz, twoje ciało połączy się z jego tutejszym ucieleśnieniem i będziesz mogła dotrzeć do jego umysłu w Otchłani. Tik-tok maleńka, czas nagli - mruknął i popchnął moją głowę tak, żebym zobaczyła, jak mroczna istota wpycha swoje smoliste macki do pyska Lyna, chcąc go pochłonąć.
Czując na plecach obecność towarzysza, rzuciłam się do przodu, w kierunku wielkiego demona. Zauważył mnie dopiero, kiedy wkroczyłam w ciemną plamę jego “ciała”. Było już jednak zbyt późno i zdążyłam wsunąć pysk w miejsce, w którym jak przypuszczałam, znajdowała się jego głowa.
- Brawo - usłyszałam zadowolone syknięcie i poczułam nagle, że moja istota mnie opuściła.
Momentalnie poczułam, dlaczego koniecznym było, żeby demon mi towarzyszył. W jednej chwili moje ciało zaczęło coś jakby rozsadzać od środka, na całej powierzchni skóry zaś czułam wbijające się gwoździe. W mojej głowie słyszałam tylko szum, syczenie przywołujące na myśl powietrze uchodzące z balona. Czułam jak ziemska powłoka demona miażdży mnie w swoim wnętrzu. Zamknęłam oczy.
Wiedziałam, że przeszłam do Otchłani. Niczego na świecie nie da się przyrównać do przebywania po drugiej stronie. To jak świat bez materii. Oceany bez wody, ziemia bez cząstek, przestrzeń bez powietrza. A jednak kiedy w niej przebywasz, widzisz kształty, które znasz poniekąd ze swojego życia. Drzewa, jeziora, nawet zwierzęta. Otchłań dla każdego przyjmuje nieco inny kształt i dlatego właśnie dla mieszkańców świata materialnego jest tak bardzo niebezpieczna. Daje poczucie bezpieczeństwa, pokazując nam coś co znamy. Demony w Otchłani widzą tylko pustą, mglistą przestrzeń. Między innymi dlatego tak bardzo łakną ciał ziemskich istot. Przejmując czyjeś ciało, zaczynają dostrzegać po drugiej stronie kształty z pamięci danej istoty, a ich świat staje się dzięki temu nieco mniej pusty.
Spodziewałam się zatem lasu, ale ujrzałam tylko ciemność. Zrozumiałam, że weszłam w powłokę demona i tak, jak demony przejmują ciała istot żywych, ja przejęłam po części jego, żeby przejść na drugą stronę.
Czułam pulsującą w nim nienawiść i przebiegłą, pustą chęć odbierania życia. Gdy wybudziłam się całkowicie z odrętwienia, słyszałam jego obrzydliwe szepty w głowie. Groził mi, ale czułam, że zaczyna się bać. Skupiłam się na tym, by wypuścił Lyna, by zmusić go do opuszczenia, zaczęłam poruszać jego dryfującym umysłem i nakierowałam go na inną ofiarę. O tym, kto to był, chcę zapomnieć na zawsze, w tamtej chwili wiedziałam tylko to, że muszę uratować Lyna.
Demon wypuścił basiora z objęć, a ja ocknęłam się pod ścianą jaskini, którą otulało delikatne światło zachodzącego powoli słońca. Natychmiast poderwałam się z miejsca i doskoczyłam do jednej z półek, z której zdjęłam amulet ochronny z turmalinem powleczonym rubinowym prochem. Założyłam go na szyję wilka, który już po chwili ocknął się i wstał.
- Lyn, jak dobrze, że się obudziłeś! - zawołałam i odetchnęłam z ulgą. Do momentu obudzenia się z otępienia nic nigdy nie jest pewne. Teraz Lyn miał większe szanse na przetrwanie ewentualnych powikłań po ataku. Nadal może zdarzyć się wszystko...
- Dziękuję za pomoc - basior uśmiechnął się do mnie i postąpił kilka kroków. Po chwili zaczął się krztusić.
Domyśliłam się, co się stało. Demony nigdy nie odpuszczają tak łatwo i zawsze starają się wyssać z ofiary choć trochę. Ten konkretny prawdopodobnie zagnieździł się w Lynie i kiedy zmusiłam go do odejścia, jego cząstka i tak w nim pozostała. Niestety, sama wiedza o tym nie pozwala się z tym uporać i nie miałam pojęcia jak pomóc wilkowi przeżyć. Teraz jedynie amulet mógł go utrzymać przy życiu nieco dłużej, dzień, może dwa. To niewiele, ale bez kamienia ochronnego byłoby to najwyżej kilka godzin.
Musiałam szybko wymyślić jak mu pomóc. Mimo że nie znam basiora zbyt długo, nie mogłabym sobie wybaczyć jego śmierci, tym bardziej, że owładnięty przez demona mógłby nie umrzeć całkowicie. Prawdopodobnym jest, że stwór przejąłby ciało Lyna w celu torturowania go, wysysania powoli i wykorzystywania materialnej powłoki do wyrządzania zła na świecie.
Wyciągnęłam z szafy księgę lekko oprószoną kurzem. Otworzyłam ją i zaczęłam wertować w poszukiwaniu “przepisów” na egzorcyzmy, jak lubiłam je nazywać. Księga ta towarzyszy mi od dawna i zapisuję w niej wszystko co uda mi się odkryć lub usłyszę i chcę zachować na przyszłość. Tak właśnie stało się z kilkoma zapisami o egzorcyzmach. Sama tylko kilka razy je odprawiałam, ale poznałam wiele wilków, które miały duże doświadczenie w przeprowadzaniu tych niezwykle złożonych rytuałów.
Po około godzinie wreszcie znalazłam to czego szukałam. Przeczytałam zapiski i zatrzymałam się na punkcie, który mógł okazać się najbardziej problematyczny. Składniki, których trzeba użyć do olejów są proste, tak samo jak zioła, z których należy ugotować wywar, jednak nie wiem czy znajdę cztery inne wilki do pomocy. Tak, egzorcyzm musi być odprawiony przy udziale pięciu wilków. Zamyśliłam się. Na początku pomyślałam oczywiście o Antilii. Kiedyś ją spotkałam i wiem, że posiada dużą wiedzę, jest odpowiedzialna i odważna. Kenny również nadawał się świetnie do tego zadania jako, że jest głównym magiem watahy. Fluffiego nie poznałam, mimo że jest w radzie. Nie wiem jakie doświadczenie ma z mrocznymi mocami, ale jako wyrocznia na pewno wie jak radzić sobie z różnymi zagrożeniami. Liczę też na pomoc Igazi, która powinna być specjalistką w kwestii demonów jako egzorcystka. Teraz tylko muszą zgodzić się, by pomóc mi ratować Lyna.
Czas gonił, więc nie mogłam zrobić nic innego jak zostawić Lyna w pracowni i wyruszyć na poszukiwanie pomocy.
- Lyn - zwróciłam się do wilka słaniającego się na nogach. Było z nim źle - Idę szukać pomocy. Nie ruszaj się stąd, niedługo wrócę.
Basior nadal leżał nieprzytomny, nie chciałam go jednak zostawiać bez słowa. Możliwe, że nadal może mnie usłyszeć.
Najpierw odwiedziłam Antilię.
- To fascynujące… - powiedziała cicho Antilia - Jesteś pewna, że to demon?
- I to dość potężny - odpowiedziałam szybko - Dlatego potrzebuję pomocy aż tylu wilków. Musi być nas przynajmniej piątka, a przydałoby się więcej, gdyby któreś z nas opuściły siły. Gdybyś miała kogoś zaufanego, kogoś kto może podołać zadaniu, przyprowadź go, proszę. Każdy może się przydać, choćby dla samego wsparcia energetycznego.
Od niej pobiegłam do Kennego. Jego również nie musiałam długo przekonywać.
- Jestem tu w końcu magiem, prawda? - uśmiechnął się basior - Poza tym, nawet gdybym nie pełnił tu żadnej funkcji, nie mógłbym przejść obojętnie obok czegoś takiego!
Powtórzyłam Kennemu to samo, co powiedziałam Antilii. Basior skinął głową i odpowiedział, że postara się kogoś przyprowadzić.
Na koniec udałam się do Igazi, a następnie do Fluffiego. Znalazłam oba wilki, jednak nie mogły mi dać natychmiastowej odpowiedzi, czy uda im się przybyć na miejsce.
Nie byłam pewna co zrobić w takiej sytuacji. Co prawda Kenny i Antilia obiecali zapytać innych, czy mogą do nas dołączyć, ale nic nigdy nie wiadomo i wszystko może się zdarzyć, a czasu zostało niewiele. Chciałam już jak najszybciej wrócić do pracowni, by doglądać Lyna, jednak jeszcze po drodze zajrzałam do kilku znajomych wilków i poprosiłam je o pomoc. Nie potwierdziły przybycia, ale też nie odmówiły. Pozostała mi nadzieja, że nazajutrz przed moją jaskinią zjawi się niemały tłumek, a przynajmniej czwórka wilków.
Wróciłam do jaskini. Lyn nie poruszył się i leżał w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Rozpoczęłam żmudny proces tworzenia naparów i olejów potrzebnych do egzorcyzmu. Cały czas słyszałam pomrukiwanie cierpiącego basiora, co niejako mnie pocieszyło, ponieważ oznaczało to, że nadal żyje.
Mieszałam zioła, wonna para buchająca z kotła wypełniła sale jaskini, a na podłodze pod blatem widoczne były plamy oleju. Pracowałam w pośpiechu, jednak byłam całkowicie skupiona. Niewiele potrafiło mnie zdezorientować, podczas pracy. Kiedy skończyłam, na moim biurku stało pięć czarek z naparami i pięć ampułek z olejkami. Byłam z siebie zadowolona.
- Zrobiłaś dla tego wilka wszystko co mogłaś… - powiedziałam do siebie.
- Tak, zrobiłaś dla niego wszystko co mogłaś… i chciałaś zrobić. - zawtórował głos zza pleców i zachichotał.
O dziwo jego słowa sprawiły mi przyjemność.
- Masz rację.
- Czyżby?
- Naprawdę chcę go uratować.
- Dlaczego?
- Ten wilk nie zasługuje na śmierć. Jeszcze nie, a tym bardziej na taką. - byłam pewna swoich słów. Lyn, którego znałam, był dobrym wilkiem.
- Każdy zasługuje na śmierć - sapnął demon - Każdemu jest ona pisana, więc każdemu przysługuje…- Nie łap mnie za słówka, zarazo - syknęłam. Rzuciłam się za siebie i kłapnęłam ostrymi zębami, jednak towarzysza już nie było. Oblizałam pysk i fuknęłam, wciągnąwszy przez nos drażniący odór siarki. Przykryłam Lyna kocem, a sama położyłam się spać. Musiałam być wypoczęta, by nie opaść z sił podczas rytuału. Z samego rana wyszłam przed jaskinię. Moim oczom ukazało się kilka wilków. Nie było ich wiele, ale miałam nadzieję, że tyle wystarczy, żeby utrzymać Lyna przy życiu. Nikt, łącznie ze mną, nie miał pojęcia czego możemy się spodziewać po tym egzorcyzmie.
- Zaczynamy - powiedziałam.
***
<Uwaga! To opowiadanie jest dla mnie wyzwaniem, bo chcę je poprowadzić współpracując z innymi członkami watahy. Fluffy i Igazi nie odpowiedzieli jeszcze na moje “wezwanie”, więc tylko o nich wspomniałam, niemniej nadal zapraszam do współpracy! A właściwie to zapraszam każdą chętną osobę do napisania pojedynczego opowiadania, jak z ich perspektywy wyglądał egzorcyzm.Jednak przed tym sama muszę napisać scenariusz tegoż. Wiem, że zgranie się może być trudne, ale myślę, że to może być ciekawe. Chętnych do uczestniczenia w historii proszę o kontakt, najlepiej na maila, prędko w miarę możliwości, żeby dalszy ciąg opowiadania (ostatni fragment z “listą” osób uczestniczących i nakreślonymi wydarzeniami) wpadł jak najszybciej <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz